"Dajcie mi punkt podparcia, a poruszę Ziemię" – powiedział w III w p.n.e. Archimedes z Syrakuz. Żartował z tym przesuwaniem?
Czy w takim piśmie jak „Gość Niedzielny” powinny znajdować się artykuły opisujące niepoważne pomysły naukowców? A skąd wiadomo, że jakiś pomysł jest niepoważny? Wiele z tych koncepcji, które dzisiaj grubymi czcionkami opisują podręczniki naukowe, w czasach, gdy powstawały, były uważane za głupie, śmieszne i błędne. Cztery lata temu trzech amerykańskich astronomów: Don Korycansky z Uniwersytetu Kalifornijskiego, Gregory Laughlin pracujący w NASA i Fred Adams z Uniwersytetu Michigan wymyśliło sposób na zmianę orbity Ziemi. Głupie? Niebezpieczne? Niewątpliwie, ale też bardzo ciekawe.
Ziemią z procy
Wszystko przez Słońce. W wyniku procesów fizycznych zachodzących we wnętrzu naszej dziennej gwiazdy cały czas zwiększa ona swoją jasność. Nie dzieje się tak od wczoraj, ale od zawsze. W perspektywie wielu milionów lat coraz bardziej świecące Słońce może stać się dla nas uciążliwe. W ciągu najbliższego miliarda lat zwiększy swoją jasność o ok. 10 proc., a w ciągu następnych 3 miliardów być może nawet o 40 proc. Za miliard lat na Ziemi mogłoby jeszcze istnieć życie, choć panujący tutaj klimat można by porównać jedynie do łaźni parowej. Ale już za 2–3 miliardy lat łaźnia parowa zamieni się w rozgrzany do czerwoności piekarnik. Wtedy Ziemia będzie przypominała powierzchnię dzisiejszej Wenus, a po życiu dawno nie będzie śladu. Gdy zacznie się „gorący okres”, oddalenie Ziemi od Słońca mogłoby przedłużyć czas królowania życia na naszej planecie nawet dwukrotnie. Tylko jak to zrobić? Najlepiej skorzystać z tzw. grawitacyjnej procy. Pomysł nie jest nowy. Po raz pierwszy został opracowany w latach 50. poprzedniego wieku, a od lat 60. jest powszechnie wykorzystywany przy wysyłaniu w przestrzeń próbników czy sond planetarnych. Sprawa jest prosta i znana prawie każdemu. Jak daleko można rzucić półkilogramowym ciężarkiem? Znacznie dalej doleci, gdy przywiąże się go do sznurka i zacznie nim kręcić. Gdy sznurek w wyniku siły odśrodkowej przerwie się, ciężarek doleci znacznie dalej, niż gdyby został rzucony prosto z ręki. Sondę kosmiczną można wyposażyć w ogromny silnik, ale to się nie opłaca. Znacznie lepiej „przyczepić” ją na takim sznurku na przykład do planety i zacząć nią kręcić. Ten sznurek to grawitacja. Siła, jaka działa między sondą a planetą. Gdy siła odśrodkowa będzie odpowiednio duża, przerwie grawitacyjny sznurek i sonda wyleci w przestrzeń kosmiczną jak… z procy.
Skąd wziąć asteroidę?
Ale co to wszystko ma wspólnego z przesuwaniem orbity Ziemi? Gdyby odpowiednio dobrać wielkość np. asteroidy i kierunek, z którego nadleci w pobliże naszej planety, prędkość Ziemi w ruchu obrotowym dookoła Słońca mogłaby wzrosnąć, a to automatycznie oznacza poszerzenie się ziemskiej orbity. By wytrącić z równowagi planetę taką jak Ziemia – jak wynika z obliczeń – potrzebna jest asteroida o średnicy około 100 km. W naszym kosmicznym sąsiedztwie co jakiś czas pojawiają się przelotem wystarczająco duże obiekty. Wtedy wystarczy przez pewien czas obserwować jego trajektorię i w odpowiednim momencie zmienić ją w ten sposób, by asteroida przeleciała blisko Ziemi.
Tomasz Rożek