Mówi Tomasz Rożek.
Ludzie zaczęli wykupywać zapasy jodu, by „zabezpieczyć się” przed promieniowaniem. Z każdą godziną pojawiało się coraz więcej informacji na temat zdarzenia. Oficjalne komunikaty twierdziły, że na poligonie miał miejsce wyciek paliwa ciekłego z jednej z testowanych rakiet. W wyniku tego zdarzenia doszło do eksplozji, w której zginęło pięć osób (najpierw mówiono o dwóch). Kilka godzin później rządowa agencja Rosatom poinformowała, że te pięć ofiar to jej pracownicy. W komunikacie powtórzono wersję o paliwie ciekłym. Tyle tylko, że Rosatom jest agencją zajmującą się technologiami jądrowymi. Jest to w zasadzie korporacja, która pod swoimi skrzydłami trzyma wszystkie instytucje oraz państwowe przedsiębiorstwa zajmujące się energią jądrową. Ściśle współpracuje z wojskiem, ale nadzoruje także cywilne ośrodki wykorzystujące technologie jądrowe. Co na platformie startowej pływającej po Morzu Białym robili specjaliści jądrowi, skoro – jak napisano w komunikacie – testowano tam tradycyjny silnik rakietowy?
Cały artykuł w najbliższym (nr 34) wydaniu "Gościa Niedzielnego"
Przeczytaj również: Czarnobyl – co jest prawdą, a co mitem?
Tomasz Rożek