Jezus, przyszedłszy do swego miasta rodzinnego, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: «Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc u Niego to wszystko?» I powątpiewali o Nim.
A Jezus rzekł do nich: «Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony». I niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa.
Powątpiewali o Nim… (Mt 13,57)
Słuchanie swoich bywa najtrudniejsze. Znamy ich za dobrze, pamiętamy wzloty i upadki, świetne pomysły, z których nigdy nic nie wynikło. Ale może dać też zupełnie nowe perspektywy, których nikt by się nie spodziewał. Czasem podważanie autorytetu mówcy to po prostu rekcja obronna. Czujemy, że jego słowo nas porusza, wzywa do nawrócenia, a ponieważ się do tego nie spieszymy, lepiej podawać w wątpliwość kondycję nauczającego. Jezus nie ma problemu ze swoim pochodzeniem ani z krewnymi, wypełnia swoją misję niezależnie od tego, czy jest przyjmowany, czy nie. Jak mieszkańcy Nazaretu, tak i my, gdy nie wierzymy, nie przyjmujemy, to sami na tym tracimy.
Ewangelia z komentarzem. Słuchanie swoich bywa najtrudniejsze