Każda rezygnacja z kapłaństwa jest wezwaniem do nawrócenia, tak dla przełożonych jak i współbraci – mówi w rozmowie z KAI o. Józef Augustyn SJ. Znany katolicki rekolekcjonista, mistrz życia duchowego i psycholog analizuje przyczyny porzucenia kapłaństwa i wskazuje na ewentualne środki zaradcze. Jego zdaniem szybko narastające w ostatnich latach w Polsce zjawisko odejść z kapłaństwa przypomina dynamikę porzuceń kapłaństwa w Europie Zachodniej w czasach posoborowych.
Anna Rasińska, Marcin Przeciszewski, KAI: Coraz częściej słyszymy o odejściach z kapłaństwa. Jaka jest skala tego problemu w Kościele w Polsce?
Józef Augustyn SJ: Dla przykładu podam, że w roku 2015 zrezygnowało z kapłaństwa 55. księży, a w 2017 roku 73. księży. W większości występują księża młodzi, kilka lat po święceniach. Nowością są rezygnacje grupowe: dwóch, trzech, a nawet czterech księży jednocześnie. Przypomina to dynamikę odejść z kapłaństwa w Europie Zachodniej w czasach posoborowych. Ważne są nie tylko liczby, ale przyczyny tego zjawiska. Cyfry nie wydają się być wielkie, jeżeli uwzględnimy ilość księży w Polsce (ok. 35 tys.). Sam fenomen wskazuje jednak na pewną niestabilność środowiska i budzi duży niepokój tak wiernych jak i księży. Jest to także pewna „podpowiedź” dla przeżywających osobowe i powołaniowe kryzysy. Paweł VI określał rezygnacje ze stanu duchownego jako „bolesne dezercje”. Za każdym „porzuceniem sutanny” kryje się głęboki ludzki dramat i wielkie cierpienie: wiernych, którzy korzystali z posługi księdza, jego rodziny, wspólnoty kapłańskiej, przełożonych i samego odchodzącego księdza.
Winniśmy się strzec pokusy oceniania odchodzących z pozycji wyższości. Byłaby to oznaka naszej wyniosłości i pychy. Bądźmy szczerzy. Odejście z kapłaństwa jest łamaniem przyrzeczeń danych Bogu i Kościołowi, ale w pewnych wypadkach bywa to jednak uczciwym rozwiązaniem podyktowanym przyjęciem odpowiedzialności nie tylko za siebie lub umożliwiającym naprawienie skutków błędnego rozeznania powołania. Dlatego Kościół przewidział procedurę odejścia zwaną dyspensą od zobowiązań związanych ze święceniami, umożliwiającą godne przejście do stanu świeckiego. Pozostawanie na siłę w strukturach kościelnych może prowadzić do utraty wiary a nawet do podwójnego życia.
No właśnie, odejście z kapłaństwa nie musi być zawsze „katastrofą”? Jakie są sytuacje, w których duchowny wręcz powinien zdecydować się na odejście z kapłaństwa?
Watykańska „Nota” (2019) w sprawie księży posiadających potomstwo mówi, że księża ci winni zrezygnować z posługi, by spełnić naturalne obowiązki, jakie zaciągnęli przez fakt bycia ojcem.
Inna sytuacja. Gdy ksiądz popełnił jedno z „ciężkich przestępstw”, za które prawo kanoniczne przewiduje karę wydalenia ze stanu duchownego, ma możliwość przyznać się do winy i dobrowolnie poddać się karze dla dobra Kościoła, prosząc papieża o dyspensę, uprzedzającą decyzję sądu kościelnego o wydaleniu. Przyznanie się do winy i publiczne przeproszenie Boga i ludzi, może być formą ekspiacji i świadectwem nawrócenia. I trzecia sytuacja. Kapłan może zdecydować się na dobrowolne odejście, gdy przez długi czas tkwi w jakiejś psychicznej i moralnej niemożności pełnienia w sposób godny posługi, mimo prób wyjścia z krytycznej sytuacji i szczerego szukania pomocy.
