To Jezus Chrystus musi działać. Jestem przekonany, że to, iż jestem kapłanem, że nie straciłem wiary w tym wszystkim, to nie moja zasługa, tylko Pan Jezus mnie utrzymał – mówi w o. Tarsycjusz Krasucki, franciszkanin, który jest jedną z ofiar seksualnego wykorzystywania niedawno zmarłego ks. Andrzeja Dymera ze Szczecina.
Dawid Gospodarek: Minęło już ponad ćwierć wieku Ojca zmagań o sprawiedliwość i prawdę. Wiemy, że wreszcie w gdańskim sądzie archidiecezjalnym zapadł wyrok w sprawie ks. Andrzeja Dymera, lecz nie znamy jego treści, a tuż przed tym abp Dzięga zwolnił go ze stanowiska dyrektora Instytutu Medycznego Jana Pawła II. Sam sprawca Ojca bólu umarł. Czego ojciec oczekuje dzisiaj w tej sytuacji, od Kościoła szczecińskiego i Kościoła w Polsce?
Tarsycjusz Krasucki OFM: Przede wszystkim informacji. Wyrok sądu pierwszej instancji, uznający ks. Dymera winnym, dotarł do poszkodowanych przez ks. Dymera i opinii publicznej dopiero po ponad 12 latach, dzięki dziennikarstwu śledczemu Zbigniewa Nosowskiego. Obecnie przede wszystkim trzeba do publicznej wiadomości podać treść wyroku Trybunału Gdańskiego, sądu drugiej instancji. Czymś niezrozumiałym jest to, że został on utajniony. Wysłałem pismo do Trybunału Gdańskiego, wskazując, że jako ofiara tego księdza mam prawo znać wyrok i jego uzasadnienie. W odpowiedzi dowiedziałem się tylko, że decyzja w tej sprawie musi zapaść w Watykanie. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
A jeśli, powołując się na prawo kanoniczne, wyroku nie podadzą?
Będę próbował dalej, nawet zwracając się do Kongregacji Nauki Wiary.
Czy Ojciec podejrzewa jaka jest treść ostatecznego wyroku odnośnie do swego krzywdziciela, ks. Dymera?
Wiadomo, że wyrok wchodzi w życie, przynajmniej według prawa cywilnego, z dniem kiedy zapadł, a zapadł jeszcze za życia ks. Dymera. Nie wiem, czy odwleczenie ogłoszenia wyroku to tylko taki wybieg, żeby pochować oskarżonego jednak jako księdza. Nie wiem w ogóle, jaka jest treść tego wyroku. Dla mnie jest jednoznaczne, że sprawca powinien być wydalony ze stanu duchownego.
W tej sprawie widać duże niedociągnięcia. Bardzo niepokoi cała, delikatnie mówiąc, opieszałość, zwłaszcza jeśli chodzi o gdański Trybunał. Tu również zaskakujące było np. to, że wyciekały z sądu materiały związane z tą sprawą…
Rzeczywiście, dokument procesowy z pieczęcią Gdańskiego Trybunału Metropolitalnego stał się w 2019 r. dla ks. Dymera podstawą do złożenia pozwu, w którym oskarżył mnie o zniesławienie. To część bardzo poważnego problemu – jaki status ma osoba pokrzywdzona w procesie kościelnym? Niestety, tylko status świadka, a nie strony procesu. Dlatego przez lata nic nie wiedziałem o toczącym się postępowaniu…
Nawet o tym, że zapadł wyrok pierwszej instancji?
Nie wiedziałem ani o wyroku pierwszej instancji z 2008 r., ani o tym, że była apelacja ks. Dymera i skierowanie sprawy do drugiej instancji, ani że to się odbywa w Gdańsku. Raczej: miało się odbywać, bo przez 9 lat nie działo się nic. Parokrotnie Kongregacja Nauki Wiary wzywała arcybiskupa Głódzia do rozpoczęcia procesu. Dekret w tej sprawie został wydany dopiero 31 grudnia 2017 r. Tutaj widać ewidentne zaniedbania.
Pytał Pan o to, w jaki sposób wyciekł ten mój list, który wchodził w skład akt sprawy. To było przewinienie ks. Dymera i, co trzeba podkreślić, jego adwokatów, popełnione pomimo sekretu papieskiego wówczas jeszcze ściśle obowiązującego. Oni – jako strona procesu – mieli wgląd w akta. Bo oskarżony ma w procesie kościelnym (w przeciwieństwie do osoby pokrzywdzonej) wgląd w akta sprawy. W oparciu o pozyskaną w ten sposób wiedzę obrona może skutecznie przygotowywać swoją linię, a nawet w różny sposób manipulować czy zastraszać świadków.
Taka właśnie sytuacja miała miejsce w moim przypadku. W 2017 r. napisałem osobisty list do mojego prowincjała z prośbą o pomoc prawnokanoniczną. Wtedy nic nie wiedziałem o stanie procesu. Byłem bezradny. Ten list trafił później do akt procesu kanonicznego. I tym sposobem po prostu znalazł się w rękach obrońców ks. Dymera. Skopiowali ten list z akt procesu kanonicznego i na jego podstawie ks. Dymer oskarżył mnie, że go jakoby zniesławiam! Oficjał sądu gdańskiego zapewniał mnie, że wysłał już skargę na adwokatów ks. Dymera do Kongregacji. Ale czy oni zostaną ukarani? Czy jakieś konsekwencje będą wyciągnięte? Nic na ten temat nie wiadomo. A to są bardzo poważne sprawy.