Tak, to dzieję się naprawdę. Egzorcyzmy się nie skończyły. Ksiądz wciąż stoi nade mną i modli się. I te osoby, które modliły się z księdzem, też tam ciągle są i wciąż nieustannie modlą się.
Anarchiści i twarz diabła
Pisałam wtedy pracę magisterską o anarchistach w Polsce na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Byłam bardzo dumna z tego tematu, bo mogłam połączyć dwa w jednym. Pasję i obowiązek. Ruch Społeczeństwa Alternatywnego. Wydawało się, że w ten sposób można stworzyć raj na ziemi. Taką enklawę dla wybranych. Lepszych. Wrażliwszych. zdolniejszych. Anarchizm humanistyczny. Wspominam te czasy z sentymentem, ale cieszę się, że mam już to za sobą. Anarchizm humanistyczny, skrajny indywidualizm, do tego kompletu: anarchofeminizm. Jedyna możliwość odnalezienia się w rzeczywistości. Tak mi się wtedy wydawało. W rezultacie Kropotkin i Stirner doprowadził nas do LaVeya. A LaVey doprowadził do szaleństwa, depresji i prób samobójczych, zwątpienia we wszystko. Nie wierzę, że są tacy, którzy NAPRAWDĘ chcą iść do piekła. Znałam osoby, które tak twierdzą. Ale to wynika z tego, że oni nigdy go nie widzieli ani nie słyszeli. Diabła. Nie widzieli. Bo gdyby zobaczyli jego twarz, od razu zmieniliby kierunek. Jestem tego pewna na tysiąc procent. Niektórzy otrzymują taką łaskę od Boga, że mogą zobaczyć twarz diabła. Bo ten, który zobaczy jego PRAWDZIWĄ twarz - nawraca się natychmiast.
Złe nasienie
Nick Cave and the Bad Seeds. Najbardziej fascynowała mnie ta druga część nazwy zespołu. Przez długie lata, nawet po nawróceniu, nie byłam w stanie uświadomić sobie niszczącej mocy tych pieśni. Tłumaczyłam sobie, że to nie jest zwykła „muzyka młodzieżowa”, raczej dość wyszukany rodzaj poezji śpiewanej skierowanej do dość wąskiego grona odbiorców. Czułam się wyróżniona swoją pasją. Lepsza od innych. Świat dzielił się na ludzi, którzy słuchają takiej muzyki I takich, którzy jej nie znają. To nie była tylko muzyka, to był rodzaj wiary, a elementy duchowe, które przenikały tą muzykę, były aż nazbyt namacalne i konkretne. Musiałam jej słuchać ciągle. I to głośno, bardzo głośno. Ale nie to nawet było najbardziej przytłaczające z dzisiejszego punktu widzenia. Najbardziej porażające i zniewalające były zawarte w tekstach Nicka Cave modlitwy do szatana. Wspominany w nich dość często Jezus, pokazywany jest najczęściej jako umierający na krzyżu, ale nie zmartwychwstający. Sam Cave przyznaje w wywiadach, że ta część ewangelii stała się dla niego najbardziej inspirująca. Jezus umiera na krzyżu. Chwilowy tryumf szatana. Pamiętam, że w tamtych czasach, choć nie chodziłam do kościoła w ogóle – to w Wielki PIątek – zawsze byłam. Słyszałam, że wielu satanistów bywa w kościele właśnie w Wielki Piątek. To jest taki moment, który diabeł chce przeciągnąć na całą wieczność, choć wie dobrze, że to niemożliwe, że przegrał chwilę potem, kiedy okazało się, że ciała Jezusa nie ma w grobie. Piekło, którego wizja zawarta jest w poezji Nicka Cava wydaje się tak przytłaczające i przerażające, że aż zniewalające. I to było wielkie kłamstwo, na które dałam się nabrać. Pamiętam, kiedy nieskończoną ilość razy słuchałam piosenki „Weeping Song”, który to tytuł można przetłumaczyć jako „Pieśń rozpaczy”. Ta piosenka była moją modlitwą, ale nie do Boga i Zbawiciela, niestety. Teraz dopiero dostrzegłam to, czego wcześniej nie widziałam. Bohaterowie teledysku to Nick Cave oraz BlixaBargeld przebrani za duchownych. Płyną łodzią i czytają podejrzanie wyglądającą księgę z gotyckimi literami. Teraz dopiero widzę, jak przerażająca była ta wizja cierpienia i płaczu, jaki ogarnął bezpowrotnie cały świat. Mrok i ciemność, i żadnych szans na zmianę. Dlatego, że Jezus umarł na krzyżu i nie zmartwychwstał – tak wynika z interpretacji opowieści, które snuje o życiu i o świecie Nick Cave. Słuchając Weeping Song zamykałam zawsze oczy i zatapiałam się głęboko, bardzo głęboko w tą ponurą wizję świata i miałam ochotę tam zostać na zawsze. Idziemy w dół dółdół Diabeł i ja idziemy w dół Ogień piekielny i płomienie w dole Do Wieczności idziemy w dół w dół Idziemy w dół dółdół Idziemy w dół, diabeł i ja, do Wieczności W dół dółdółdółdół ad interno, słowa wyśpiewane w ciężkim, uzależniającym rytmie. Po takich „deklaracjach” nie musiałam już podpisywać cyrografu krwią. Moją modlitwą była także pieśń Mercy Seat. Opowieść skazańca, który za chwilę usiądzie na krześle elektrycznym (Za oko oko, ząb za ząb Niech zamiast krwi popłynie prąd Śmierć nie przeraża mnie). Uderza przedziwne pomieszanie Krzesła Łaski (Mercy Seat – a Mercy to słowo przecież tłumaczy się po polsku „miłosierdzie”) z fotelem elektrycznym na którym siada morderca. Wracając teraz do tych pieśni jestem wstrząśnięta swoją ślepotą. Nie, nie jestem oburzona na siebie samą z tamtego okresu. Jestem również daleka od „świętego oburzenia” wobec osób, które słuchają tej muzyki obecnie. Raczej przerażona wizją świata, w którym żyłam, i w którym oni żyją. Wizją Boga – okrutnego sędziego, którego „miłosierdzie” to krzesło elektryczne, na którym za chwilę zostanie wykonany straszliwie nieludzki wyrok. „Oko za oko Ząb za ząb” – te słowa także podają w tekście. Taka przewrotna interpretacja słów Pisma Świętego. Nie ma przebaczenia, nie ma miłości, wszystko stracone. Twórca takiej wizji świata mógł być tylko jeden. Potem wiele razy podczas egzorcyzmów czułam się właśnie tak, jak ten skazaniec, oczekujący na wyrok. Ktoś napisał gdzieś o tym, jak Nick Cave rozwija pajęcze sieci, które pochłaniają naiwne i pełne pychy ofiary, którym się wydaje, że poprzez włączenie się do świata mrocznej poezji i sztuki są lepsi, doskonalsi, więksi, atrakcyjniejsi. Myślę teraz, że sam Nick Cave i wielu jemu podobnych są takimi ofiarami i długo nie wyplączą się z sideł, które sami na siebie zastawiają.