Dlaczego Kowalski powinien interesować się Izraelem? Czy Bóg uzależnia ponowne przyjście Mesjasza od tego, co dzieje się na tej wyprażonej słońcem ziemi?
W ciągu ostatnich miesięcy odwiedziłem sporo wspólnot szturmujących niebo nad Wisłą. Zauważyłem, że wiele z nich modliło się o… błogosławieństwo dla Izraela. Kowalski, przyzwyczajony do napędzanej przez środowisko „Gazety Wyborczej” śpiewki o naszym wyssanym z mlekiem matki antysemityzmie, może być zdumiony takimi modlitewnymi intencjami.
Pierwsza miłość
Środa, wieczór. Sala przy ul. Bronowickiej, w której gromadzi się dynamiczna krakowska wspólnota Głos na Pustyni, zapełnia się młodymi ludźmi. Jest ich już ponad setka. Wyciągają ręce do nieba i śpiewają: „Wielkie rzeczy dzisiaj nam dasz w Izraelu”. Projektor wyświetla tekst tej pieśni uwielbienia. Tłem do słów jest fotografia: promienie słońca muskają potężne mury Jeruzalem.
– Dlaczego w waszej wspólnocie wszyscy wiedzą, czym jest Sukkot, Chanuka? – pytam Maję Mroczkowską. – Jest w niej grono osób, które – ja to tak nazywam – miały przywilej poznać podczas swojego chodzenia za Bogiem, czym jest dla Niego Izrael. Przywilej, który zobowiązuje. Dlatego nie siedzimy cicho, opowiadamy o tym i obserwujemy, jak inni również dochodzą do tego uświadomienia. Mówienie o świętach żydowskich w kategoriach duchowych – a nie orientalnej ciekawostki czy chwytliwego folkloru – jest jednym ze sposobów świadczenia. Niezwykle odkrywcze i przełomowe jest odnajdywanie bliskiego pokrewieństwa tych świąt ze świętami chrześcijańskimi, które z nich się wywodzą. Mimo wielu lat uczestniczenia chociażby we Mszy św. dopiero poznanie żydowskiego kontekstu pozwala pojąć pewne sprawy związane z liturgią, co niesłychanie pogłębia i czyni całość pełniejszym, kompletniejszym. Dlaczego modlimy się o błogosławieństwo dla Izraela? Z miłości. Najpierw do Boga, bo skoro Izrael to źrenica Jego oka, Jego „pierwsza miłość”, chcemy to robić ze względu na Niego. Któż ma prawo dyskutować o Bożym guście? Później z tęsknoty. Bo pierwszy podział w Kościele to nie schizma na Wschód i Zachód, nie protestantyzm parę wieków później, ale podział pomiędzy wierzącymi w Jezusa z Żydów i nie-Żydów. Podział boli, tak jak boli brak żydowskich braci w Kościele. Nie dojdziemy do poznania Boga bez siebie nawzajem. Bóg jest tajemnicą i nikt nie ma monopolu na znanie jej. Tylko jedność daje pełny obraz – jesteśmy sobie potrzebni, bo jesteśmy komplementarni. Błogosławieństwo z kolei to najlepszy sposób, żeby uwalniać dobro w przestrzeni duchowej, leczyć uprzedzenia i doprowadzać do przełomów – najpierw w myśleniu, później w świecie.
– Jeżeli Jan Kowalski uważa się za osobę wierzącą (a nawet jeśli nie, to i tak koniec końców będzie go to dotyczyło), to powinien wziąć pod uwagę, co o Izraelu jest napisane w Piśmie Świętym i jakie proroctwa są z nim związane – opowiada Maja Mroczkowska. – Bo tak się składa, że na naszych oczach właśnie te proroctwa spełniają się. Chociażby to, że państwo Izrael istnieje, że pustynia zamieniła się w ogród, a także to, że narody naokoło Izraela powstaną przeciw niemu i będą chciały go zniszczyć, ale wtedy sam Bóg będzie jego obrońcą. A to wszystko, jest napisane, będzie się dziać w czasie, kiedy ponowne przyjście Jezusa na ziemię będzie tuż-tuż. Można więc powiedzieć, że Izrael to aktualizator danych na temat powrotu Boga na ziemię, papierek lakmusowy Bożego serca. Tylko czy Jan Kowalski naprawdę chce je znać?
Marcin Jakimowicz