Życie jest zbyt bogate i nieprzewidywalne, by móc wyliczyć wszystkie przypadki, w których uprawniona byłaby dobrowolna rezygnacja z posługi kapłańskiej. W takiej sytuacji mogą np. znaleźć się księża, którzy przyjęli święcenia bez zaangażowania ludzkiego i duchowego, mało świadomi tego, na co się naprawdę decydują. Może to mieć miejsce wtedy, gdy kandydat doświadczał presji środowiska rodzinnego i kościelnego, by przyjąć święcenia. Długotrwały wewnętrzny opór wobec spełniania posługi kapłańskiej może usprawiedliwiać odejście z kapłaństwa, chociaż może nie być możliwe przeprowadzenie dowodu, że święcenia były nieważne.
Co najczęściej przyczynia się do rezygnacji z kapłaństwa: stany depresyjne, samotność? Wiąże się to niewątpliwie z celibatem. Czy zniesienie celibatu, jak proponuje wielu, byłoby - w Ojca opinii - remedium na kryzys powołań oraz na kryzys odejść z kapłaństwa?
Pojęcie depresji jest "rozciągliwe" i bywa nadużywane. Samotność, chwile smutku, dyskomfort psychiczny, przemęczenie, to normalne stany, które przydarzają się każdemu. Gdy doświadczamy ciężaru egzystencji, idąc na skróty, stawiamy sobie autodiagnozę: „mam depresję”. Diagnozować winien psychiatra. Gdy człowiek nie walczy o swoje życie, ono wymyka się spod jego kontroli. Ma to miejsce niezależnie od tego, czy żyje w celibacie, czy też w małżeństwie. Małżeństwo nie jest remedium na samotność, zagubienie czy depresję.
Celibat kapłański jest charyzmatem ofiarowanym tym, którzy pragną kochać Jezusa „więcej”, i „więcej” Mu służyć. Problemy z celibatem mają przede wszystkim księża, którzy nie wybrali go z miłości do Chrystusa, ale jako „warunek” święceń. Bolesna samotność, skłonności do depresji, trudności w relacjach z bliźnimi, spontanicznie nasuwają „myśli” o porzuceniu kapłaństwa. I choć bywają one nieraz natrętne, nie są zagrożeniem dla posługi, gdy przyjmowane są jako wyzwanie do wewnętrznego zmagania, modlitwy, ofiarnej służby. Apatia, bezczynność i brak wysiłku duchowego w takich stanach kończy się nieraz decyzją o odejściu. Nie są to jednak zachowania przypadkowe. Bywa to zwykle konsekwencja niedojrzałości i zahamowania w rozwoju ludzkim: emocjonalnym, intelektualnym i moralnym.
A może istotnym problemem jest kwestia posłuszeństwa wobec przełożonych, z którymi się nie zgadzamy? Trudne wewnątrzkościelne układy, widoczne błędy i braki Kościoła, których jednak, będąc na jego służbie, nie można krytykować…?
Dotykają Państwo jednego z najtrudniejszych problemów księży, który – jak sądzę – ma duży wpływ na rezygnacje z posługi. Hierarchiczna zależność pozbawiona spotkania, wzajemnego słuchania, braterstwa, ojcostwa, rodzi niezdrowe relacje zależności we wspólnocie kapłańskiej, a zwłaszcza z przełożonymi. Posłuszeństwo pozorne, czysto zewnętrzne, oparte na lęku i powiązane z nieufnością, upokarza, frustruje i rodzi poczucie krzywdy. Motywacje lękowe, z obu stron – podwładnych i przełożonych – nierzadko prowokują przemoc, choć bywa ona wyrażana w białych rękawiczkach. Hierarchiczność w Kościele bywa mylona przez niektórych z monarchią, w której władza jest decydująca. Autorytet w Kościele nie polega na sprawowaniu władzy, ale na służbie. Jeden z "tytułów" papieża nazywa go „sługą sług”. W monarchii nie ma miejsca na krytykę i upomnienie władzy, a w Kościele upomnienie braterskie jest obowiązkiem, niezależnie od sprawowanej funkcji. Paweł Apostoł, który określa siebie „poronionym płodem”, publicznie upomina Apostoła Piotra z powodu jego nieszczerego zachowania. Był świadom, że w Jezusie jest mu równy.
