Mamo, nie wierzę

Niedaleko pada jabłko od jabłoni – powtarzamy. A jeśli spadnie daleko? I zbuntowane dziecko pobożnych rodziców zacznie omijać kościół szerokim łukiem, reagować alergicznie na słowo „modlitwa”? Co zrobić? Dyskutować? Walczyć? Przeczekać?

Wiara nie jest dziedziczna – zaczęło się od tego prostego stwierdzenia, które usłyszeliśmy od ks. Wojciecha Węgrzyniaka na redakcyjnych rekolekcjach „Gościa Niedzielnego”. Hasło niby znane, a jednak wywołało na korytarzu gorącą dyskusję. Nie przekazujemy wiary?

Wzrok wbity w ziemię

Pamiętam scenę z jednego z nowicjatów zakonnych. Mistrz nowicjatu pyta dwudziestu chłopaków: „Słuchajcie, kto z was miał w miarę dobrą relację z ojcem? Podnoszą się… trzy dłonie. Siedemnastu facetów czerwieni się i spuszcza głowy, patrząc w ziemię. 17:3 – ta smutna statystyka zrobiła na mnie wrażenie. Bezdyskusyjnie najczęstszą przyczyną decydującą o wyborach nastolatków porzucających Kościół jest brak relacji w rodzinie, w której wyrośli. Potwierdzają to i duszpasterze, i psychologowie.

Wiara nie jest dziedziczna. To prawda. A jednak, jak wyraźnie wskazują statystyki, to właśnie rodzice mają największy wpływ na wychowanie nastolatków w wierze. Nawet w epoce galopującego indywidualizmu, gdy niemal każda wypowiedź zaczyna się od słów „moim zdaniem”. – Statystyki pokazują, że w Stanach Zjednoczonych jedynie 16 proc. zasad moralnych przekazuje dzieciom Kościół, a aż 57 proc. religijnego przekazu pochodzi od rodziców ­– przypomina ewangelizator Josh McDowell, który bada ten proces od lat. – Co to oznacza w praktyce? Rodzice mają trzy razy większy wpływ na wiarę swoich dzieci niż Kościół. A zatem nici z odsyłania pociech z hasłem: „Nie wiem. Zapytaj księdza na religii”.

Łaski bez

Co zrobić, gdy w domach, w których więzi rodzinne są silne, dzieci buntują się i nie chcą słyszeć słów „Msza” czy „sakrament”, a na wzmiankę o wierze reagują alergicznie? W ubiegłym roku życie pokazało mi, że nie jest to teoretyczne rozważanie. Moje najstarsze dziecko (druga klasa gimnazjum) przeżywało „okres buntu i oporu”. Dotyczyło to również sfery wiary. Córka nie pojechała na ŚDM, nie chciała uczestniczyć w rekolekcjach, na które chcieliśmy ją zaciągnąć. Zaczęła myśleć samodzielnie, zadawać mnóstwo pytań, nie oczekując już od nas odpowiedzi. Latem (nie bez oporów) trafiła na obóz organizowany przez chrześcijan. Na miejscu zobaczyła mnóstwo młodych z całej Polski, którzy z pasją opowiadali o Bogu i nie wstydzili się modlitwy. Efekt? Została na drugi turnus, a na swym facebookowym profilu napisała: „Jezus jest Panem”. I weszła do wspólnoty.

Na własnej skórze przekonaliśmy się, że na pewnym etapie wiara rodziców nie wystarcza. Co mogą zrobić, widząc swe dzieci z wypisanym na czole hasłem: „Grunt to bunt”? Modlić się. Tylko tyle? Aż tyle…

Nikt nie odbierze im pamięci

Pamiętam telewizyjny wywiad Jadwigi Basińskiej, gdy zapytana przez Alicję Resich-Modlińską o to, jak poznała męża, bez owijania w bawełnę odpowiedziała: „Wymodliłam go”. – Wierzę w moc modlitwy – opowiada aktorka z popularnego Mumio. – Czy boję się, że dzieci odwrócą się od Boga i pójdą swoją drogą? Codziennie się za nie modlę. Proszę przede wszystkim o to, by nigdy nie zapomniały o jednej sprawie: że Bóg je kocha. Robimy wszystko, by miały do Kogo wrócić. Przede wszystkim, by wiedziały, że zawsze mogą wrócić.

– Modlimy się wspólnie codziennie – opowiadał mi przed kliku laty lider Armii Tomasz Budzyński. – Dzieci nas tylko obserwują. My odmawiamy brewiarz, one rozmawiają z Bogiem własnymi słowami. Czasem Staś przychodzi do mnie i z błyskiem w oku mówi: „Wiesz, tato, wczoraj wieczorem się modliłem do Pana Boga i dzisiaj On mnie wysłuchał!”. Nie wiem, co czeka moje dzieci. Ale nawet jeśli się zagubią (żyją przecież w bardzo nachalnej, agresywnej kulturze), nikt im nie odbierze pamięci. Nikt im tego nie wykasuje! Będą miały do Kogo wrócić. Pamięć – to słowo klucz. Możesz zabrać ludziom wiele, ale nie odbierzesz im pamięci.

– Przymykam oczy i widzę, jak matka z ojcem modlili się z nami. Z tym się nie dyskutuje. To można albo naśladować, albo odrzucić. Ale nikt ci tego nie wydrze – wspomina ks. Antoni Bartoszek, dziekan Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego.

– Jestem przekonany, że jeżeli małżeństwo jest blisko siebie i jest wzajemne pragnienie „bycia dla siebie”, to dzieci będą się prawidłowo rozwijały. To znaczy będą doprowadzane do podjęcia samodzielnych życiowych decyzji – opowiada piłkarski trener Marek Wleciałowski. – To wiara granicząca z pewnością. Nie będę im niczego załatwiał, nie poprowadzę ich za rączkę. One same muszą się nauczyć wybierać.

– Jeśli dzieci wychowują się w domu, w którym mama z tatą się lubią, a one też są lubiane, nie za osiągnięcia, ale nawet gdy coś zawalą w szkole, to wierzę, że na tym się nie przejadą – dopowiada aktor Lech Dyblik. – Mając takie doświadczenia, potrafią dokonywać wyborów. Naprawdę wierzę, że tak to działa – dodaje.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Marcin Jakimowicz