Wstałem z wersalki i poszedłem do kuchni, aby poszukać sznurka, paska, może odkręcić gaz, wiedziałem, że nie chcę żyć. Było około godz. 23. W drodze z pokoju do kuchni zrobiłem kilka kroków. I nagle…
W drodze powrotnej tak uczyniłem, wrzuciłem do auta, choć chęci udawania się na rekolekcje wtedy nie posiadałem.
Po kilku dniach Pan kazał zapisać się na rekolekcje. Zapisałem się, bo już wiedziałem, że i tak nie da mi spokoju (za co dziś dziękuję Bogu).
Było cudownie. Adoracja, Eucharystia, spoczynek w Duchu Świętym, oczyszczający śmiech, dar języków, dziękczynienie.
Kościół katolicki stał się dla mnie żywym kościołem, w którym zawsze obecny jest Bóg z Jego darami.
Jeśli myślicie, że przez moje doświadczenia Boga przestałem grzeszyć, to się mylicie.
Może grzechów jest trochę mniej, ale jak się trafią, nie czekam ze spowiedzią, nie staram się na nie patrzeć i rozpamiętywać, pewnie będę grzeszył do końca życia. Teraz, jak mam zgrzeszyć, widzę Jego ogromną miłość do mnie i właśnie dlatego, że mnie tak kocha, to ja nie chcę grzeszyć. Mam dla kogo nie grzeszyć.
Ważne jest dla mnie teraz to, że kocham Jezusa. Jestem grzesznikiem, ale dla Jezusa chcę zrobić wszystko, chcę być z Nim na wieki w niebie, On tak nas kocha.
Jeśli upadnę, prędko pójdę do konfesjonału z prośbą: Ojcze przepraszam, chcę wrócić, wybacz, chce się poprawić.
Wiem, że jest to dopiero początek drogi. Ale drogi najpiękniejszej na świecie, bo wiem - gdziekolwiek bym nie poszedł, cokolwiek bym nie zrobił, JEZUS zawsze będzie mnie kochał miłością bezgraniczną.
Jezus daje też czasem poczuć mi, że jest ze mną, są to chwile szczególnie radosne.
Ostatnio wieczorem słuchałem kazań (aplikacja w telefonie). Rano alarm ustawiony w komórce budzi mnie do pracy. Budzę się rano, zaspany, a tu zaskoczenie, gdy przy wyłączaniu alarmu w telefonie włączyło się kazanie i padły tylko te słowa: - Ty jesteś mój syn umiłowany.
Szczęście wlało się do mojego serca i uśmiech zagościł na mojej twarzy na kolejne dni.
Teraz te słowa są ze mną na co dzień (nawet jak robię sobie śniadanie, to mówię: Dzięki Ci, Panie, teraz Twój syn umiłowany będzie jadł kanapkę).
Pozwolę sobie na parę rad dla was, kochani. Nie piszę ich dlatego, że jestem mądrzejszy od was, ale po prostu dlatego, że jeśli bym te rady wcześniej usłyszał, na pewno moja droga do Boga byłaby krótsza.
Wiem, że do każdej osoby tak Jezus mówi: „Ty jesteś mój syn (córka) umiłowany”. Aby to usłyszeć, trzeba tylko - i aż - oddać swoje życie Jezusowi.
Jeśli nie słyszysz Jezusa, Jego głosu, zachęcam, pomódl się krótko: „Panie chcę słyszeć Twój głos”. Jeśli nie czujesz Jego miłości, wydaje Ci się, że Go nie ma, pomódl się krótko: „Panie daj mi poczuć, jak mnie kochasz. Pokaż mi proszę”.
Jezus tylko na to czeka, choć na jedną, szczerą, krótką modlitwę. Oczywiście jeśli modlitwa nie zadziała, to kolejny i kolejny dzień módl się tak samo. Pan Jezus nieraz chce sprawdzić, „jak bardzo chcesz”.
Jeśli chodzisz do kościoła, bądź w nim naprawdę myślami i duszą, a nie tylko ciałem. Myśl tam tylko o Bogu, nie o sobie (ja też myślałem kiedyś o sobie, co potrzebuję, co mi Bóg mógłby dać, jeśli nie dał, ponawiałem modlitwy na następnej Mszy. Ja byłem najważniejszy nie Bóg).
Nieraz kościół jest pełen ludzi, a dla Boga (ze słowami w sercu „bądź wola Twoja”) przyszło może tak naprawdę 5 - 6 osób.
Komunia daje życie wieczne w niebie, wszyscy to wiemy. Dlaczego nie chodzisz co niedziela do Komunii? Hmm…
Nie traktujmy Boga w naszych modlitwach jak supermarketu, darmowego sklepu, daj mi to, daj mi tamto, nie przekonujmy Boga, że opłaca Mu się coś nam dać. Nie traktujmy Boga jako kogoś trochę mądrzejszego od nas, kogoś, komu trzeba „wyklarować” nasze prośby.