7 października Sąd Apelacyjny w Warszawie zbada apelacje w sprawie b. szefa MSW, 85-letniego Czesława Kiszczaka, uniewinnionego od zarzutu przyczynienia się do śmierci dziewięciu górników z kopalni "Wujek - ustaliła PAP w źródłach sądowych.
Prokuratura i górnicy z "Wujka" wnoszą w swych apelacjach o uchylenie uniewinnienia i o ponowny proces przed sądem I instancji. Obrońca Kiszczaka będzie domagał się utrzymania wyroku.
W kwietniu br. Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił Kiszczaka. Katowicka prokuratura oskarżyła go o umyślne sprowadzenie "powszechnego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ludzi", kiedy 13 grudnia 1981 r. jako szef MSW wysłał szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego. Zdaniem prokuratury Kiszczak - bez podstawy prawnej - przekazał w nim dowódcom oddziałów MO uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni. Ta decyzja miała być, według oskarżenia, podstawą działań plutonu specjalnego ZOMO, który 15 i 16 grudnia pacyfikował kopalnie "Manifest Lipcowy" i "Wujek".
Kiszczak, któremu grozi do 8 lat więzienia, nie przyznaje się. Twierdzi, że zakazał użycia broni w "Wujku", gdy zwracał się o to do niego szef MO na Śląsku oraz nakazał wycofanie MO i wojska z kopalni. Mówi, że strzały jednak padły, a milicjanci strzelali "spontanicznie, w obronie własnej".
Sprawę Kiszczaka wyłączono w 1993 r., z powodu jego złego zdrowia, z katowickiego procesu zomowców, w którym po kilku procesach zapadły ostateczne wyroki skazujące ich na kary od 3,5 do 6 lat więzienia. Sąd Najwyższy, utrzymując w 2009 r. wyroki skazujące zomowców spod "Wujka", podkreślił, że użyli oni broni bezprawnie, gdyż nie byli w bezpośrednim zwarciu z górnikami, oddawali "mierzone strzały z bezpiecznej odległości", a ich życiu nie groziło niebezpieczeństwo.
Proces Kiszczaka toczy się już 17 lat. Kwietniowy wyrok był czwartym, jaki zapadł przed sądem I instancji. W 1996 r. uniewinniono go, w 2004 r. skazano na dwa lata więzienia w zawieszeniu, a w 2008 r. sprawę umorzono. Wszystkie te orzeczenia uchylał potem sąd apelacyjny. Czwarty proces przed SO ruszył w lutym 2010 r. Prokuratura domagała się dla Kiszczaka dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Obrona chciała uniewinnienia.
Sąd w uzasadnieniu kwietniowego wyroku podkreślił, że nigdy nie wykazano, aby szyfrogram pozostawał w jakimkolwiek związku z decyzją o użyciu broni palnej w kopalni. Sąd uznał, że szyfrogram był głównie powtórzeniem dekretu o stanie wojennym. "Jeśli dekret wprowadził taką regulację, to nie można twierdzić, że Kiszczak rozsyłając jego treść przekazywał swoje uprawnienia" - powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia Marek Walczak.
Sąd wskazał, że w procesie zomowców spod "Wujka" nikt z nich nie powołał się, iż strzelał w związku z szyfrogramem. "Nikt nie powiedział jednego: użyłem broni, bo poznałem szyfrogram Kiszczaka" - dodał Walczak. Podkreślił, że także dowódca plutonu specjalnego ZOMO zeznał, że szyfrogram po raz pierwszy "chyba zobaczył w aktach sprawy", nie ma zaś żadnego potwierdzenia, że z dokumentem tym zapoznał się w 1981 r. Według tego dowódcy pod kopalnią miało dojść "do samoistnego użycia broni".
"Sąd rozumiejąc dramat tej całej sytuacji nie jest sądem, który może osądzić i poprawić historię, zadośćuczynić temu złemu co się stało; sąd może ustalić: winny lub niewinny (...) to wszystko, więcej sąd nie może" - zaznaczył sędzia Walczak.
Rzeczniczka katowickiej prokuratury Marta Zawada-Dybek poinformowała PAP, że apelacja kwestionuje stwierdzenie sądu, iż nie można wykazać związku przyczynowego między szyfrogramem a sprowadzeniem niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ludzi. "Uważamy, że takie twierdzenie jest błędne, że sąd dokonał błędnych ustaleń faktycznych. Naszym zdaniem, wydając szyfrogram, oskarżony sprowadził stan niebezpieczeństwa powszechnego i przyczynił się do tragicznych wydarzeń w kopalniach +Wujek+ i +Manifest Lipcowy+" - powiedziała.