To Jezus Chrystus musi działać. Jestem przekonany, że to, iż jestem kapłanem, że nie straciłem wiary w tym wszystkim, to nie moja zasługa, tylko Pan Jezus mnie utrzymał – mówi w o. Tarsycjusz Krasucki, franciszkanin, który jest jedną z ofiar seksualnego wykorzystywania niedawno zmarłego ks. Andrzeja Dymera ze Szczecina.
Wcześniej przed Trybunałem Gdańskim zeznawałem w tej sprawie bez pani adwokat, natomiast był oczywiście obecny adwokat księdza Dymera, ks. Grzegorz Harasimiak, który przygotował skandaliczne pytania, na szczęście uchylone przez sąd, bo były bardzo brutalne i po prostu chamskie. Zresztą taką linię obrony ks. Dymera prezentowano przez cały czas. Mówiono przed sądami, że jestem alkoholikiem, homoseksualistą, że to jest jakaś zemsta itd. Cały czas ofiary były deprymowane, próbowano wykazać, że są niewiarygodne. Przeprowadzono nawet na mnie taki seksuologiczny test sprawdzając, czy nie jestem homoseksualistą. Test wykazał, że nie jestem ani człowiekiem uzależnionym (bo i to mi zarzucano), ani homoseksualnym. Natomiast taki test przeprowadzono również chyba dwa razy na ks. Dymerze i wynik tego testu jest jednoznaczny – to osoba homoseksualna.
Dopiero gdy pani adwokat wyciągnęła z sądów państwowych wszystkie akta kolejnych procesów, werdykty końcowe, uzasadnienia itd., zorientowałem się, że wcale nie jest tak, jak zawsze mówił opinii publicznej ks. Sławomir Zyga, rzecznik kurii szczecińskiej, że ksiądz Dymer jest uniewinniony. Wyroki umarzające zapadały najczęściej z powodu przedawnienia karalności czynu (tak było w moim przypadku), a nie dlatego, że sąd uznał, iż nie było przestępstwa. A przywoływany w „Naszym Dzienniku” jako prawomocny wyrok uniewinniający z sierpnia 2014 r. został 4 maja 2015 r. uchylony przez Sąd Okręgowy, poddany miażdżącej krytyce i skierowany do ponownego rozpatrzenia. Następnie ta sprawa została w grudniu 2015 r. umorzona z powodu przedawnienia karalności czynu seksualnego wobec osoby poniżej lat 15.
Zresztą nawet gdyby – co nie jest prawdą – wszystkie sądy rzeczywiście uznały ks. Dymera w dotychczasowych orzeczeniach za niewinnego w sensie prawnym, to i tak pozostawałby wymiar jeszcze istotniejszy, moralny. Znam zbyt dobrze krzywdy, jakie wyrządził on i mnie samemu, i innym osobom, z którymi pozostaję w kontakcie.
Oprócz takiej strategii informacyjnej kurii szczecińsko-kamieńskiej mieliśmy ostatnio też do czynienia z podobną narracją np. w "Naszym Dzienniku".
Opublikowano tam treści pełne kłamstw i przeinaczeń. Wysłałem w tej sprawie obszerny list z rzeczowymi wyjaśnieniami do autora tych publikacji oraz do redaktor naczelnej „Naszego Dziennika”. Odpowiedzi brak. Opublikowały natomiast ten mój list „Przewodnik Katolicki” i portal Więź.pl.
Autor zresztą już przed laty na łamach „Naszego Dziennika” bronił ks. Dymera.
Tak, on pisze w tym duchu od roku 2008. Oskarża mnie, zna moje personalia, ale nigdy wcześniej nie skontaktował się ze mną. Red. Sebastian Karczewski prezentuje zresztą „argumenty” i „zarzuty” pod moim adresem, które oparte są na twierdzeniach, jakie w toku procesu karnego kanonicznego przytaczali sam oskarżony i jego obrońca. Taka forma publikacji nie ma nic wspólnego z ukazywaniem prawdy, na którą autor się powołuje. Jest to jedynie powielanie pism procesowych ks. Dymera i jego obrońcy w karnym procesie kanonicznym.
Red. Karczewski pisze wbrew faktom. Szczegółowo wykazuję to w swojej odpowiedzi. Tu podam jeden tylko przykład, związany z Katolicką Agencją Informacyjną. Otóż 17 lutego pan Karczewski napisał w „Naszym Dzienniku”, że w sprawie ks. Dymera kościelny „sąd apelacyjny nie wydał żadnego wyroku”. Tymczasem wiadomość o wydaniu wyroku (niestety, bez informacji o jego treści) pojawiła się w serwisie KAI poprzedniego dnia o godz. 16.45. Sądzę, że „Nasz Dziennik” na następny dzień nie był jeszcze wtedy oddany do druku.
W kolejnych publikacjach tego pisma (które kiedyś bardzo ceniłem) pojawia się uderzenie w osoby poszkodowane przez ks. Dymera. Czytamy, że ci kapłani, którzy występują w reportażu TVN, są na usługach środowisk lewicowych, liberalnych i antykościelnych, więc są zdrajcami… Tak nie można robić! Chętnie powiem prawdę na łamach „Naszego Dziennika” i Radia Maryja. Na razie czekam na publikację mojej wysłanej odpowiedzi.