Prawdziwa hierarchiczność zakłada równość wszystkich wobec Boga: „Nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście” (Mt 23,8). Kiedy nie szukamy Boga i Jego woli, poczucie władzy popycha nas do tworzenia układów, koterii. Gdy nie walczymy z własnymi demonami: wyniosłością, lękiem, pychą, odruchowo niemal walczymy między sobą. Przed Bogiem nie ma równych i równiejszych, wszyscy potrzebujemy przebaczenia od Boga i ludzi, niezależnie od spełnianych funkcji. Każda rezygnacja z kapłaństwa jest wezwaniem do nawrócenia, tak dla przełożonych jak i współbraci.
Problemem środowiska duchownych w Polsce jest „wielkość” mierzona, w porównaniu do innych krajów, wysokimi cyframi. Bywałem w diecezjach za granicą, w których biskup miał trzydziestu, czterdziestu kapłanów. Ich wzajemne relacje były bezpośrednie, serdeczne, proste, bez układów, przemilczeń i obłudnego udawania. W naszej sytuacji potrzebujemy większego dystansu do siebie i pełnionych funkcji, pokory oraz świadomości, że jesteśmy „nieużytecznymi sługami”. Robimy jedynie to, co zlecił nam Pan.
Jakie są inne, znane Ojcu przyczyny odejść z kapłaństwa, na ile decydujące są tu kwestie zewnętrzne np. sekularyzacja, spadek autorytetu kapłana w społeczeństwie, zmasowana krytyka jakiej dziś doznaje Kościół i jego urzędowi przedstawiciele?
W latach stalinowskich i gomułkowskich księża cieszyli się szacunkiem i wsparciem wiernych. Każda zła informacja o księżach, nawet jeżeli miała oparcie w faktach, była traktowana jako atak na Kościół. My księża akceptację tę przyjmowaliśmy dość bezkrytycznie. Wysuwaliśmy pospieszne wnioski, że Kościół w Polsce rozwija się prężnie, w przeciwieństwie do Kościoła na Zachodzie, który - w tym samym czasie - przeżywał głęboki posoborowy kryzys. Nie pytaliśmy się o faktyczny stan „naszych kapłańskich dusz". Okazuje się, że wiele przestępstw wykorzystania seksualnego nieletnich przez księży miało miejsce także wtedy. Puszkę Pandory otworzyła lustracja po śmierci Jana Pawła II, która obnażała środowisko duchownych. Byliśmy zdumieni, jak wielu z nich współpracowało ze służbami. Była to pierwsza zmasowana krytyka księży. Potrzeba było jeszcze dziesięć lat, by na fali oskarżeń ofiar o wykorzystanie seksualne przez księży, puściły wszelkie zahamowania w ataku na całe środowisko kapłańskie.
Dzisiaj skandaliczne zachowanie nawet małej grupy duchownych rzuca bardzo długi cień na całą wspólnotę księży. Przyczyniło się to w niemałym stopniu do obniżenie autorytetu Kościoła i laicyzacji. Wielu księży nie radzi sobie z brutalnym medialnym hejtem, wyzwiskami, poniżaniem, podejrzliwością społeczną. Ma to – jak sądzę – znaczny wpływ na rezygnacje z kapłaństwa.
Istotnym problemem jest chyba także kryzys wiary, życia moralnego, czego doświadczamy wszyscy, także księża i osoby konsekrowane?
Wiary nie widać ludzkim okiem, ale postawy moralne, owoc wiary, tak. Za brak owoców wiary księży przepraszał kard. Józef Glemp w Roku Jubileuszowym. Podziwiam prostotę, szczerość i odwagę słów Kardynała: „Wzbudzam żal za duchownych, którzy zagubili miłość do ludzi i rozbudowali własne życie prywatne, skupiając się na wyjazdach lub wygodnych mieszkaniach, zamiast poświęcić cały czas biednym, a zwłaszcza młodzieży”.
Zaniedbanie modlitwy, brak rachunku sumienia, powierzchowność w sprawowaniu Eucharystii, połączone nierzadko z niedojrzałością ludzką i koncentracją na konsumpcji, w krótkim czasie wypala motywacje duchowe konieczne do ofiarnej posługi kapłańskiej. Po przyjęciu święceń losy naszego kapłaństwa zależą od codziennej wierności Jezusowi, medytacji Słowa, wyrzekania się siebie, walki z pokusami.
