„X Factor” pokazał wyraźnie, że w programach typu talent-show bardziej liczy się show niż talent.
Zbyt zwyczajna Ada Szulc
Czy to znaczy, że finaliści „X Factora” nie umieją śpiewać? Aż tak źle nie jest. Ich umiejętności wokalne nie są jednak oszałamiające. Michał Szpak zwracał uwagę dziwacznymi strojami, makijażem i ogólną zniewieściałością, ale skala jego głosu okazywała się dla wybieranych utworów niewystarczająca. Znacznie lepiej radził sobie Gienek Loska, choć i jemu zdarzało się śpiewać nieczysto. Najlepsza z trójki finalistów Ada Szulc zdobyła najmniej głosów, bo… była zbyt zwyczajna.
„X Factor” pokazał wyraźnie, że w programach typu talent-show bardziej liczy się show niż talent. To audycje obliczone na maksymalny zysk, a nie od dziś wiadomo, że oglądalność zwiększa się poprzez podkręcenie emocji. Dlatego wszystkie programy przebiegają według jednego schematu: bohaterowie muszą być wyraziści, a nawet przerysowani. W ten sposób przeciętnego wokalnie Michała Szpaka wykreowano wręcz na ikonę „inności”, testera polskiej tolerancji (której, zdaniem prowadzących, oczywiście nam brakuje). Na główne gwiazdy programów z talentami w tle wyrastają jednak jurorzy. Dość nijaka z początku Maja Sablewska zaczęła budzić sympatię widzów od momentu, gdy wdała się w słowne utarczki z błaznującym Kubą Wojewódzkim. Żeby nie było za ostro, atmosferę rozładowywał Czesław Mozil, którego językowa nieporadność działała na publiczność rozbrajająco.
(obraz) |
Szymon Babuchowski