Przyszedł ksiądz i siedzi, i tak siedzi, i siedzi, patrzy na nas i siedzi, nic nie mówi, dalej siedzi. W końcu pyta: „Co stoi na przeszkodzie, byście wzięli ślub?”. A my: „Nic.
Witam, nazywam się Grzegorz, mam 35 lat. Chciałbym podzielić się z wami moim świadectwem o tym, jak Pan Jezus działał i nadal działa w moim życiu.
W wierze katolickiej jestem od urodzenia. Jako dzieciak próbowałem zostać ministrantem, nie było mi jednak dane nim zostać - jakoś nie wyszło. Mniej więcej w tym samym czasie mój najstarszy brat, starszy o około 20 lat, przeszedł na protestantyzm. Rodzice byli zdruzgotani, zresztą ja też. To były lata 80-90-te. Po niedługim czasie mój drugi brat dołączył też do tej wiary razem z całą rodziną. Myślałem, że rodzice oszaleją. Mama jeszcze jakoś to przełknęła, ale ojciec długie lata im to wypominał. Bracia często gęsto rozmawiali o swoim wyborze z nami, dodam tylko, że mam jeszcze brata i dwie siostry, sześcioro nas było. I jakoś tak parę razy, jeszcze wtedy jako dzieciak, podsłuchałem ich rozmowy. Dawali nawet mi kasety z rożnymi kazaniami, nabożeństwami do odsłuchania. I powiem tylko tyle, że zasiało to we mnie poważne zwątpienie w instytucje Kościoła, w te wszystkie ceremonie, święta i obrzędy, a jak słyszałem, żeby się modlić do Maryi albo świętych, lub mieć obrazek święty - nie daj Bóg. Chrystusa na krzyżu to już w ogóle katastrofa. - Módl się tylko do Jezusa i koniec - słyszałem jako dzieciak. Chłonąłem to wszystko jak gąbka wodę. W końcu przestałem chodzić do kościoła, no, zdarzało mi się iść, ale tylko z musu, gdzieś tam z tylu ciągle drwiąc z tej „szopki”. A i do Jezusa też się nie modliłem. Jak widziałem księdza, to przechodziłem na drugą stronę ulicy, z braćmi też kontakt miałem znikomy odnośnie wiary - i tak przez długie lata. W szkole średniej wagary, wagary i jeszcze raz wagary, a na wagarach dawaliśmy w gary. Alkohol, narkotyki, libacje, paserstwo, handel trawką. Namawiałem innych do palenia tego świństwa, po roku wyleciałem do zawodówki, niczego mnie to nie nauczyło, dalej wagary i w gary. Znów poszedłem do technikum. To akurat skończyłem, tyle że po pijanemu i na haju, bo ciągle po szkole chodziliśmy na piwo, trawkę, bo w końcu to była szkoła wieczorowa, a wieczorem świat się stawał ciekawszy, tak się przynajmniej mi wydawało. Weekend zaczynałem w czwartek, kończyłem we wtorek. Jak ja żyłem, nie wiem. Mało jadłem, mało spałem, dużo extasis brałem. Ćpaliśmy na potęgę tydzień w tydzień. Piszę to i mi wstyd.
Pewnego razu, to był chyba wtorek, jak się nie mylę, poznałem piękną dziewczynę, w której szczególną moją uwagę zwróciły jej oczy. Zacząłem się z nią spotykać, powolutku dla niej zacząłem układać swoje życie, ale zanim to nastąpiło, ciągle czułem się związany dawnym życiem. Zdarzało mi się wyrywać na dyskoteki, brać narkotyki, kombinować na lewo i prawo z kasą, narkotykami, nie szanowałem niczego i nikogo, długo się spotykaliśmy, kilka lat, w końcu postanowiliśmy zamieszkać razem bez ślubu. Po miesiącu uznaliśmy, że jednak weźmiemy ślub, ale tylko cywilny, bo kościelnego nam nie trzeba, nie informując o tym nikogo, nawet najbliższej rodziny. I tak też się stało. W dniu ślubu nasi świadkowie, bo tylko oni byli na ślubie, przekonali nas - a przekonywali nas chyba z dwie godziny - byśmy poszli i powiedzieli o tym swoim rodzicom. Tak też zrobiliśmy. Ich reakcja? Powiem tak - nie próbujcie tego sami w domu. Horror, koszmar, katastrofa. Ja nie wiem, co nas opętało, znaczy teraz już wiem, ale wtedy nic nie wiedziałem, byłem tak pyszny, że chciałem sam sobie wszystko robić, myślałem że nikt mi nie będzie dyktował, co ja mam robić i jak starałem się być samowystarczalny. Po czterech latach życia na cywilu Aga zaszła w ciążę. Chyba z rok się staraliśmy, jak nie półtora. Lekarze, badania, w kółko to samo.