Mój proboszcz z dzieciństwa, ks. Jan Ślęzak, na kilka miesięcy przed święceniami, pisał w notatniku: „Tyle kapłan w duszach zrobi, ile sobie wymodli, bo w duszy tylko Bóg i łaska Jego działają, swoim własnym słowem i argumentem nic nie zrobi”. Pośród wielu motywów rezygnacji z kapłaństwa, kryzys wiary i moralności bywa zazwyczaj najważniejszy.
Najbardziej bolesne są te odejścia z kapłaństwa, które wiążą się z deklaracją wyrzeczenia się wiary i otwartą wrogością wobec Kościoła. Niektórzy eksksięża wykorzystują zdobytą wiedzę, stopnie naukowe - zrobione w trakcie formacji - oraz informacje o środowisku kościelnym, by oskarżać, poniżać i ranić niedawnych współbraci księży i wiernych świeckich w tym, co dla nich jest najdroższe i najświętsze. To trudny sprawdzian dla naszej wiary.
Mówimy tu o wielu przyczynach odejść z kapłaństwa. Ale zapytajmy jeszcze: kto ponosi odpowiedzialność za rezygnacje z kapłaństwa: czy wyłącznie sam występujący? A może środowisko księży, przełożeni, media atakujące duchownych? Jak winniśmy reagować na odejścia księży?
Rezygnacje z kapłaństwa, o których tu mówimy, są decyzją księży; oni sami dokonują wyboru. Są to dorośli mężczyźni, którym dane było sześć lat na przygotowanie się do podjęcia odpowiedzialnej decyzji o przyjęciu sakramentu święceń. Każda rezygnacja ze stanu duchownego to niepowtarzalna, bardzo złożona historia, do której osoby z zewnątrz mają ograniczony dostęp. Gdy eksksięża mówią o powodach odejścia, nigdy nie wiemy, co powiedzieli, a co zachowali wyłącznie dla siebie. Każdy ma prawo do zachowania tajemnicy swojego zranionego serca. Gniew, z jakim niekiedy eksksięża opisują swoje prawdziwe czy domniemane krzywdy, zdradza głębię ich bólu. Prawdziwe powody rezygnacji bywają nieraz głęboko zakorzenione w historii życia, choć odchodzący być może są jeszcze mało tego świadomi. Na wszystko przychodzi czas. Okoliczności czy też „powody” odejść, które powyżej analizowaliśmy, mają charakter drugorzędny. To nie one są ostateczną przyczyną. Wielu innych księży, żyjących w tych samych warunkach, nie tylko nie zraziło się do pełnionej posługi, ale wręcz przeciwnie, umocniło się w niej.
Jak reagować? Winniśmy dołożyć starań, by rozstanie z księżmi, którzy deklarują rezygnację z kapłaństwa, odbywało się w klimacie życzliwości, szacunku, troski. Należałoby – w razie potrzeby – zaproponować materialną pomoc. Jeżeli czujemy, że zawiniliśmy w jakikolwiek sposób wobec nich, winniśmy przeprosić. W tej bolesnej dla nich chwili nie powinniśmy czynić im wyrzutów, robić rachunku sumienia, szczególnie wtedy, gdy oni sobie tego nie życzą. Zachęta „by się jeszcze zastanowić, odłożyć decyzję” - tak, ale bez nacisku psychicznego. Księżom rezygnującym z kapłaństwa winniśmy okazać szacunek i pozwolić im odejść bez pomnażania upokorzenia, bólu i wstydu, jaki już w sobie mają.
Czy widzi Ojciec jakieś recepty w obliczu rezygnacji księży z kapłaństwa? Czy problem może rozwiązać stała, bardziej systematyczna formacja kapłanów?
Odejścia z kapłaństwa, szczególnie młodych księży, wymagają gruntownego rachunku sumienia wszystkich, którzy towarzyszyli im od wstąpienia do seminarium aż do wystąpienia. Osobista odpowiedzialność eksksięży za ich decyzję o rezygnacji ze służby, nie wyklucza bynajmniej naszej odpowiedzialności za popełnione wobec nich błędy: za nieliczenie się z ich wrażliwością, brak zainteresowania, nieudzielenie stosownej pomocy, zły przykład życia, przymykanie oczu na zgorszenia itp. Gdy nastoletni syn ucieka z domu, mądrzy rodzice nie zaczynają od oskarżania go, ale zadają sobie pytanie: „Dlaczego on to zrobił? Jak my sami mogliśmy przyczynić się do jego desperackiego kroku”.
