O pomysłach z piekła rodem i seksie, który jest Boski, z ks. Robertem Skrzypczakiem rozmawia Marcin Jakimowicz.
Dlatego używa Ksiądz stwierdzenia: „Pigułka niszczy Boga w ludzkiej świadomości”? To naprawdę naczynia połączone? Nie widzimy już tej zależności. Bóg Bogiem, a seks seksem. Gdy na kazaniu znajomy ksiądz powiedział: „To, co robią małżonkowie w sypialni, jest gestem porównywalnym do Przeistoczenia, gdy kapłan mówi: »To jest ciało moje«”, wierni kręcili głowami. Przesadził?
Daliśmy sobie wmówić, że to dwa różne światy odległe od siebie o lata świetlne, że świat cielesny i duchowy dzieli przepaść. Nieprawda! Chrześcijaństwo jest religią ciała. Bóg się wcielił. W Eucharystii Chrystus daje się nam w swym Ciele. Jeśli druga osoba jest zdolna podarować mi swe ciało, to znaczy, że przekroczyliśmy granice intymności. Jest ścisła więź, analogia między Eucharystią a intymnością małżeńską! To nie są dwa rozbieżne światy!
Myślę, że bez wielkiej przesady można powiedzieć, że uśmiercenie rodziny pociąga za sobą i śmierć społeczeństwa, i eutanazję Kościoła. Ludzie są zaskoczeni, nie mogą połączyć przyczyny ze skutkiem. Mówią: co ma piernik do wiatraka? Wystarczy jednak spojrzeć na fakty. Od 1957 r., gdy w amerykańskich aptekach pojawiła się pigułka antykoncepcyjna, ruszyła ogromna rewolucja zmieniająca naszą mentalność, wartościowanie, sposób zachowania się. Ta mała pigułka uderzyła w poczucie wierności, lojalności, trwałości, doprowadziła do przewartościowania tzw. seksu niepłodnego. A jeśli ludzie wywalczyli sobie prawo do takiego seksu, zaczęli walczyć o pewną jego formę, czyli homoseksualizm. Bariery moralne padały, a mówiąc „Janem Pawłem II”, to, co do niedawna nazywane było grzechem, znalazło prawo obywatelstwa w naszym sposobie myślenia. To prowadzi do tego, by zanegować pierwsze przykazanie – wykluczyć Boga jako autora życia.
Człowiek chce za wszelką cenę dorwać się do fabryki życia. Doszliśmy do absurdu: zaczęliśmy lekceważyć biologię, cielesność, naturę. To również ma duchowe podłoże: stworzenie domaga się przecież Stwórcy! Lekceważymy biologię, a w zamian dostajemy pewną formę intelektualnego narkotyku, który każe człowiekowi myśleć, że nie ma żadnego Stwórcy, że od nikogo nie zależy, że może sam siebie stwarzać, samemu określać płeć, decydować, jaki będzie, kim będzie, co więcej – stanowić, co jest grzechem i złem, a co nim nie jest, czyli mieć pełen dostęp do drzewa poznania dobra i zła.
Skutki?
Opłakane. Taka zabawa nie może się dobrze skończyć. Nieprzypadkowo użyłem metafory narkotyku. Młodzi sięgają po niego, licząc na to, że osiągną kolejne stopnie duchowego wtajemniczenia, a potem przychodzi czarny the day after…
Marcin Jakimowicz