Te pięć lat były czasem rekolekcji – mówi ksiądz prałat Sławomir Oder w rozmowie z KAI, podsumowując swoją pracę postulatora procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Jana Pawła II.
Pamiętam jedno ze świadectw, które otrzymałem w czasie trwania procesu. W liście młoda muzułmanka pochodząca z rodziny dyplomatów akredytowanych przy Stolicy Apostolskiej, która wyrosła właściwie w Rzymie, mając okazję często spotykać i słuchać słów Jana Pawła II, stwierdzała, że nigdy nie czuła się tak dowartościowana w swojej kobiecości jak wówczas, gdy słuchała papieskich słów o Maryi.
Czy świadkowie mówili o cudach za wstawiennictwem Jana Pawła II?
– Nie tylko świadkowie, którzy zeznawali w procesie, ale również świadectwa zawarte w listach bardzo często wspominały o łaskach otrzymanych za wstawiennictwem Jana Pawła II, i to zarówno za jego życia, jak i po śmierci. Dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem, było odkrycie pewnej rzeczywistości, której nie znalem, że za życia Jana Pawła II wiele osób zwracało się do niego pisząc listy do Sekretariatu Stanu z prośbą o modlitwę. Znany jest jego sposób modlenia się. W intencjach, które siostry przygotowywały i kładły na jego klęczniku, zwykł modlić się bardzo głęboko. Praktyką Sekretariatu Stanu było odpisywanie na każdy list, a więc osoby otrzymywały wiadomość, że Ojciec Święty jest poinformowany o danej intencji i będzie się modlił. Potem przychodziły listy, w których ludzie dziękowali za otrzymane łaski.
Mamy wiele świadectw o uzdrowieniach nie tylko cielesnych, ale także moralnych i duchowych, wyzwolenia z różnego rodzaju uzależnień – narkotyków, alkoholizmu. Wiele dotyczy także wpływu modlitwy Jana Pawła II na pojednania w rodzinie, czy w pracy. Były to intencje tak liczne, jak bogate jest życie ludzkie.
Czy dorobek literacki Karola Wojtyły i Jana Pawła II odegrał jakąś rolę w procesie?
– Był oczywiście przedmiotem studiów, ponieważ w procesie jednym z elementów jest zbadanie z punktu widzenia poprawności teologicznej wszystkich pism opublikowanych przez kandydata na ołtarze. Było to zadaniem teologów i cenzorów. Wszystkie pisma zostały przebadane pod tym kątem i były brane pod uwagę.
Czy po tej pracy Ksiądz Prałat odczuwa satysfakcję? Czy jest to też na nowo odkrycie swojej wiary, podejścia do Boga, pracy kapłańskiej?
– Wielokrotnie miałem okazję mówić, czym jest dla mnie bycie postulatorem w tym procesie. To doświadczenie naznacza moje życie i tożsamość, stanowi punkt zwrotny. Te pięć lat były czasem rekolekcji. Jan Paweł II mówił do mnie i to było moje z nim spotkanie. Sam odpowiadał na pytanie, po co są święci w życiu człowieka, w życiu Kościoła – żeby zawstydzać i zachęcać. Zawstydzać, gdyż człowiek nie jest tym, kim powinien być i zachęcać, gdyż człowiek może być świętym.
Z całą pewnością był to czas umocnienia w wierze, miłości do Kościoła. Jan Paweł II naprawdę był zakochany w Chrystusie i w Kościele. Jego spojrzenie na Kościół jest także spojrzeniem na drugiego człowieka, wezwaniem, aby patrzeć na drugiego człowieka tak, jak on to robił, na obraz i podobieństwo Boga. Dla mnie osobiście w tym procesie – poza codziennym pobudzaniem do tego, aby posłuchać jego słów: Duc in altum i wypłynąć na szeroką wodę świętości – ważne było jego umiłowanie kapłaństwa. Jana Pawła II od wewnątrz charakteryzuje jego tożsamość kapłańska, jego zakochanie w Chrystusie, jego spotkanie z Maryją, jego doświadczenie Kościoła. Można było dostrzec i czuć jego radość z kapłaństwa w spotkaniu z ludźmi, w byciu duszpasterzem, byciu pasterzem Kościoła, najpierw w Krakowie, a potem w Rzymie. W jego radości, kiedy udzielał sakramentów, kiedy sprawował Eucharystię, kiedy siadał do konfesjonału, kiedy namaszczał chorych, kiedy chrzcił i błogosławił małżeństwa. Z jego twarzy biła radość bycia kapłanem.
Czy Ksiądz Prałat w ciągu tych pięciu lat nie miał wątpliwości, czy ten proces dojdzie do końca? Czy były jakieś poważne głosy przeciwko beatyfikacji?
– Nam się wydaje, że pięć lat to bardzo długo. Nie był to powolny proces beatyfikacyjny w porównaniu do procesów, które odbyły się wcześniej. Osobiście nie widziałem zagrożenia dla procesu jako takiego. Nie miałem wątpliwości, kim jest Jan Paweł II i nie tylko ze względu na to, jakie było moje przekonanie na początku procesu, ale jeszcze bardziej na jego końcu. Miałem okazję zapoznać się z wieloma świadectwami i dokumentami, i tym samym spojrzeć z głębszej perspektywy na Jana Pawła II.
Osobiście byłem zawsze spokojny i pełen optymizmu, co do przebiegu i zakończenia procesu. Jak wiadomo, był to proces dotyczący osoby, która była z nami jeszcze do wczoraj. Trudność mogłaby się pojawić, gdyby sprawy zaistniałe za jego życia miały swoje konsekwencje, trwające do dziś. Specyfiką tego procesu było m. in. to, że nie można było np. bezpośrednio zajrzeć do wielu dokumentów w Archiwach Watykańskich, gdyż wiadomo, że są one udostępniane po wielu dziesięcioleciach. Nie znaczy, że nie mieliśmy okazji konsultować pewnych spraw. Zachowaliśmy w pełni wszelkie procedury pozwalające na wyjaśnienie wielu kwestii. Nie mniej mieliśmy pewne trudności natury organizacyjnej, wynikające ze świeżości i szybkości procesu.