Obecny synod jest szansą na uzdrowienie Kościoła. Jest szansą na kształtowanie Kościoła na miarę Bożego ustanowienia – mówi w rozmowie z KAI bp. Andrzej Czaja, wyjaśniając w jaki sposób powinniśmy ten czas przeżywać, budując Chrystusowy a zarazem synodalny model Kościoła.
Wydaje się, że w polskim Kościele najbardziej dominującym nurtem jest nurt defensywny, a nie misyjny.
Jest to owoc trwającego od dłuższego czasu kryzysu wiary w samym Kościele. Bo choć podczas mszy deklarujemy Credo, to na co dzień nie żyjemy Bogiem. Dotyczy to także duchownych.
Kolejnym symptomem kryzysu wiary jest to, że ludzie Kościoła stali się pełni obaw i lęków. Tyle jest niepokoju, nerwowego reagowania i emocji. A to bierze się stąd, że staliśmy się, wielu z nas, deistami. Bóg jest na wysokim niebie, ale tu musimy sami wszystkiemu zaradzić, a to się nie udaje. Żyjemy w stresie, a wtedy najłatwiej jest bronić oblężonej twierdzy zamiast ewangelizować.
Do tego dochodzi wygodnictwo. Ulegliśmy światowej, bezbożnej duchowości. U duchownych widzę brak misyjnej dyspozycyjności. Brak świadomości: Pan mnie powołał, więc idę tam, gdzie mnie posyła. Nie może być tak, że mam jakiś kościelny obiekt do wyremontowania, jest to projekt finansowany przez Unię Europejską i dlatego nie pójdę na inną parafię. Gdzie tu jest duch Boży?
W Ewangelii Jezus mówi, że gdzie jest padlina, tam gromadzą się sępy. Dlaczego dziś jest tak wiele sępów, które rzucają się na Kościół? Czy nie jest aby tak, że patrząc na nas czują padlinę. Zastanówmy się. Przecież coraz częściej jest tak, że nie troszczymy się o duchowy rozwój. A życie Boże kiedy jest zaniedbane, po prostu umiera. Ilu nas chrześcijan żyje dziś bez stanu łaski uświęcającej? A jak nie mamy łaski uświęcającej, stajemy się padliną.
Kolejny problem to fakt, że jesteśmy w tej chwili Kościołem mocno podzielonym. A kiedy dominuje wrogość i emocje, to niech nikt nie mówi, że tam jest Duch Boży.
Co więc robić w tej sytuacji?
Pomimo tych licznych rys na Kościele, trzeba wierzyć w Kościół i wierzyć Kościołowi! Dlatego wielką potrzebą chwili jest obudzenie tej wiary, bo zaczynamy wątpić w Kościół – Dom Boży dla nas ludzi na ziemi. Stąd i myśl, by przygotować program duszpasterski pod hasłem: „Wierzę w Kościół Chrystusowy”.
Wiara w Kościół to bowiem konkretyzacja wiary w Boga, który nam się objawił jako Emmanuel (Bóg z nami). A jeśli Bóg jest w Kościele, to choćby działo się nie wiadomo jak źle, On jest obecny i możemy mu zaufać. Kiedy będę wierzył w Kościół, nawet pomimo grzeszności i zgorszeń, jakie w nim widać, będę pewien, że Bóg jest ze mną. Będę miał motywację do nawrócenia, od siebie zaczynając. A wskutek tego może się dokonać uzdrowienie Kościoła.
A co z młodzieżą, jak do nich trafić?
Musimy ku nim wyjść a nie oburzać się, że nas nie chcą. Musimy zrezygnować z zamkniętego języka teologiczno-kościelnego, bo młodzi go nie rozumieją. Trzeba inaczej do nich trafiać. Zacząłem to rozumieć, kiedy pojechałem na Światowe Dni Młodzieży do Rio de Janeiro. Tam o wiele ważniejsze od precyzji myśli, charakterystycznej dla Europy, jest tak mówić, by dotrzeć do danego człowieka. Tak właśnie postępuje papież Franciszek.
Jeśli chcemy mieć kontakt z młodymi, to nie trzeba iść w kierunku wielkich eventów. Manifestowanie wspólnej wiary jest ważne, ale główny nacisk powinien być położony na co innego. Dziś młodzi, bardziej niż masowych imprez, potrzebują indywidualnego kontaktu i towarzyszenia ze strony kapłana. Chodzi też o doświadczenie ojca, czego ci młodzi często w domu nie mają.
Może być kapłan - wspaniały retor czy rekolekcjonista - jednak nie wiele zdziała, jeśli nie będzie jego prostego bycia i nawiązania głębszego, osobistego kontaktu z młodymi.