"Zaufajcie Wspomożycielce, a zobaczycie, co to są cuda"

Świadectwa o doświadczaniu obecności Maryi w życiu i wyproszonych przez Nią łaskach.

"Zaufajcie Wspomożycielce, a zobaczycie, co to są cuda"   Pixabay

Od pewnego czasu nie odstępowała mnie myśl, że jednak warto napisać swoje świadectwo związane ze Wspomożycielką.

Ks. Bosko mawiał: “Zaufajcie Maryi Wspomożycielce, a zobaczycie co to są cuda”. No właśnie cuda. Ja ich nie dostrzegałam, nie potrafiłam znaleźć konkretnych powodów... Zastanawiałam się czy moje modlitwy są wysłuchiwane, czy serio proszę o takie rzeczy, które Bogu nie są jednak miłe. 
Mam kilku wspaniałych orędowników w niebie, do których zawsze zwracam się o pomoc. Jedną z nich jest Maryja Wspomożycielka. Już rok temu zostałam poproszona o napisanie świadectwa, niestety albo właśnie stety odmówiłam. Dlaczego wtedy nie napisałam? Bo myślałam sobie, że przecież nie doświadczyłam cudu rodem z Kany Galilejskiej, więc w zasadzie nie byłoby o czym pisać. Teraz uważam, że było to samolubne i niewłaściwe, dlatego postanowiłam się czymś podzielić. 

Od pewnego czasu nie odstępowała mnie myśl, że jednak warto napisać swoje świadectwo związane ze Wspomożycielką. Czułam, że zawiodłam i jeśli nic nie napiszę to tak, jakbym odrzuciła wszystkie łaski, jakich dostąpiłam za Jej pośrednictwem. Musiał minąć rok żebym zrozumiała, że cuda zdarzają się każdego dnia. W tym, że rano wstajesz, możesz otworzyć oczy i że zwyczajnie żyjesz - to wszystko jest cudem. Świat pędzi nie wiadomo dokąd, a my czując nieustającą presję nie dostrzegamy, jak wiele mamy. Przyznam się, że czas w jakim obecnie się znajdujemy to dla niektórych wielka łaska. Można złapać oddech, ale również zastanowić się nad sensem własnego życia. Być może przewartościowanie go sprawi, iż poczujemy się nareszcie dobrze sami ze sobą. Natomiast, ja nabrałam dystansu do wszystkiego, do relacji jakie mnie łączą z Bogiem, z najbliższymi - ogarnął mnie spokój bo okazuje się, że na niektóre rzeczy nie mamy wpływu i musimy pozwolić płynąć im we własnym tempie. To trudne, ale potrzeba pokory, by zrozumieć, że nie wszystko możemy kontrolować. I bardzo dobrze. A ja taka byłam, nadal jestem, ale już bardziej spokojnie i z wielką ufnością spoglądam na wszystko dookoła. Poza tym, wszystko jest po coś.

Maryja w moim życiu odgrywa bardzo istotną rolę. Od 10 lat jestem związana z rodziną Salezjańską, a co za tym idzie z księdzem Bosko również. To właśnie On nauczył mnie jak mam kochać Maryję, jak mam Jej wszystko zawierzać i prosić o pokój serca, którego ciągle mi brakowało. Odkąd dowiedziałam się, że każdego roku dokładnie 24 maja mamy niezwykłe święto postanowiłam odmawiać 1000 razy w pewnych intencjach modlitwę: "Maryjo Wspomożenie Wiernych, módl się za nami". I tak przez kilka już lat. Krótka, treściwa i jak najbardziej pomocna modlitwa. W pierwszym roku odmawiałam ją sama, ale w następnych postanowiłam modlić się z bliską memu sercu osobą, bo nie ukrywam, że z nią wiązały się moje intencje. 

Jestem świadoma tego, że modlitwa nie polega na tym, że jedynie się o coś prosi a Bóg za pośrednictwem świętych do których się zwracamy, sypie łaskami jak z rękawa. Patrząc z perspektywy ubiegłych lat, jestem niemal pewna, że właśnie moje modlitwy zostały wysłuchane - o zmianę stylu życia chłopaka, który nie był święty, był wręcz niegrzeczny, ale o dobrym sercu, które zawsze w nim kochałam. To właśnie z Nim modlę się każdego 24 maja. Mój chłopak jest “po przejściach” - problemy w domu, złe towarzystwo, narkotyki, brak ogarnięcia życiowego itd. Wielokrotnie, chciałam zakończyć relację, ponieważ nie widziałam w tym dalej sensu, za bardzo przeżywałam każdy jego upadek. Jednakże, gdy działo się źle “ktoś z góry” po prostu nie pozwalał mi na to. Pamiętam, gdy zmęczona wszystkimi “wybrykami” i obojętna na to, co dalej będzie, modliłam się słowami: “Boże pozwól mi Go kochać z całych sił, albo daj siłę by odpuścić tę relację”. Nie umiem racjonalnie tego wytłumaczyć, ale nagle poczułam, że jednak nie mogę odpuścić.
 
Ja, oczywiście też święta nie jestem, ale jak miałam okazję to zawsze jeździłam na pielgrzymki, spotkania formacyjne i nieustannie prosiłam Maryję, podczas modlitwy o to by w końcu mogło być tak, abyśmy potrafili razem czynić coś dobrego dla innych. Byśmy byli taką dobrą parą, a w przyszłości byśmy stworzyli rodzinę Bogiem silną. To moje marzenie. I podczas jednego z takich spotkań usłyszałam zdanie, które odmieniło mnie na zawsze, a mianowicie: Ci którzy najbardziej potrzebują naszej miłości, najtrudniej jest kochać. Zrozumiałam, że jestem potrzebna. Starałam się od tej pory nie tylko zmieniać chłopaka, ale i siebie. Swoje nastawienie, zaczęłam bardziej być, a nie oceniać i narzekać. Postanowiliśmy, że zawsze w maju w Święto Wspomożycielki zawsze będziemy odmawiać tę “krótką” modlitwę tysiąc razy. W międzyczasie, byłam również ze swoją intencją we Włoszech u stóp Cudownego obrazu Maryi Wspomożenia Wiernych i tam również prosiłam o wiele łask.  Lata mijają, a my nadal razem, co ważne jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Łatwo jest się skupiać na tym co jest złe, co nam w życiu nie wyszło. Jednakże, z całą pewnością uważam, iż skupiając się na dobrych rzeczach i na wdzięczności za te najprostsze - życie staje się o wiele bogatsze duchowo i przede wszystkim pełne pokoju.

Obecnie, wraz z narzeczonym planujemy założyć rodzinę i chcemy dalej wzrastać w wierze. Nie jest łatwo, zapewne nikt nie ma życia usłanych różami, ale nie mogę narzekać. Jestem niezwykle wdzięczna za to, co mam. To co było kiedyś, a to jak jest teraz to spełnienie marzeń. Tyle rzeczy zmieniło się na lepsze. Mamy dobrą pracę, częściej się spotykamy i dbamy by było dobrze w naszym związku, staramy się również być dobrymi chrześcijanami, ale to trudna i wymagająca droga. Często też, zdarzają nam się upadki, jednakże ufam że Maryja i reszta Świętych Orędowników w niebie, do których się zwracamy, pomogą nam we wszystkim, co nas spotyka. Ponieważ dla Boga nie ma nic niemożliwego. 
Chwała mu za to, jak również za Maryję, która jest najlepszą MAMĄ na świecie! Amen 
Agnieszka, narzeczona

« 1 2 3 4 5 »

Małgorzata Gajos