Wstałem z wersalki i poszedłem do kuchni, aby poszukać sznurka, paska, może odkręcić gaz, wiedziałem, że nie chcę żyć. Było około godz. 23. W drodze z pokoju do kuchni zrobiłem kilka kroków. I nagle…
Mijały minuty. Spytałem Jezusa: - Jak mam zacząć rozmowę?
- Powiedz prawdę, że Ja cię przysłałem.
Pomyślałem drwiąco: Tak, powiem na wstępie nieznajomemu księdzu, że rozmawiam z Jezusem, to na pewno mnie wysłucha.
A za chwilę pomyślałem, że skoro kapłan modli się do Jezusa, to na pewno Jezus zaraz mu powie, że tu czekam i czym prędzej zakończy modlitwę i do mnie przyjdzie, znając już moją historię.
Mijały kolejne dziesiątki minut.
- Panie, on tyle się modli, już prawie godzinę, nie mam tyle czasu, chciałeś - dzwoniłem, potem przyjechałem, a teraz czekam, pójdę już sobie, przyjadę kiedy indziej, jak będzie mniej zajęty.
Jezus: - Czekasz już prawie godzinę? Ile Ja na Ciebie czekałem?
Zrobiło mi się głupio. Wiem, Panie, czekałeś 38 lat. Przepraszam. Czekam dalej.
Po około godzinie ksiądz zakończył modlitwy.
Podszedłem z uśmiechem i drżeniem do księdza.
- Chciałbym z księdzem porozmawiać.
- A w jakiej sprawie?
- Jezus mnie przysłał - odpowiedziałem radośnie.
Nastała niezręczna cisza. Ksiądz mi się bliżej przypatrzył. Na buty, nogi, ubiór. Popatrzył w oczy: - Czy Jezus, to się okaże – odpowiedział.
- Jezus, ja wiem, że to On - odparłem z pewnością i trochę obruszony. Oczekiwałem, że gdy tylko ksiądz mnie ujrzy i powiem, że przychodzę z polecenia Pana, rozłoży ręce i będzie zachwycony moją osobą, i że kto to do niego nie przyszedł, gość, do którego mówi sam Jezus i w ogóle chwała mi.
Ksiądz powiedział, że skoro Jezus, to on zobaczy w kalendarzu, kiedy ma wolny termin na rozmowę, a że kalendarz ma w domu, więc poszliśmy razem.
Dopadło mnie kolejne rozczarowanie i wyrzuty, w myślach sobie powtarzałem: - Jak to? To ja przyjeżdżam, dzwonię, czekam na niego godzinę, a on sprawdzi w kalendarzu?
Ksiądz ustalił termin spotkania: za tydzień.
Gdy przyszedł termin spotkania, pojechałem już bez lęku czy niechęci. Opowiedziałem mu moją historię. A gdy chciałem go prosić o przebaczenie za obmawianie go, jeszcze nie skończyłem zdania, a on już kiwnął głową, że wybacza. Poprosił mnie, abym wstąpił do jakiejś wspólnoty, bo sam sobie ze swoimi przeżyciami mogę nie poradzić, muszę być blisko innych katolików, księży. Na koniec rozmowy zaproponował, abym zabrał z kościoła wizytówkę strony o spotkaniach ewangelizacyjnych.