Praktyki pokutne są niezwykle owocne, gdy towarzyszy im właściwa motywacja. Doświadczenia osób zakonnych w tym względzie mogą posłużyć za inspirację.
Zapraszam ciało
Jakie znaczenie mają wszystkie te umartwienia? Siostra Agnieszka podaje przykład jednej z młodszych sióstr. – Powiedziała mi: „Chodzi o to, żeby zaprosić ciało do tego, co praktykuję na modlitwie”. A co ja mówię Panu Bogu na modlitwie? Że Go kocham, że chcę oddać dla Niego wszystko, chcę służyć tak jak On, chcę przebaczać jak On, chcę stawać w prawdzie, bo prawda mnie wyzwoli. Chodzi o to, żeby wszystkie te pobożne myśli wprowadzić w praktykę codzienności, czy to przez przeproszenie za to, w czym nie dostaję, czy to przez „zaproszenie ciała” gestem rozkrzyżowanych rąk – wyjaśnia. – Ten gest mówi, że z Chrystusem chcę się dać ukrzyżować. Ma to sens, że gesty te wykonuję przed wspólnotą, bo jeśli wspólnota je widzi, ma prawo ode mnie wymagać: „Słuchaj, pokazujesz nam, że chcesz się upodobnić do Chrystusa ukrzyżowanego, więc bierzesz za to odpowiedzialność” – uważa karmelitanka.
– Jeśli człowieka jakieś postanowienie kosztuje, to też w naturalny sposób kieruje go do Pana Boga, bo bez Bożej łaski trudno byłoby wytrwać – wskazuje o. Syrach. W jego przekonaniu taką formę można zastosować w rodzinie – na przykład w Wielkim Poście nie jemy słodyczy czy paluszków, a zaoszczędzoną kwotę przeznaczamy na biednych czy na inny dobry cel. Albo że w niedzielę nie włączamy telewizora. – Oczywiście oprócz tego każdy indywidualnie może podjąć jakieś umartwienie. Istotna jest w tym wszystkim intencja nadprzyrodzona. W poście nie chodzi przecież o fitness, tylko o nawrócenie – wskazuje zakonnik.
Ania, piątek!
Czy zakonne praktyki pokutne są do zastosowania w życiu świeckich? – Myślę, że wszystkie – ocenia s. Gabriela. – Wzajemne przeproszenie – jak najbardziej. Można też zorganizować w rodzinie rodzaj dnia skupienia, podczas którego ograniczamy rozmowy. To działa w dwie strony. Ja od rodzin przejęłam praktykę wyrzeczenia się czegoś słodkiego, kawy czy herbaty. Albo piątkowe milczenie – wyłączenie radia, telewizora. Mój tata to praktykował. Wchodził do mojego pokoju i mówił: „Ania, piątek”. I wychodził. Wiedziałam, że ma na myśli wyłączenie magnetofonu i radia. Ale zostawiał mi wolność. I mam do dzisiaj w głowie: „Ania, piątek”. Wiele czerpię od świeckich i dostosowuję to do swoich warunków. Na przykład teraz muszę się pokornie dostosować do choroby nowotworowej. Przy zmęczeniu, jakie czuję, przy chemii, którą biorę, narzucę sobie rytm modlitwy, pracy i wyrzeczenia w ciągu dnia. Co z tego, że mnie boli? Jeśli koleżanka chora na raka wstaje, bo dzieci tego wymagają, to ja wstanę, choć też jest mi trudno. Przez godzinę pracuję. Koniec. Słaba jestem, okej, ale mogę zrobić coś w granicach moich możliwości. Nie chcę, żeby choroba doprowadziła mnie do stanu, w którym myślę tylko o sobie. I to pragnę Panu Jezusowi ofiarować. Pragnę tego ze względu na Niego. Ze względu na to, że widzę, co się dzieje: że świat potrzebuje modlitwy i ofiary – i jakąś cząstkę w to wnoszę. Wydaje mi się, że możemy się nawzajem obdarować. Cenię sobie przyjaźń każdego człowieka, który kocha Jezusa i pokazuje mi swój pomysł na tę miłość.•
Franciszek Kucharczak