I stała się rzecz dziwna. Mieliśmy kolędę, przyszedł ksiądz i siedzi, i tak siedzi, i siedzi, patrzy na nas i siedzi, nic nie mówi, dalej siedzi. W końcu pyta: „Co stoi na przeszkodzie, byście wzięli ślub?”. A my: „Nic. Oboje jesteśmy katolikami, ale boimy się, że go nie dostaniemy, bo żyjemy razem już dość trochę, a i do kościoła zbytnio nie po drodze. A on mówi, że jeśli my nie mamy przeszkód, to tym bardziej kościół nie ma, a poza tym chrzest będzie jak należy i kiedy tylko byśmy chcieli, to w każdym dniu udzieli nam ślubu.
W trzy miesiące byliśmy po ślubie. Chcieliśmy dziecko utrzymywać w wierze, sami nie będąc w niej, żeby ludzie nie gadali. Bardzo mocno to przeżyłem, znów zacząłem chodzić do kościoła, mało tego - razem z żonką. Urodził się Alan. Rok - półtora po jego urodzinach z żonką zaczęliśmy się nie dogadywać. Całkowicie się zmieniła, przestała zwracać na cokolwiek uwagę prócz syna. Nie liczyło się nic. Dom, rodzina, wszystko wokoło straciło sens, kłótnia goniła kłótnię, niezliczone nieporozumienia. Ja nie wracałem z tego powodu do domu, na noc sypiałem u mamy. Zacząłem zaglądać do kufelka, potem do kielicha, powoli traciłem swoje małżeństwo i jego sens.
Pewnego razu, chorując na anginę i przeglądając telewizję, ciągle gdzieś natrafiałem na Jezusa i Maryję, a to czy żył, a to czy w ogóle istnieje. Discovery i te rzeczy. A był to miesiąc październik, początek. Co dzień w łóżku słyszałem dzwony z kościoła. Powiedziałem sobie wtedy, że jak wyzdrowieję, to pochodzę do końca miesiąca na różaniec. I tak też się stało. Dzień w dzień szedłem i coraz bardziej mi się to podobało. Nie mogłem się doczekać następnego różańca. Czułem w sercu mocne przynaglenie, rozważania mnie kładły na łopatki. Ta modlitwa przyciągała mnie jak magnes, aż raz na modlitwie otworzyłem swoje serce przed Panem Jezusem i powiedziałem Mu: „Jezu otwieram ci serce moje, zrób ze mną co chcesz”. I usłyszałem w sobie słowa ponaglenia. Były one bardzo mocne i wyraziste. Brzmiały tak: „UMYJ posąg św. Barbary, która stoi przy ołtarzu”. Było to tak silne, że od razu jak tylko ksiądz proboszcz po różańcu wszedł do zakrystii, poszedłem za nim i mówię mu ze łzami w oczach, że chcę umyć św. Barbarę. A on, widząc mnie - nie zapomnę jego miny, jak patrzał na mnie – powiedział: „Ale Ona jest czysta”. Wtedy nie zrozumiałem go. Po chwili odparł, że zbliża się 4 grudnia, jej święto, więc jeśli chcę, to nie ma problemu. Poszedłem zdziwiony, co ja robię, nic z tego nie rozumiałem.