Palenie „czarownic” na stosach i dyskryminacja kobiet to pojęcia z różnych epok, które nie mają ze sobą nic wspólnego.
12.08.2011 15:35 GOSC.PL
Inscenizacja odtwarzająca spalenie „czarownicy” na stosie może budzić mieszane uczucia (więcej tu). Rekonstrukcje wydarzeń z przeszłości pogłębiają wprawdzie naszą wiedzę o historii, w tym jednak przypadku może lepiej powstrzymać się od dosłowności - myśl o symulacji publicznej egzekucji wywołuje pewien niesmak. Ale to już kwestia scenariusza inscenizacji, o który pani pełnomocnik ds. równego traktowania, prosząc o odstąpienie od organizacji widowiska, w ogóle nie poprosiła. Argumenty, których użyła pani pełnomocnik są zresztą dość kuriozalne. Szczególnie dziwi mnie zdanie o związku „tzw. palenia czarownic w średniowieczu z uprzedzeniami i dyskryminacją kobiet”.
Przede wszystkim na stosach ginęły nie tylko kobiety. Oskarżeni o czary bywali także mężczyźni. Było ich znacznie mniej niż kobiet, ale nie wynikało to z żadnej „dyskryminacji”, ani odgórnych założeń, tylko z prostego faktu, że kobiety częściej parały się znachorstwem i zielarstwem, więc częściej padały na nie podejrzenia. Za herezję częściej z kolei palono mężczyzn. Czyżby dyskryminacja? Nie. Po prostu częściej byli autorami nieprawomyślnych książek.
Pani pełnomocnik oceniając wydarzenia z przeszłości posługuje się zresztą pojęciami z XXI wieku, które w ogóle nie pasują do rzeczywistości. Choć „czarownicę” z Reszla spalono w 1811 r., pisze o dyskryminacji w średniowieczu. Wyraźnie ta epoka bardziej jej się kojarzy ze złym traktowaniem kobiet. Może więc przypomnijmy kilka podstawowych faktów: Procesy o czary zaczęły się w całej Europie dopiero w XV wieku, najwięcej ich było w XVI i XVII w. Znacznie więcej „czarownic” i „czarowników” zginęło w krajach protestanckich niż w katolickich (najwięcej w Niemczech). Najmniej stosów – wbrew obiegowym opiniom – płonęło tam, gdzie działała Inkwizycja, czyli w Hiszpanii i Włoszech.
Leszek Śliwa