Dokładnie 100 lat temu u wybrzeży Irlandii zatonął luksusowy transatlantyk Lusitania, trafiony torpedą przez niemieckiego U-boota. Zginęło ok. 1200 osób. Jedno z najbardziej dramatycznych wydarzeń I wojny światowej do dziś owiane jest tajemnicą.
Po zdobyciu "Błękitnej Wstęgi Atlantyku" N. W. Penfield / CC 1.0 7 maja Lusitania zbliżała się do końca podróży, płynąc wzdłuż południowych wybrzeży Irlandii, gdy o godz. 14.10 drogę przeciął jej niemiecki okręt podwodny. Statek został trafiony torpedą w część dziobową na prawej burcie. Chwilę później wewnątrz kadłuba niedaleko miejsca trafienia doszło do niewyjaśnionej drugiej eksplozji. Załoga szybko przystąpiła do wodowania łodzi ratunkowych, ale ze względu na znaczny przechył, szybkie tonięcie i ogólną panikę na wodę udało się spuścić zaledwie sześć z 48 szalup. W 18 minut od trafienia poddawany ogromnym naprężeniom kadłub przełamał się wpół; część dziobowa opadła na dno, a rufowa jeszcze przez jakiś czas unosiła się na powierzchni, po czym również zatonęła.
Zginęło ok. 1200 ludzi, w tym ponad 90 dzieci. Podobnie jak w przypadku tragedii Titanica trzy lata wcześniej, większość ofiar utonęła lub zmarła przez wyziębienie organizmu. Morze przez długie tygodnie po katastrofie wyrzucało na brzeg ciała topielców. Miejscowe biuro Cunard oblegała "budząca żałość grupka mężczyzn i kobiet, w opatrunkach i o kulach", a ulicami położonego niedaleko miasta Queenstown (dzis. Cobh) błąkały się matki desperacko szukające swych zmarłych dzieci - opisywała wówczas prasa.