Osądzanie i demaskowanie osób, które popełniły samobójstwo, w tym księży, jest nieludzkie i niemoralne – uważa o. Józef Augustyn. Dodaje, że osąd całego ich życia i chwili śmierci trzeba pozostawić Bogu. “Bóg widzi to, czego my nie widzimy, a często nie chcemy widzieć” – podkreśla znany rekolekcjonista i kierownik duchowy.
Gdy ksiądz wejdzie w konflikt ze swoim przełożonym, może czuć się całkowicie osaczony. Nie wszyscy mają siłę, by sprzeciwić się i otwarcie powiedzieć swoje zdanie. W rekolekcjach dla alumnów mówię im, że posłuszeństwo jest przed celibatem. Kto posłuszny jest swemu biskupowi w imię Chrystusa, na pewno zachowa celibat. Bez doświadczenia intymnej więzi z Jezusem, wewnętrznej wolności, pokory, a w pewnych okolicznościach gotowości do znoszenia cierpień i upokorzeń ze względu na Jezusa, sytuacja takiego księdza staje się bez wyjścia. Do tego dochodzą naciski ze strony rodziny, rodziców przyjaciół, parafian. By przebić się przez takie osaczenie, konieczna jest wielka mistyczna modlitwa, w której ksiądz powierzając się Bogu gotów jest dla Niego cierpieć. Jeden z dzienników napisał kiedyś o Polsce, że to nie jest kraj dla słabych mężczyzn. Nawiązując do tego zdania można powiedzieć, że kapłaństwo nie jest dla mężczyzn słabych duchowo, moralnie i religijnie.
Ale dla chrześcijanina, nie ma sytuacji bez wyjścia. Czy wobec tego samobójstwo Księdza oznacza zawsze, iż utracił on wiarę?
Logiczne pytanie. Ale człowiek nie jest „bytem logicznym” i nie jest zaprogramowanym komputerem. W kontekście samobójstwa nie wolno nam stawiać pytania o wiarę zmarłego. Jezusowe „nie sądźcie” odnosi się także do zmarłych, tym bardziej w takich okolicznościach. „O zmarłym tylko dobrze” – to bardzo ludzka i mądra sentencja.
Gdy mówimy natomiast o samobójstwie jako pokusie, która może stawać i przed nami, pytanie o wiarę będzie jak najbardziej słuszne, uzasadnione i bardzo ważne. Każda sytuacja „bez wyjścia” jest zaproszeniem do wiary, wyzwaniem do naśladowania Jezusa w Jego zaufaniu Ojcu, naśladowania go w Jego męce, poniżeniu. Ale bywa, że nasze sytuacje „bez wyjścia”, to konsekwencja naszych grzechów lekceważonych całymi latami. Wówczas sami na siebie zakładamy pułapki. Gdy zabraknie szczerej skruchy, gorzkich łez, otwartości na Boga, regularnej spowiedzi, księdza może ogarnąć jakaś czarna rozpacz.
Trudno tutaj w konkretnych przypadkach domniemywać, ale pewnie mogą być i takie sytuacje, że ksiądz popełnia samobójstwo pod wpływem rozpaczy. Ile w samobójstwie kapłana jest osaczenia, o którym rozmawiamy, zagubienia moralnego, lęku przed przyszłością, choroby psychicznej, ucieczki przed odpowiedzialnością, chęci odegrania się, a ile osobistego świadomego wyboru i wolności wewnętrznej, nie jesteśmy w stanie rozeznać. Zostawmy to wyłącznie Bogu. Tylko On przenika duszę człowieka i wie, kiedy upada, a kiedy wstaje. Jestem przekonany, ze w ostatnim momencie życia wielu zwraca się do Boga.
W książce Halszki Witkowskiej "Samobójstwo w kulturze dzisiejszej" autorka zamieszcza kopie listów samobójców. Wielu przywołuje Boga, prosi Go o przebaczenie i wyraża nadzieję na życie pozagrobowe: „Bardzo was kocham. Niech mi Bóg wybaczy”; „Nie płaczcie i tak się wszyscy spotkamy”. A jako główny motyw niektórzy podają cierpienie: „Dość cierpienia – taka moja wola”; „Nie jestem w stanie znieść kolejnych upokorzeń”; „Nikt nie wie, co to jest ból”. Wszystkie więc osaczenie osób, które targają się na swoje życie, można sprowadzić do jednego: bezgraniczny ból.
Od czasu do czasu wszystkich nas dosięgają sytuacje „bez wyjścia” i nieopisany ból.