Matka Edyty Stein była kobietą prostą, ale jednocześnie bardzo mądrą. Potrafiła patrzeć sercem na dorastanie swej córki - mówi dr hab. Halina Dudała, historyk i archiwista, fanka Karmelu i św. Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein).
Jerzy Micułek: Święta, patronka Europy - brzmi pomnikowo. Zdaje się jednak, że Edyta Stein była trudnym dzieckiem?
Halina Dudała: Na pewno była wrażliwa. W swojej autobiografii napisała, że żyła w swoim wewnętrznym świecie: "Nie umiałam niczego podejmować, dopóki nie poruszył mnie bodziec z wewnątrz. Postanowienia rodziły się w jakiejś nieznanej mi głębi. Gdy doszły do jasnego światła świadomości i przybrały formę myśli, wtedy mnie już nic nie mogło powstrzymać."
Nawet w wieku 15 lat.
Tak. To był rok 1906. "Był to czas - pisała w autobiografii - gdy dotychczasowe czteroletnie kursy z zakresu gimnazjum realnego, udzielane po ukończeniu naszej klasy dziewiątej zamieniono na sześcioletnie gimnazjum realne, do którego przyjmowano po klasie siódmej. Nasz rocznik spotkał ten los, że na czteroletnie kursy już nas nie przyjęto, a w sześcioletnim gimnazjum musiałyśmy jeden rok stracić, co mnie trochę odstraszało".
Czyli Edyta Stein była ofiarą reformy systemu oświaty...! (śmiech)
Podjęła decyzję - a miała wtedy 15 lat! - że nie pójdzie do gimnazjum. Po latach pisała o tym tak: "Myślę, że właściwym powodem był (...) mój zdrowy instynkt, który mi mówił, że już dość długo siedziałam na ławie szkolnej i potrzeba mi czego innego. (...) Przyczyna leżała w tym, że wtedy zaczęły mnie zajmować różne problemy światopoglądowe, o których w szkole prawie nic się nie mówiło, ale głównie trzeba to było wytłumaczyć rozwojem fizycznym". I teraz najważniejsze: "Mama nie sprzeciwiała się mej stanowczej chęci opuszczenia szkoły. - Nie będę cię zmuszać - powiedziała. - Chciałaś się uczyć, więc ci pozwoliłam. jeśli teraz wolisz odejść, czyń jak chcesz".
I odeszła. Dokąd?
Na 10 miesięcy pojechała do Hamburga, do krewnej, która chorowała i trzeba jej było pomóc zwłaszcza przy dzieciach. "Czas spędzony w Hamburgu, tak, jak to teraz widzę, był pewnym stadium przepoczwarzania się. Żyłam w ciaśniejszym gronie iż domu i jeszcze wyłączniej w moim wewnętrznym świecie" - pisała później Edyta.
Kiedy zastanawiam się nad tym momentem w życiu przyszłej karmelitanki, uderza mnie postawa jej matki, która - choć mogła i miała do tego prawo - nie wywierała presji na 15-letniej córce.
Jerzy Micułek