Matka Edyty Stein była kobietą prostą, ale jednocześnie bardzo mądrą. Potrafiła patrzeć sercem na dorastanie swej córki - mówi dr hab. Halina Dudała, historyk i archiwista, fanka Karmelu i św. Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein).
To oczywiste, że matka czy szersza rodzina mają wpływ na wychowanie dziecka.
To prawda. Ale takie historie mogą dodać odwagi współczesnym rodzicom zmagającym się z różnymi problemami wychowawczymi. Czasem te problemy widać bardzo wyraźnie. Tak było np. z siostrą Małej Tereski z Lisieux, Leonią. Miała w życiu wiele momentów, które można byłoby uznać za porażki - jej samej, jej rodziców, całej rodziny. Ale kiedy się popatrzy na całość jej życia, to widać, że miłość rodziców, cierpliwe trwanie przy córce, nieocenianie i nieporównywanie z innymi, pomogły jej odnaleźć i zrealizować powołanie.
Choć - w przeciwieństwie do wszystkich pozostałych sióstr - nie było to powołanie karmelitanki, lecz wizytki.
I to mi się właśnie podoba! Ja kocham Karmel, ale najwyraźniej Leonia potrzebowała do rozwoju innego środowiska. Widać, że to była wielka indywidualistka.
Wracając do Augusty Stein, zastanawiam się, czy ona sama była zadowolona z siebie jako matki. Bo nigdy nie zaakceptowała decyzji Edyty o wstąpieniu do Karmelu.
Edyta Stein pytana przez znajomych o motywy swojej decyzji wstąpienia do Karmelu odpowiadała: ”Secretum meum mihi” (Moja tajemnica jest moja). Myślę, że taką tajemnicą, której nie musimy odkrywać, jest także to, o co pan pyta.
Warto jednak zauważyć, że w tekście autobiografii napisanej przez Edytę Stein już w klasztorze uderza, z jaką miłością i wdzięcznością pisze o swojej matce. Bo Augusta rozumiała, że - nie lekceważąc rozumu i doświadczenia życiowego - trzeba umieć patrzeć na dorastanie naszych dzieci i ich decyzje głęboko, sercem.
Jerzy Micułek