Tylko z misji jezuickich jest ponad 90 mszy polifonicznych, są opery o tematyce sakralnej, są lamentacje, pasje, antyfony maryjne na każdą porę roku liturgicznego, są kantaty. Prawie wszystkie formy muzyczne, które znaliśmy w Europie w tamtych latach. Możemy wyłożyć całą muzykę baroku, tylko na bazie kolekcji muzyki misyjnej z Boliwii - podkreśla w rozmowie z gosc.pl ks. prof. Piotr Nawrot SVD. Od 27 lat rekonstruuje manuskrypty boliwijskich Indian. To fenomen w skali światowej.
Mówimy o muzyce komponowanej przez lokalnych twórców?
To kolejny temat. Są różne konteksty. Misyjny kontekst – np. jezuitów, franciszkanów, augustianów. Inny kontekst to katedry. Repertuar jest kompletny, wszystkie formy muzyki i literatury, znane i stosowane w Europie w latach 1600-1750 są obecne i tutaj w Ameryce. Teraz zadajemy sobie pytanie kto komponował tą muzykę. To nie lada wyzwanie. Ale wiemy. Znowu musimy trzymać się tego rozdzielenia – Kościół misyjny i Kościół hiszpański w Ameryce hiszpańskiej. W Kościele hiszpańskim, często to Hiszpanie, którzy udali się do Ameryki, bo życie tam było atrakcyjniejsze i bogatsze, złoto, srebro. Kościół był bardzo bogaty i łatwiej było dostać pracę. Wyzwanie było większe bo trzeba było komponować nowy repertuar, powstawały kościoły, zakony.
Potem Kreole, dzieci, tych którzy się tam udali. Czasami Metysi. I tam muzyka powstawała już w katedrach, pisana przez tych co powędrowali do Ameryki, co się tam urodzili. I ona była bardzo podobna do muzyki, którą wtedy znano w Hiszpanii.
Zupełnie druga strona medalu to Kościół misyjny. Tam to muzyka, która powstała w misjach. Komponowana przez misjonarzy i muzyka komponowana przez Indian. Jeśli muzyka została przywieziona do misji to ona była „misjonowana”, czyli pisana na nowo przez lokalnych muzyków. Jeżeli mam np. mszę Giovanni Battista Basani, jego sześć mszy, które zostały wydrukowane w Europie i ktoś przywiózł do misji, to co robi Indianin, który jest muzykiem? (a w każdej misji było od 30 do 50 zawodowych muzyków, którzy żyli z muzyki, codziennie śpiewali na mszy, na nabożeństwach, grali). Lokalny muzyk bierze tę muzykę i pisze ją na nowo, wg. swoich upodobań. To jak z nauką języka. Ja też np. mówię po hiszpańsku, ale z moim akcentem. Podobnie z muzyką. Zatem ten proces adaptacji muzyki europejskiej by z niej zrobić muzykę misyjną, był o wiele dalej idący niż wymowa.
Wg. pewnych preferencji dźwiękowych, rytmu, harmonii itd. Indianie na nowo piszą tą muzykę, czasami dodając, czasami ujmując czasami pisząc jeszcze inaczej. Inna muzyka to już jest pisana w misjach, przez lokalnych muzyków. Oni nie podpisują kto komponuje bo dla nich nie było ważne kto jest autorem dzieła ale ważne by to dzieło służyło lokalnej wspólnocie.
Nuty, zapis... To co przez wieki dojrzewało w Europie... Gdzie tu, u Indian, był początek?
Po 30 latach studiów nad muzyką wiem, że muzyka europejska mogła być w rekordowym tempie pojęta przez Indian. Ani misjonarze, ani konkwistadorzy nie powinni kojarzyć wielkiej kultury muzycznej w tych społecznościach od momentu dotarcia Europejczyków. Muzyka była wcześniej. Ona była inna, ale niekoniecznie tak różna, że nie można rozpoznać albo docenić muzyki. Jeżeli by ona była w każdym momencie aż tak konceptualnie różna, misjonarze nie byliby w stanie zakodować ich muzyki w naszym systemie muzycznym. A jednak niektóre z ich melodii można było zapisać na pięciolinii.
Muzyka u Indian pełniła również podobne funkcję w życiu ich społeczności, jak u nas. Była obecna w kulcie, zabawach. Muzycy należeli do największej kasty społecznej, dlatego że historia była przekazywana w wierszu i w pieśni. Indianie nie znali skrzypiec, instrumentów strunowych, ale całą rodzinę instrumentów dętych i perkusyjnych znali. Znali też koncept polifonii. Stąd też ta nowa europejska muzyka, to nie była sto procent nowość. To było jak nauczyć się innego języka. Inny „język” nie będzie miał wpływu negatywnego na mój język ojczysty. Wręcz przeciwnie, może nawet ubogacić mnie. Stąd też jako efekt ewangelizacji Indianie zaczynają mówić trzema językami: a mianowicie swoją własną kulturę muzyczną, którą zachowują do dzisiaj, muzyką europejską, która wygrała sobie tam drogi i jako efekt spotkania tych dwóch kultur powstaje nowa muzyka – to co jest z katedr, z klasztorów (muzyka z Ameryki, barok katedr), podczas gdy muzykę z misji nazywamy – barok z misji.
Jak Indianie zaadaptowali muzykę Europy?
Ucho europejskie miało problem by docenić i zrozumieć ich muzykę, bo ona była czasami oparta na ćwierć tonie, co dla ucha Europejczyka do dziś wydaje się zgrzytem. Czasami ich muzyka jest korzystnie opisana, np. praktyka w Cuzco, tam gdzie jest świątynia słońca. Jak bardzo jest to zaawansowana praktyka muzyczna, świadczy zapis, że gdy tańczyły młode Indianki, które służyły Inkom, tej najwyższej kaście społecznej, każda miała bębenek. Inny zespół grał na instrumentach. I obserwacja – ta prowadząca chór zwraca uwagę, że inne instrumenty są za głośno i zagłuszają głosy dziewic.
Czyli pojęcie dynamiki, estetyki muzycznej to wszystko istniało. Myśmy nie potrafili opisać, docenić ich muzyki, ale ona istniała. Była zaawansowana. Czasem nie umiemy się zachować wobec niej bo nie umieliśmy jej zrozumieć. Nasza estetyka nie stosowała ćwierćtonów. Nasza muzyka była dla nich pewnym uproszczeniem. Oni pojęli nas szybciej niż my ich estetykę. Ale zamieszałem, co? (śmiech)