„X Factor” pokazał wyraźnie, że w programach typu talent-show bardziej liczy się show niż talent.
Efekt? 4,5 miliona widzów i 58,5 miliona złotych zarobionych przez TVN. To więcej niż polsatowski „Must Be the Music” i produkcja telewizji publicznej „Bitwa na głosy” osiągnęły łącznie. Autorzy mogą więc sobie pogratulować biznesowego wyczucia. Czy jednak my, zwykli słuchacze, będziemy mieli z tego jakieś korzyści? Doświadczenie ostatnich lat uczy, że większość laureatów podobnych programów przegrywa w walce o miejsce na rynku muzycznym. Czas weryfikuje nazbyt pospiesznie wydane certyfikaty talentu. Konia z rzędem temu, kto odpowie, co robią dziś finaliści „Idola”: Krzysztof Zalewski, Bartłomiej Hom, Kuba Kęsy czy Paweł Kowalczyk. Ze zdobywców pierwszej nagrody tylko Monika Brodka może się obecnie poszczycić wysokimi miejscami na listach przebojów. Na prawdziwy sukces musiała jednak pracować sporo czasu. Jej pierwsze nagrania po programie wskazywały raczej, że będziemy mieli do czynienia z jeszcze jedną papierową gwiazdką. Tymczasem artystka odczekała kilka lat i powróciła ze znakomitą płytą „Granda”, na której słychać już jej własny, niepowtarzalny styl. Bardzo dobre albumy nagrywa też Ania Dąbrowska, kompletnie niedoceniona przez jurorów pierwszego „Idola”, w którym zajęła zaledwie ósmą lokatę.
Show – i co dalej?
Wśród zwycięzców „Mam talent!” właściwie tylko akordeonista Marcin Wyrostek może dziś pochwalić się sporą popularnością. – Dzięki programowi zyskałem dużo nowych kontaktów – opowiada laureat. – Zagrałem koncert z Bobbym McFerrinem, rozpocząłem współpracę z Kayah. Płyta mojego zespołu pokryła się potrójną platyną, byliśmy nominowani do Fryderyków w dwóch kategoriach.
Trzeba jednak pamiętać, że zanim Wyrostek wystąpił w telewizyjnym show, był już muzykiem z niemałym dorobkiem – absolwentem i wykładowcą Akademii Muzycznej, grającym równolegle w kilku zespołach. – Trafiłem na najlepszy moment – przyznaje muzyk. – Zwycięstwo w „Mam talent!” zbiegło się z wydaniem płyty. W tym czasie miałem już pewne doświadczenie sceniczne, świetny zespół, którego skład krytalizował się przez kilka lat. Gdybym poszedł do programu kilka lat wcześniej, na pewno nie wykorzystałbym tak dobrze tej szansy.
Potwierdza tę intuicję historia „cudownych dzieci” z „Mam talent!”. O Klaudii Kulawik czy Magdzie Welc, które wyciskały łzy na twarzach jurorów, słuch zaginął. Show się kończy, a młode talenty, choć czasem zapraszane na gale, z reguły są pozostawione samym sobie.
(obraz) |
Szymon Babuchowski