Zaczynało się w czwartkowy wieczór. Agonia trwała do niedzieli lub poniedziałku. Co tydzień Marta, która przez 50 lat nie spała i nie przyjmowała pokarmów, zstępowała do piekieł. Największa mistyczka XX w. zmarła 30 lat temu.
Krwawa koronacja
Czy była królikiem doświadczalnym okrutnego Boga? - zapyta ateista, czytając „historie choroby”, która naprawdę może porażać. W 1918 r. zdiagnozowano u niej paraliż górnych i dolnych kończyn i zanik odruchu przełykania. Po 10 latach nie może się już samodzielnie poruszać. 15 października 1925 r. schorowana Francuzka dokonuje śmiałego aktu: całkowicie poświęca sie Bogu. Jako ofiara. To szaleństwo świętości, kompletnie niezrozumiałe dla rozbawionego świata. Po kilku miesiącach jej stan zdrowia bardzo sie pogarsza. Walczy o życie. „Nie przeżyłabym, gdyby Nie pocieszenia Małej Tereski, która mnie trzykrotnie nawiedzała” - opowiada mistyczka. Sama tez chciała zostać karmelitanką, ale nie pozwolił jej na to stan zdrowia.
W lutym 1929 roku Marta traci władze w rękach. Wszelkie cierpienia przyjmuje dobrowolnie. Co wcale nie znaczy bez walki. W ostatnich dniach września 1930. roku w czasie kolejnego objawienia Jezus pyta ja pokornie: „Marto, czy chcesz być taka jak Ja?”. Kobieta nie zastanawia się. Wstępuje na krzyż. Przezywa mistyczne doświadczenie, podobne do tego, jakie było udziałem m.in. Katarzyny z rozpalonej słońcem Sieny. Bolesny płomień przeszywa jej serce i stopy. Traci przytomność. Pozostaje w stanie omdlenia przez wiele godzin. Odtąd czuje doskonale, co przezywał wyrzucony poza mury Miasta Pokoju Skazaniec, a słowo „Ciało Chrystusa” nie jest już dla niej wyświechtaną, pobożną formułka.
Co tydzień będzie przezywała biczowanie, opuszczenie, wyszydzenie, bezradny krzyk opuszczenia, śmierć i zstąpienie do piekieł. To przylgniecie do Oblubieńca do ostatniej kropli krwi. W czasie mistycznej wizji Marta widzi Jezusa, który nakłada na jej głowę splecione gałęzie cierni.
Jak biblijna Estera chce zostać ofiarą przebłagalną. „Chce wykupić dusze nie złotem lub srebrem, ale moneta cierpienia w zjednoczeniu z Chrystusem i Maryja” - wyjaśnia. Szczególnie przejmuje się losem chorych psychicznie. Posyła im różance, Biblie, papierosy. Siostrze zajmującej się nimi wyjaśnia: „Dostępują cierniem ukoronowania”. Jest całkowicie sparaliżowana. Az do śmierci nie opuści łóżka w pokoiku rodzinnego domu.
Z-martwych-wstanie
Nie przyjmuje pokarmów, nie sypia. Żyje jedynie dzięki Komunii św. Medycyna jest bezradna wobec jej przypadku. Ludzie wyczuwają świętość tej kruchej kobiety i walą do Châteauneuf-de-Galaure drzwiami i oknami.
Marta szczególnie modli sie o świętość kapłanów. Są na pierwszej linii ognia - powtarza.
Jej życie wyznacza podyktowany przez niebo rytm. Przez 50 lat w każdy środowy wieczór przyjmuje Eucharystie. Za każdym razem wpada w ekstazę. Jej spowiednik o. Georges Finet pomaga przywrócić ja życiu w czwartkowy poranek. Przed jej pokoikiem ustawiają się kolejki. Schorowana kobietę odwiedza przeszło 100 tys. osób!
Czwartkowy wieczór jest czasem umierania. Ojciec Finet widzi, ze Marta początkowo opiera sie tej próbie. Duchowa szarpanina, walka, zmaganie Ogrójca. - Każde „nie” ginie w następującym po nim „tak” - wspomina Efraim. - Poddanie sie cierpieniu drogi krzyżowej jest całkowite i nie podlega wahaniom woli. W piątek wraz z Maryją opłakuje Syna u stóp krzyża, przezywa śmierć Jezusa, Jego zstąpienie do piekieł i zmartwychwstanie. Powrót do codzienności, z-martwych-wstanie, następuje w niedzielę lub w poniedziałek.
Na początku lutego 1981 r. wyczerpana duchową walką nie jest już w stanie rozmawiać. „Tej nocy szatan przewrócił mnie i uderzył głowa o ziemie. Matka Boża pomogła mi na powrót znaleźć się na posłaniu. Ojcze, proszę położyć jeszcze dwie poduszki na podłodze, na wypadek gdyby zjawił sę ponownie...” - szepcze wieloletniemu spowiednikowi.
W piątek 6 lutego 1981 r. w godzinie, w której rozpięty na krzyżu Chrystus krzyczał bezradnie: „Czemuś mnie opuścił?”, umiera. Ojciec Finet nie potrafi powstrzymać łez. Jej droga krzyżowa dobiega końca. Zmartwychwstaje już w królestwie. To się nie mogło inaczej skończyć.
Marcin Jakimowicz/ GN 5/2011