W środowy wieczór przed przyjazdem papieża na ŚDM Madryt pokazał na moment inne oblicze. Na placu Puerta del Sol, czyli w sercu miasta, skrzyknęli się przeciwnicy papieskiej wizyty.
Było ich ok. 2 tysięcy, wypełniali od g. 20.00 stopniowo cały plac, wypychając uczestników ŚDM, których łatwo rozpoznać po plecaczkach, krzyżach, kapeluszach czy koszulkach z logo. Sporo transparentów z antypapieskimi hasłami, nadmuchane prezerwatywy unosiły się nad demonstrantami, powiewały tu i ówdzie tęczowe flagi – symbol ruchów gejowskich. Dziewczyny ubrane w papierowe mitry z napisami głoszącymi, że "aborcja to moja wolność". Grupki katolików skandowały papieskie imię, przeciwnicy odpowiadali agresywnymi dopowiedzeniami. Niektórzy z pielgrzymów klękali i modlili się. Otaczali ich zaraz coraz bardziej agresywni antychrześcijanie. Zaczęły się przepychanki. Nieliczni policjanci dość długo przyglądali się biernie rozwojowi sytuacji, w końcu ustawili barierki i nie wpuszczali już na plac nikogo. Właściciele kawiarni w pośpiechu chowali porozstawiane stoliki. Zrobiło się przez moment naprawdę groźnie. Na twarzy demonstrantów widać było potężną złość. Roześmiani uczestnicy ŚDM, przechodzący przez plac lub wychodzący ze stacji metra Sol, byli kompletnie zaskoczeni falą agresji i wulgarności, która ich tu spotkała. Około 23.00 plac był nadal zamknięty przez policję, ale już pusty. Parę ulic dalej przy Pałacu Królewskim bawiła się młodzież ŚDM. Na scenie chór zorganizowany przez ruch Chemin Neuf. Kiedy tam dotarłem rozbrzmiewały słowa pieśni: Shalom, czyli pokój. Nieopodal pod katedrą grupki siedzące w kręgach nuciły kanony z Taize.
Jak to wszystko skomentować? Jeśli nawet przeciwników papieża było 3 tysiące, to w całym Madrycie jest milion młodych z całego świata, którzy przyjechali tutaj, aby spotkać Benedykta. Nie zapominajmy o tych proporcjach. Od strony duchowej zobaczyłem, może nigdy jeszcze tak wyraźnie, że w naszym świecie toczy się duchowa walka. Wiem, że młodzież, która przyjechała do Madrytu to nie są aniołki, nie jestem naiwny. Ale bije od nich potężna dobra energia. Są kolorowi, roztańczeni, hałaśliwi, może nawet nieco naiwni i jakby beztroscy, ale w tym wszystkim piękni. Po drugiej stronie zobaczyłem innych ludzi, ich rówieśników i sporo ludzi starszych. Sporo tu czerni, golizny, nieprzyzwoitości (kompletnie nagi mężczyzna z gejowską flagą udawał kopulację z pomnikiem niedźwiedzia – symbolem Madrytu), dziewczyny w ostrych ciemnych makijażach... Nad placem powiewała czarna piracka flaga z trupią czaszką. Tak, to dobry symbol, tu pachniało trupem, tu nikt nie śpiewał, tu były gwizdy, bicie w bęben i wrzaski: „Ten plac jest nasz, nie chcemy tu papieża”. Co proponują w zamian? Aborcję, prezerwatywy, homoseksualizm, rozwiązłość. A wszystko pod hasłami laickiego państwa i sprzeciwu wobec agresywnego klerykalizmu, jak głosiły plakaty. Szatan nie może znieść dobra, które się tu dzieje. Zły nie śpiewa, on wrzeszczy. Całe gadanie o pieniądzach, które państwo ma dopłacać do wizyty papieża to mydlenie oczu. Takiej promocji to piękne miasto nie miało może nigdy. To jest walka o Boga, o to, czy pozwolimy, by na placach naszych miast i ulic mogło być wychwalane Jego imię, czy w imię tzw. laickości zgodzimy się na zepchnięcie wierzących do getta.
Kiedy wracaliśmy z Romkiem, gościowym fotografem, do naszej kwatery, pociąg metra rozbrzmiewał śpiewem, skandowaniem. I znów mini-powtórka z placu Peurta del Sol. Kilku ludzi zaczęło gwałtownie protestować, żądając żeby umilkli. "To jest przestrzeń publiczna, tu nie wolno urządzać demonstracji!" - oburzała się pani w średnim wieku. Była autentycznie wściekła. Czy to tylko hiszpański temperament? W jakiejś mierze pewnie tak, ale też przejaw walczącego sekularyzmu, który chce wypchnąć religię ze sfery publicznej. W tym sensie wielka manifestacja młodych katolików jest czymś ogromnie istotnym. Jest znakiem umacniającym Kościół, ale i sztandarem naszej wiary, wzniesionym dumnie wysoko ponad cywilizacją śmierci.
PS - Właśnie zobaczyłem inicjatywę modlitwy za papieża. W kontekście tej demonstracji tym bardziej trzeba się modlić. Zły warczy
Przeczytaj wcześniejsze relacje:
ks. Tomasz Jaklewicz