Osądzanie i demaskowanie osób, które popełniły samobójstwo, w tym księży, jest nieludzkie i niemoralne – uważa o. Józef Augustyn. Dodaje, że osąd całego ich życia i chwili śmierci trzeba pozostawić Bogu. “Bóg widzi to, czego my nie widzimy, a często nie chcemy widzieć” – podkreśla znany rekolekcjonista i kierownik duchowy.
O jakim osaczeniu Ojciec myśli?
Podam przykłady, które przybliżą myśl. Najpierw osaczenie przez ostre wyrzuty sumienia, chorobliwe poczucie winy. Ksiądz żyje w jakiejś rozpaczy, nienawiści do siebie, w wewnętrznym rozdarciu pomiędzy tym do czego zobowiązał się przed Bogiem i ludźmi, a upadkiem moralnym, nałogami, nadużyciami, z których nie jest w stanie wyrwać się o własnych siłach. Gdy brakuje księdzu skruchy i pokornej wiary w miłosierdzie Boga, sytuacja staje się niebezpieczna, szczególnie wówczas, gdy przeżywa ją w całkowitej samotności oraz w jakimś zaślepieniu na Boskie przebaczenie. Bóg jawi się wtedy jako istota karząca, bezwzględna, żądająca natychmiastowej odmiany życia. Nie wolno rozważać tajemnicy grzechu bez odniesienia do tajemnicy miłosierdzia Bożego. Odrealnione idealizacje w życiu duchowym bywają czasami niebezpieczne. Księża, którzy mają na sumieniu ciężkie grzechy, i nie przyznają się do nich, ani przed sobą ani przed Bogiem, stają się destrukcyjni. Uderzają w innych. A bywa, że uderzają w samych siebie. Byłem tego świadkiem wielokrotnie.
Inny przykład osaczenia, to poczucie całkowitego odrzucenia przez innych, poniżenia, surowego osądu, oskarżenia, ostracyzmu. Tak mogą czuć się księża oskarżeni niesłusznie o wykorzystywanie seksualne nieletnich lub inne ciężkie grzechy. Niestety, zdarza się, że między księżmi tworzą się niekiedy toksyczne układy, przemoc psychiczna, upokarzanie, donosy do kurii. Ksiądz osaczony wewnętrznie i zewnętrznie nie widzi możliwości znalezienia jakiejkolwiek pomocy ani u Boga, ani u ludzi. I nie szuka jej. Trzeci przykład osaczenia, to zależność od przełożonego, któremu – jak mniema ksiądz – nie może zaufać, powierzyć mu swój problem, nawiązać dialog, by znaleźć pomoc.
Jak Ojciec rozumie owo osaczenie w relacji z przełożonymi?
Duchowieństwo porównuje się niekiedy do wielkiej korporacji. Jest to porównanie kalekie. Z korporacji każdy może odejść i nie musi prosić o pozwolenie swojego byłego szefa o zgodę na przejście do innej korporacji. Żadna korporacja też nie przemawia w imieniu Boga i nie zobowiązuje do niczego w sumieniu, jak ma prawo czynić to biskup i prowincjał do swoich podwładnych. W Kościele nie ma demokracji. Jeżeli ksiądz chce się przenieść do innej diecezji, musi mieć dobrą opinię swojego przełożonego, by inny biskup mógł go inkardynować do swojej diecezji. Każdy ksiądz jest całkowicie zależny od swego przełożonego. Musi przyjąć taką pracę, jaką on mu powierzy. Byłem kiedyś na „uroczystości” rozdania dyspozycji neoprezbiterom. Z wielką ciekawością zaglądali do kopert, by dowiedzieć się wreszcie, na jaką parafię pójdą. Nikt wcześniej z nimi o tym nie rozmawiał. Może dzisiaj już tak się nie robi, ale mimo wszystko, sytuacja ta oddaje istotę posłuszeństwa. Brak posłuszeństwa przełożonemu dyskwalifikuje księdza. Historie księży skonfliktowanych z biskupem, śledzone przez media, dają nam wyobrażenie o tym.