To był ten dzień, w którym księża mieli przenieść w procesji krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego do kościoła św. Anny. Rano poszedłem więc na zwyżkę do sektora prasowego, zająłem miejsce, czekam. Księża przyszli i nagle zrobiło się wielkie zamieszanie. (...) Pobiegłem, wyczekałem do chwili, kiedy strażnicy puścili gaz w tłum, choć w tym miejscu stały też kobiety, dzieci, staruszki. (...) Zobaczyłem mężczyznę, który przywiązał się do dużego krzyża i też przebił się przez kordon...
Jakub Szymczuk /GN