Tak, to dzieję się naprawdę. Egzorcyzmy się nie skończyły. Ksiądz wciąż stoi nade mną i modli się. I te osoby, które modliły się z księdzem, też tam ciągle są i wciąż nieustannie modlą się.
Tego dnia nie planowałam spowiedzi. Moja ośmioletnia córka przygotowywała się do rocznicy komunii św. "Mamo, a dlaczego ty się nie spowiadasz? " "Przecież właśnie idę ... " powiedziałam zaskoczona sama swoją decyzją, bo rozmowa z córką odbyła się na wprost "wolnego" konfesjonału. Nie miałam wyjścia. Nie miałam nawet czasu żeby pomyśleć. Do dziś pamiętam to spotkanie dokładnie, minuta po minucie. Przeczuwałam mgliście, że Jezus Chrystus Żywy jest wśród ludzi, ale żyłam w przekonaniu, że nigdy nie podejdzie do mnie. Nikt mi nie powiedział, że to on czeka, aż ja podejdę do Niego. Miałam przy tym mocną obstawę „anielską”. Czwórka moich zmarłych przed narodzeniem dzieci podpierała mnie mocno za łokcie i robiła wszystko żebym się nie cofnęła. Jedno z nich to Józek, który zmarł trzy miesiące po swoim poczęciu. Miał urodzić się w pierwszej połowie kwietnia 2008 r., dokładnie w dniu, kiedy wypadał w kwietniu pierwszy piątek miesiąca. W tym dniu dokładnie, kiedy odprowadziłam, jak co miesiąc, moją ośmioletnią córkę do kościoła. Miałam jeszcze nadzieję, że ktoś wejdzie do konfesjonału przede mną i będę mogła powiedzieć, że "zajęte", a w międzyczasie zniknąć za filarem. Jednak za dużo osób niosło te nosze, żebym mogła z nich uciec.
"Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi"
Długo zastanawiałam się nad tym, co Jezus wtedy pisał palcem po ziemi. Pomyślałam sobie, że pisał palcem po ziemi historię mojego życia, którą świetnie zna, ale która dopiero od tego momentu jest związana z Nim. Wcześniej było nieustanne NIE, dodatkowo z wykrzyknikiem. Miłość. Nie znałam wcześniej takiej Miłości. Nie spodziewałam się Jej zupełnie. Wydawało mi się, że jest niemożliwa. Miłość musi być konkretna z krwi i kości, z ciała. Inna Miłość to senne złudzenie. Nie istnieje. Miłość musi być potwierdzona mocnym dotykiem. Miłość przychodzi na chwilę i odchodzi, a potem trzeba szukać znów. Błądzić w samotności i za wszelką cenę ją zdobywać. Wydzierać siłą, bo sama nie przyjdzie. Nie do kogoś takiego jak ja. Trzeba zasłużyć na miłość, dostosować się do niej. Trzeba użyć wszelkich kłamstw po to, aby choć na chwilę ją mieć. "Wszystko jedno, co będzie potem ... nieważne, ważna ta jedna chwila, którą będę długo pamiętać" - często myślałam będąc w jej objęciach - tej jedynej, jak wówczas myślałam, miłości, na którą trzeba sobie nieźle zapracować. Miłość pełna przemocy, skupiona na sobie, nieuznająca nic poza ciałem, którego dotyka mocno aż do bólu i często do nienawiści.
Ale Jezus pisał palcem po ziemi o innej Miłości. Dopiero teraz jej się uczę. Pamiętam to spojrzenie pełne uwagi i troski. Wtedy wydawało mi się, że to ksiądz się tak przejął moim losem. Pamiętam ten ciepły i życzliwy głos, ale to nie był głos księdza.
Bicia serca nie stwierdzam
Wracają wspomnienia. Piękne Spotkanie z Tobą. "Bicia serca nie stwierdzam". To były słowa lekarza podczas badania USG mojego nienarodzonego syna. Te słowa brzmiały nie tylko jak informacja o Jego śmierci. Przez wiele miesięcy powtarzałam sobie te słowa nieustannie. Bo jak może bić serce z kamienia. Moje serce z kamienia. Tak, to były Twoje słowa do mnie - Bicia serca nie stwierdzam. Powiedziałeś to mocno i dobitnie, żebym nie miała żadnych wątpliwości.Nie zostawiłeś mnie jednak samej. Pełna przeraźliwego smutku wróciłam do sali, w której inne mamy przygotowywały się do szczęśliwych porodów. Szedłeś wtedy za mną, wiem to, bo gdyby Cię tam wtedy nie było, oszalałabym. Byłam jak żywa trumna, bo kim może być ktoś, kto ma serce z kamienia, a do tego daje śmierć zamiast życia? Szedłeś za mną, ostrożnie i delikatnie, bez słowa. Płakałam przez kilkanaście godzin - byłeś tam cały czas. Nie tłumaczyłeś, nie przekonywałeś... po prostu byłeś. Potem zjawił się w szpitalu mąż i płakaliśmy wszyscy troje. A Bruno? Bruno spał spokojnie utulony w ramionach Twojej Matki.