Symfonię Miłosierdzia można komponować na tysiąc sposobów. Główny akord to „Jezu, ufam Tobie”

Nie chodzi o to, żeby uwierzyć w całkowite pozbycie się grzechu ze swojego życia. Raczej o to, by zrozumieć, że to nie grzeszność określa mnie jako człowieka wierzącego w Boga, ale Miłosierdzie, w które wierzę i któremu ufam.

Chodź, posłuchamy o Miłosierdziu – razem, bez zbędnych słów i pojęć. Wszystko zostało już powiedziane – pozostały ostatnie trzy słowa. Najczęściej z języka polskiego przekładane na inne języki. Znane jako akt strzelisty najchętniej powtarzany przez katolików, i nie tylko przez nich. Wyrażające niewyrażalne, opisujące zarówno chwilowy stan euforii duchowej, jak i duchowej katorgi. Czy można dosadniej wyznać wiarę w bóstwo Syna Bożego? Czy można bardziej przekonująco wyznać Mu miłość? Nie można. Symfonię Miłosierdzia można komponować i grać na tysiąc różnych sposobów. Ale gdyby zabrakło w którymś z tych wykonań tego właśnie akordu, nie byłaby to już symfonia Miłosierdzia. Ten akord brzmi: „Jezu, ufam Tobie”.

Rozdarte wnętrze Boga

Było to 22 lutego 1931 roku. Siostra Faustyna zanotowała: „Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. W milczeniu wpatrywałam się w Pana, dusza moja była przejęta bojaźnią, ale i radością wielką. Po chwili powiedział mi Jezus: »Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie. Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie. Obiecuję także, już tu, na ziemi, zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, a szczególnie w godzinę śmierci. Ja sam bronić ją będę jako swej chwały«”. Siostra – zgodnie ze swoją praktyką – opowiedziała o wszystkim spowiednikowi, ten zaś zinterpretował polecenie Jezusa w sposób alegoryczny: „To się tyczy duszy twojej. Mówi mi tak: Maluj obraz Boży w duszy swojej”. Faustyna dodała: „Kiedy odeszłam od konfesjonału, usłyszałam znowu takie słowa: »Mój obraz w duszy twojej jest. Ja pragnę, aby było Miłosierdzia święto. Chcę, aby ten obraz, który wymalujesz pędzlem, był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, ta niedziela ma być świętem Miłosierdzia. Pragnę, ażeby kapłani głosili to wielkie Miłosierdzie moje względem dusz grzesznych. Niech się nie lęka zbliżyć do mnie grzesznik. Palą Mnie płomienie Miłosierdzia, chcę je wylać na dusze ludzkie«. Skarżył się Jezus do mnie tymi słowy: »Nieufność dusz rozdziera wnętrzności moje. Jeszcze więcej mnie boli nieufność duszy wybranej; pomimo niewyczerpanej miłości mojej – nie dowierzają mi, nawet śmierć moja nie wystarcza im«” (Dz. 47–50).

Trudno się dziwić spowiednikom „sekretarki Miłosierdzia Bożego” – słowa Jezusa zapisywane przez nią po przeżyciu wizji były na swój sposób nowością w języku teologicznym. Czy „wnętrzności” Boga mogą być rozdzierane? Owszem, starotestamentalni prorocy używali podobnych porównań: „Moje serce na to się wzdryga i rozpalają się moje wnętrzności” (Oz 11,8). Ale „rozdzierania wnętrzności Boga” nieufnością dusz dotąd nie było.

Nowe Miłosierdzie Boże

Osiem lat później inny błogosławiony też pisał będzie o Bożym Miłosierdziu, choć w innym kontekście. Krótko przed wybuchem najstraszniejszej w dziejach wojny. Od śmierci Faustyny upłynie zaledwie kilka miesięcy, kiedy w Płocku ukaże się pierwsze wydanie konferencji biskupa Leona Wetmańskiego głoszonych dla „Pań Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo”. „Świat dzisiejszy daleko odszedł od miłości Chrystusowej” – tak rozpoczyna się jego słowo wstępne. Już wtedy – u zarania wojny – Wetmański połączył ze sobą, jak dwie strony tej samej monety, miłosierdzie i nadzieję: „Cnota znowu nadziei, która jest z natury swej nadprzyrodzoną, jako cnota teologiczna, spodziewająca się Boga i Jego pomocy, przyprowadza człowieka do miłosierdzia. Miłosierdzie zaspokaja nadzieję, a to wszystko dzieje się dla Boga, owszem, w Bogu”. Tę swoją myśl biskup wywodzi z historii zbawienia, opowieści o dziedzictwie, które otrzymał człowiek wraz z godnością dziecka Bożego: „Przez cnotę nadziei spodziewamy się od Boga najwyższych rzeczy, które On daje tylko ze swego miłosierdzia. Nadzieja każe nam się spodziewać nie jakiejkolwiek jałmużny od Boga, ale samego nawet królestwa Bożego, jako dziedzictwa danego nam przez Boga. O takiej jałmużnie nie odważyłby się marzyć żaden najśmielszy człowiek. To mógł uczynić człowiekowi tylko Bóg Wszechmogący. Człowiek po wyjściu z raju, po grzechu pierworodnym mógł zaledwie jakoby z daleka patrzeć na tę jałmużnę. Od tego celu dzieliła go nieprzebyta droga. Człowiek tęsknił i pragnął, aby otrzymać jałmużnę. Tęskne i rzewne na ten temat treny pisali prorocy. Wszyscy mieli niezłomną nadzieję, że Bóg Miłosierny ziści swoje obietnice. Tak człowiek łączył miłosierdzie z nadzieją. Pocieszał się miłosierdziem Boga, a nadzieją upewniał. Spuśćcie rosę niebiosa; ześlijcie z dżdżem Sprawiedliwego. Bóg nie odmówił. Przez swoje nieskończone miłosierdzie przyszedł człowiekowi z pomocą. Nie tylko przedmiot jego nadziei, to jest niebo uczynił realnym i osiągalnym, ale wskazał i drogę, którą się idzie do tych wielkich darów. Idzie się drogą łaski Bożej, a łaskę tę dał człowiekowi Syn Boży. I to było nowe miłosierdzie Boże wielkie i nieskończenie mądre”.