Robienie sympozjów na temat: „Dlaczego księża odchodzą z kapłaństwa” miałoby sens wówczas, gdyby każda wypowiedź była poprzedzona przedłużoną modlitwą i szczerym rachunkiem sumienia pod kątem odpowiedzialności za współbraci. Kiedyś moja matka napisała do mojej siostry: „Ja ci pomogę przykładem życia i modlitwą”. W sprawach wiary i moralności nie ma innego sposobu pomagania: przykład życia i modlitwa. Nawet sam Bóg, który szanuje ludzką wolność, nie znalazł innego sposobu pomagania nam i właśnie dlatego stał się Człowiekiem, aby dać nam przykład, jak mamy żyć. Istotą życia chrześcijańskiego jest „naśladowanie” Jego życia. I obiecał nam, że będzie nieustannie orędował za nami u Ojca. Mocne napominania bez przykładu życia i bez modlitwy, bardziej nieraz szkodzą niż pomagają.
Stała formacja kapłańska? Tak, ale nie w obecnej formie. Bywałem często na tego typu spotkaniach. Wielu przyjmowało propozycję jako obowiązek narzucony przez kurię, wtłoczony na siłę w wypełniony grafik księdza. Stała formacja wymaga nowego rozeznania i nie może być narzucona administracyjnie. Winna zrodzić się we wspólnocie samych kapłanów. Trzeba im zaufać.
Jakie inne kroki i działania zaproponowałby Ojciec?
W tej trudnej dla nas księży sytuacji kościelnej, społecznej, medialnej potrzebujemy wsparcia ludzi, którym posługujemy, współbraci a nade wszystko przełożonych. Konieczna jest nam dzisiaj wielka troska o siebie nawzajem. Trzeba nam przekraczać progi własnej plebani, wychodzić do współbraci, wspólnie się modlić, pomagać sobie poprzez kierownictwo duchowe, organizować kapłańskie rekolekcje, nieformalne braterskie spotkania. Powodem naszej samotności we wspólnocie kapłańskiej bywa niekiedy nasza pasywność, izolowanie się. Wzajemna życzliwość, braterstwo i przyjaźń – to podstawa wzajemnej pomocy.
Pewien ksiądz czeski zaprosił mnie kiedyś na konferencję dla małej grupy księży. Z własnej inicjatywy, za zgodą biskupa, organizował u siebie na plebani małe spotkania dla kapłanów. Widząc jego zaangażowanie zapytałem go, czy nie chciałby się nauczyć udzielać rekolekcji z prowadzeniem indywidualnym. To doskonała forma pomagania księżom. Przez kilka lat przyjeżdżał na swoje rekolekcje, przeszedł cały cykl, a później zaczął dzielić się swoim doświadczeniem z księżmi. Robił dużo dobrego.
Księża w sytuacji zagubienia ludzkiego i duchowego potrzebują w szczególny sposób zrozumienia, życzliwości, bycia wysłuchanym, najpierw przez przełożonych. Indywidualna pomoc udzielana księżom przez przełożonych, przy tak wysokich liczbach księży w diecezjach i zakonach, nie jest sprawą prostą, ale wbrew trudnościom jest konieczna. Budowanie serdecznych, braterskich i ojcowskich relacji z kapłanami, to jeden z najważniejszych obowiązków każdego przełożonego kapłanów. Sobór Watykański II mówi, że przełożony księży ma być dla nich ojcem. Ojciec musi mieć czas dla syna na spotkanie i rozmowę. Wielokrotnie dawałem rekolekcje dla kapłanów, nie tylko w Polsce. Na kilku z nich był obecny biskup. Kapłani wysoko cenili sobie obecność swojego przełożonego. Niektórzy biskupi stwarzali też okazję księżom do rozmowy. Nic bardziej nie pomaga budować wzajemnego zaufania, jak wspólne stawanie przed Bogiem Ojcem.