Człowiek na części zamienne
– Dziś wielu lekarzy nie chce zaczynać zajmować się metodą in vitro, uświadamiając sobie, w jakim stopniu dochodzi w niej do niszczenia ludzkiego życia – zauważa dr Tadeusz Wasilewski. Z tego powodu w ubiegłym roku, po 14 latach wykonywania zabiegów in vitro, opuścił on jedną z największych w Polsce klinik. W styczniu br. otworzył w Białymstoku klinikę naprotechnologii. Do zastanowienia skłania też postawa Jacques’a Testarta, jednego z pionierów techniki zapłodnienia in vitro we Francji. Testart zrezygnował z pracy w dziedzinie wspomaganej prokreacji. Jak tłumaczył: „Rozwój technologii związanej ze wspomaganą prokreacją przekroczył granicę czysto terapeutycznych celów i wkroczył w zakres prób przemiany natury ludzkiej i projektowania osób”.
– Nie wszystko, co jest możliwe technicznie – powinno być wcielane w życie – uważa Testart. W swojej książce „Przejrzysta komórka” wskazuje też na najsilniejsze zagrożenia wspomaganej prokreacji: „W przypadkach poważniejszych wad już jest praktykowane niszczenie płodu, raz jeszcze staje przed nami problem progu, poza którym człowiek staje się wrogiem swojego gatunku”. Szczególne kontrowersje przed trzema laty wzbudziła sprawa brytyjskiego małżeństwa, którego syn chorował na beta-talasemię, czyli jedną z odmian niedokrwistości. W rodzinie nie znaleziono odpowiednich dawców szpiku kostnego, rodzice postanowili więc mieć kolejne dziecko poczęte metodą in vitro, by ono stało się dawcą szpiku dla chorego chłopca („The Lancet”, 2001, s. 1195).
Jak przeczytać można było w piśmie „Nature Medicine” (2005 r., vol. 11, s. 585), po początkowych odmowach, ostatecznie sąd w Wielkiej Brytanii przychylił się do ich prośby. Podobna sprawa dotyczyła pary niesłyszących lesbijek Sharon Duchesneau i Candance McColough, które chciały wychowywać głuchonieme dziecko. Zdecydowały się na sztuczne zapłodnienie in vitro, a na dawcę plemników wybrano mężczyznę, w którego rodzinie głuchota występowała od kilku pokoleń. W efekcie tych zabiegów dziecko faktycznie urodziło się głuchonieme. Inne małżeństwo z achondroplazją, powodującą karłowaty wzrost, zabiegało o metodę in vitro, by urodzić potomka, który również zapadłby na tę chorobę. W efekcie rodzina nie musiałaby zmieniać stylu życia, wymieniać mebli, urządzeń sanitarnych przystosowanych do ich specyficznych potrzeb (Brande P. i wsp., „Nature Reviews Genetics” 2002, vol. 3, nr 12, s. 941–955). Jak daleko sięgnąć mogą kaprysy człowieka w bawieniu się w stwarzanie? Jak podkreślił Jacques Testart: „Dręczy mnie myśl (…) o obłąkanej perspektywie »dziecka na zamówienie«, którego przyjście na świat stanie się z konieczności rozczarowaniem”.
oceń artykuł