Osądzanie i demaskowanie osób, które popełniły samobójstwo, w tym księży, jest nieludzkie i niemoralne – uważa o. Józef Augustyn. Dodaje, że osąd całego ich życia i chwili śmierci trzeba pozostawić Bogu. “Bóg widzi to, czego my nie widzimy, a często nie chcemy widzieć” – podkreśla znany rekolekcjonista i kierownik duchowy.
Tomasz Królak (KAI): Temat samobójstw księży porusza opinię publiczną jakoś szczególnie. Jest to trudne doświadczenie zwłaszcza dla katolików, wywołuje u nich niezrozumienie i przygnębienie. Bo wydawać by się mogło, że księża są „impregnowani” nawet na samą myśl o takim czynie.
Józef Augustyn SJ: To są jedynie wyobrażenia o nas. Nikt na nic nie jest zaimpregnowany. Człowiek jest istotą złożoną, jakąś tajemnicą także dla samego siebie. Jego reakcje i zachowania w trudnych sytuacjach są mało przewidywalne. Kiedy coś uderzy w niego, wówczas ujawnia się, na co jest odporny, a na co nie. Najlepiej sprawdza się to w sytuacjach traumatycznych, na przykład w czasie wojny. Często bohaterami stawali się ludzie niedoceniani, z trzeciego, czwartego szeregu. Zagrożenie wyzwalało w nich nieraz pokłady wewnętrznej mocy, odwagi, poświęcenia i współczucia. A z drugiej strony ludzie z sukcesami, osiągnięciami nieraz zawodzili, a zdarzało się, że zdradzali, szli na współpracę z wrogiem. Odporność szkła sprawdzamy uderzając w nie, najpierw delikatnie, potem silniej, aż przychodzi granica, kiedy ono pęka. W człowieku tej granicy nie da się wyznaczyć. I dotyczy to także księży.
Już samo pana pytanie ujawnia, że bywamy zaliczani do jakiejś innej kategorii mężczyzn, o większej odporności. Zwyczajnym mężczyznom może przydarzyć się samobójstwo, ale nie księdzu. I to jest błędne myślenie. Odporność ludzka na zagrożenie i stres jest wypadkową wielu czynników: jakiegoś naturalnego „wyposażenia” psychofizycznego, wychowania, doświadczenia życiowego, osobistej kultury, moralności, zażyłości z Bogiem. W normalnych warunkach sam zainteresowany nie jest w stanie ocenić, na co go stać, a na co nie, w sytuacji granicznej.
Czyli – zdaniem ojca – samobójstwa księży niczym nie różnią się od samobójstw innych mężczyzn?
Od strony psychologicznej, moralnej nie różnią się. Klerykalizm, zakorzeniony w podświadomości, nie pozwala nam oderwać się od myślenia, a dotyczy to zwłaszcza nas duchownych, że jesteśmy jakimś odmiennym gatunkiem mężczyzn, jakby nieco lepszym, odporniejszym. Wszystko, co dzieje się dzisiaj złego z księżmi, biskupami a nawet kardynałami, może służyć za dowód, że jesteśmy takim samym gatunkiem mężczyzn, jak wszyscy. Nadzwyczajna jest jedynie nasza rola, czy – powiedzmy nieco podniośle – nasza misja, którą podejmujemy, przekonani, że jesteśmy „powołani”. Św. Augustyn mówił: „z wami jestem chrześcijaninem, dla was jestem biskupem”. Jako człowiek wierzący niczym od was się nie różnię, mam tylko inną funkcję we wspólnocie.
Za przypisywany sobie „status” wyjątkowych mężczyzn, płacimy nieraz wysoką cenę: złudne oczekiwanie lepszego traktowania, domaganie się przywilejów, dystansowanie się wiernych do nas. Ukrywanie pedofilii przez niektórych przełożonych, bywa motywowane takim myśleniem: „co prawda wykorzystywał nieletnich, ale on jest wyjątkowy, tyle dobrego zrobił dla diecezji, dla miasta, zbudował dwa kościoły itd.”. Aktualne przykłady w prasie.