Homolobbyści kolejny raz sterroryzowali uczelnię. Są w panice.
02.09.2011 16:28 GOSC.PL
Co to jest, że środowiska, które cenią ponoć naukę, racjonalizm, dialog itepe, itede, utrącają inicjatywy naukowe? Dwa lata temu rozpętano histerię, pilotowaną przez „Gazetę Wyborczą”, przeciw wykładowi, jak najbardziej naukowemu, dra Camerona na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. „Winą” tego amerykańskiego naukowca było to, że ośmiela się mówić na temat homoseksualizmu nie to, czego życzy sobie lobby gejowskie. Nacisk okazał się skuteczny – uczelnia, której patronuje niezłomny Kardynał, złamała się pod wpływem jazgotu grupy, która choć ma minimalną reprezentację w społeczeństwie, to jednak ma potężną reprezentację w mediach. Dziś mamy powtórkę z tamtego haniebnego wydarzenia. Tym razem złamały się władze Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, na której terenie miała się odbyć 16 września konferencja dra Josepha Nicolosiego (przeczytaj informację Poznańska uczelnia uległa szantażystom).
Dr Nicolosi ma to, co jest potrzebne naukowcowi: wiedzę i doświadczenie. Od 30 lat prowadzi klinikę, w której osoby cierpiące z powodu skłonności homoseksualnej mogą uzyskać pomoc (i uzyskują ją, czego świadectwem jest choćby wielka liczba zgłaszających się tam pacjentów). Cóż więc przeszkadza, żeby pojawił się na uczelni i przedstawił wyniki swojej pracy? Przecież od tego jest uniwersytet, żeby w jego murach mówić o tym, co może poszerzyć horyzonty. A nawet gdyby dr Nicolosi głosił kontrowersyjne tezy, to przecież zawsze można z nim dyskutować. Trzeba jednak najpierw pozwolić mu powiedzieć to, co ma do powiedzenia.
Ale właśnie do tego nie wolno dopuścić, bo to właśnie jest kamieniem obrazy dla homodziałaczy i ich popleczników. Nie po to od lat mozolnie stawiają świat na głowie, żeby ktoś jedną konferencją postawił go na nogach.
Twierdzenie, że homoseksualizm to norma, musi otaczać nimb naukowości, tym większy, im wątlejsze są do tego podstawy. Ostatnią więc rzeczą, na jaką pozwoli homolobby, jest uczciwe, naukowe podejście do problemu homoseksualizmu. Bo wówczas musiałoby się okazać, że nie mamy dziś nowej wiedzy naukowej na temat tej skłonności w stosunku do tej, którą dysponowaliśmy 30 lat temu. Mamy tylko polityczne zamówienie na nową wiedzę. Wymuszona i zmanipulowana decyzja WHO, skreślająca tę skłonność z listy chorób (ciekawych tego tematu odsyłam do tekstu Homolobby nr 1), była początkiem długiego marszu ku świetlanej pustce. Nie może tego marszu zakłócić najmniejsze podejrzenie tłumów otumanionych słuszniackim gadaniem o rzekomej tolerancji, że defekt to lepsza forma zdrowia. Nikt nie może się dowiedzieć, że nauka nie pasuje do tezy, iż homoseksualistą się człowiek rodzi, że tak jest dobrze i nie można tego w żaden sposób leczyć.
To dlatego w czasach, gdy tyle mówi się o otwartości na inne poglądy i szacunku dla wiedzy, taką histerię przeciw naukowym konferencjom rozpętują główni piewcy dialogu. Bynajmniej nie dlatego, że tam głosi się rzeczy nieprawdziwe. Przeciwnie – tam są fakty, którym zaprzeczyć nie sposób. Trzeba je więc zakrzyczeć.
Franciszek Kucharczak