Zaczynało się w czwartkowy wieczór. Agonia trwała do niedzieli lub poniedziałku. Co tydzień Marta, która przez 50 lat nie spała i nie przyjmowała pokarmów, zstępowała do piekieł. Największa mistyczka XX w. zmarła 30 lat temu.
Józef Robin odetchnął i odłożył młotek. Powiesił na ścianie spory, solidny krzyż. - Tato, a gdzie Jezus? - zdziwiła się pięcioletnia Marta, widząc, ze na krzyżu brakuje figury. - Tu Go nie ma - odpowiedział ojciec. - W takim razie my tam będziemy - odparła dziewczynka.
Śmiech i agonia
Jak ludzie zapamiętali Martę Robin? - przykuta do łóżka francuska mistyczkę, żyjącą jedynie dzięki Komunii św.? Wielu opowiada o delikatnym uśmiechu, który towarzyszył tej drobniutkiej kobiecie, przeżywającej w swym ciele cierpienia samego Chrystusa. Ciepłym, łagodnym głosem pocieszyła tysiące ludzi, którzy przewinęli się przez jej zacieniony pokoik. - Obsypywana miriadami łask, doświadczana fizycznym okrucieństwem, mogła uchodzić za monstrum cierpienia, a w istocie było dokładnie na odwrót. Życiodajne soki bólu uczyniły z niej serafina miłości - wspomina brat Efraim.
Kapłani odwiedzający mistyczkę opowiadali, że w chwili Komunii Hostia sama opuszczała ich ręce. Zostawała jakby wchłaniana przez łaknące ją umęczone, kruche ciało.
Jak pisać o Marcie? Słowa są bezradne wobec tego, co przezywała. Jak zgrabnie wystukuje się na klawiaturze słowa: „nie spała przez .. lat”, „niczego nie jadła”, „leżała sparaliżowana, przeszyta bólem”, „powtarzana co tydzień agonia trwała przez trzy dni”, „poświeciła swój wzrok w intencji Francji”. Naprawdę rozumiała ja jedynie jedna Osoba - Jezus, z którym zjednoczyła sie całkowicie. - Hostia przenika we mnie, nie wiem jak. I wtedy doznaje wrażenia, którego nie potrafię panu opisać - usłyszał filozof I pisarz Jean Guitton. - Komunia Święta to coś więcej niż zjednoczenie. To stopienie się z Chrystusem w jedno.
Foto: Henryk Przondziono/ Agencja GN
Gdyby nie Marta…
Była matka chrzestna wielu francuskich wspólnot, których gorliwość zachwyca dziś Kościół. Urodzona w 1902 roku mistyczka zainaugurowała powstanie Ognisk Światła i Miłości, które dziś modlą sie na całym świecie. W 1959 r. wspólnota ruszyła w Kolumbii, w 1961 r. w afrykańskim Togo, w .1969 r. w Wietnamie, a w .1971 r. w Kanadzie. Do Polski dzieło dotarło w latach 90 ub. wieku.
- Czy spotkał ojciec kiedyś Martę? - pytam znanego ewangelizatora o. Daniela Ange. - Tak, trzy razy. Ciekawe, ze o nią pytasz, bo właśnie przed chwila o niej myślałem. Była stygmatyczka. Wiele dla mnie wymodliła. Już przed wojna zapowiadała nadejście wielkiej Pięćdziesiątnicy miłości. - Już nadeszła, czy wciąż na nią czekamy? - dopytuje założyciela szkoły ewangelizacji Młodzi i Światło. - Nadeszła. Jesteśmy w pełni Pięćdziesiątnicy. Cały pontyfikat Jana Pawła II był jednym wielkim zstąpieniem Ducha Świętego na świat.
Czy to przypadek, ze etap diecezjalny procesu beatyfikacyjnego mistyczki zakończono właśnie w Pięćdziesiątnicę 1996 roku?
- Przeszedłem w życiu piekło. Pozostawiony przez matkę, masakrowany przez ojca - opowiada mistrz bokserski Tim Guenard. - Przebaczyłem. Mam w sercu pokój. Po raz pierwszy o świadectwo wiary poprosiła mnie Marta Robin.
Założyciel Wspólnoty Błogosławieństw brat Efraim wspomina: - Spodziewałem się zobaczyć cudotwórczynię, usłyszeć proroctwo wypowiedziane wątłym głosem kogoś, kto nie jadł, nie pił i nie spał od roku 1930 W małym mrocznym pokoju zaskoczyła nas urocza prostota osoby pełnej miłości i łagodności, poczucia sensu życia, czyli zdrowego rozsądku. Wielka niespodzianka był jej mocny głos, jak łopoczący, wzdymany wiatrem żagiel. Wychodziło się od niej wolnym od wszelkiego ciężaru. Notowaliśmy każde słowo. Są dla nas dziś cenniejsze niż perły. Marta zażądała ode mnie przejścia na katolicyzm. Oponowałem. Jako pastor protestancki, niechybnie stałbym się powodem zgorszenia. Nie chciałem, by ktoś upadł z mojej przyczyny. „Nie będzie zgorszenia, zapewniam, nie będzie zgorszenia, czas nadszedł” - zapewniała. To był początek konwersji. Zalążek prężnej wspólnoty. Marta widziała to, co niewidoczne.
Marcin Jakimowicz/ GN 5/2011