Jałmużna i dziedzictwo

Zrozumiałe jest, że sytuując obraz grzesznego człowieka w kontekście łaski Bożej w konferencjach dla „Pań Miłosierdzia”, biskup Leon Wetmański posługuje się obrazem „jałmużny”. Nawet jeśli z perspektywy lat wydaje się to porównanie nie do końca trafne, zamysł autora jest słuszny i bardzo dobrze oddaje zasadniczą cechę nadziei: ona nigdy nie ogranicza Bożych możliwości, inaczej przestanie być nadzieją. To dlatego „nadzieja w Miłosierdziu” jest jedyną autentyczną nadzieją. Bo nie ma kresu. I choć z ludzkiej perspektywy można by takie „kresy” jej ustalać (na przykład granicami pomiędzy doczesnością i wiecznością), z Bożej zawsze wyglądać to będzie inaczej. Jego wnętrzności rozedrzeć może jedynie takie właśnie stawianie granic Miłosierdziu Bożemu, nieufność, która w przypadku „dusz wybranych” boli Go jeszcze bardziej.

A dlaczego słowo „jałmużna” w szerszej perspektywie oraz już po objawieniach Jezusa Miłosiernego świętej siostrze Faustynie nie oddaje dobrze statusu człowieka – nędzarza obdarowanego przez Boga? Bo w śmierci Chrystusa, przez Jego mękę, to, co stanowiło dziedzictwo roztrwonione przez marnotrawne dzieci, stało się z powrotem dziedzictwem należnym w porządku nadziei i Miłosierdzia. Takiego scenariusza nie wymyśliłby żaden człowiek. Wymyślił go Bóg, o którym święty Jan napisał, że „jest Miłością”. Krzyż – znak Miłosierdzia oraz rana w Sercu Jezusa oddają najpełniej ten Jego obraz, co do którego nawet Faustyna miewała wątpliwości: „Kiedy raz zmęczona tymi niepewnościami, zapytałam się Jezusa: Jezu, czy Ty jesteś Bóg mój, czy widmo jakie? Bo mówią mi przełożeni, że bywają złudzenia i widma różne. Jeżeli jesteś Pan mój, to proszę, pobłogosław mi. Wtem uczynił Jezus duży znak krzyża nade mną, a ja się przeżegnałam. Kiedy przeprosiłam Jezusa za to pytanie, Jezus mi odpowiedział, że tym pytaniem nie sprawiłam mu żadnej przykrości, i powiedział mi Pan, że bardzo Mu się podoba ufność moja” (Dz. 54).

Ufność bezgraniczna

Więc tak: symfonia Miłosierdzia brzmi tak naprawdę od pierwszych chwil, w których człowiek oszpecił się grzechem. Powrót do tamtego dramatu, kiedy to ukrył się Adam przed Bogiem pośród drzew ogrodu, aby usłyszeć w końcu pytanie: „Gdzie jesteś?”, bywa bolesny. Doświadcza go każdy z nas. To dlatego każda symfonia składająca się z kilku części w rzeczywistości prowadzi narrację naprzemiennie: od radości do smutku i z powrotem. A przecież nie chodzi o to, żeby uwierzyć w potencjalną możliwość całkowitego pozbycia się grzechu ze swojego życia. Raczej o to, że to nie grzeszność określa mnie jako człowieka wierzącego w Boga, ale Miłosierdzie, w które wierzę i któremu ufam. Pan Jezus powiedział do siostry Faustyny: „Łaski z Mojego Miłosierdzia czerpie się jednym naczyniem, a nim jest ufność. Im dusza więcej zaufa, tym więcej otrzyma. Wielką Mi są pociechą dusze o bezgranicznej ufności, bo w takie dusze przelewam wszystkie skarby swych łask. Cieszę się, że żądają wiele, bo Moim pragnieniem jest dawać wiele, i to bardzo wiele. Smucę się natomiast, jeżeli dusze żądają mało, zacieśniają swe serca” (Dz. 1578).

Chodź, posłuchamy o Miłosierdziu – razem, bez zbędnych słów i pojęć. Wszystko zostało już powiedziane, pozostały ostatnie trzy słowa. Czy można dosadniej wyznać wiarę w bóstwo Syna Bożego? Czy można bardziej przekonująco wyznać Mu miłość? Nie można. Symfonię Miłosierdzia można komponować i grać na tysiąc różnych sposobów. Ale gdyby zabrakło w którymś z tych wykonań tego właśnie akordu, nie byłaby to już symfonia Miłosierdzia. Ten akord brzmi: „Jezu, ufam Tobie”.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

ks. Adam Pawlaszczyk ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.