W Pampelunie kończy się krwawa fiesta. Aż trudno uwierzyć w chrześcijańskie korzenie tej tradycji.
Co roku powtarza się ten sam scenariusz. Senne na ogół hiszpańskie miasteczko, z wąskimi uliczkami i wysokimi kamienicami ożywa i wypełnia się tłumem ludzi. Jest taki tłok, że szpilki nawet nie da się wcisnąć. Przyjeżdżają zwolennicy szalonej "zabawy" - jeśli w ogóle można to tak nazwać, ale też pojawiają się obrońcy praw zwierząt, którym nie w smak jest narażanie na stres kilkusetkilogramowych byków i mordowanie ich na arenach.
W tym roku przeciw okrutnemu traktowaniu zwierząt w Pampelunie protestowała hiszpańska sekcja międzynarodowej organizacji ekologicznej "Anima Naturalis". Protest zorganizowany został 4 lipca - na dwa dni przed rozpoczęciem wielkiej fiesty w Pampelunie. I co tu dużo mówić, sama demonstracja była równie barwna jak zbliżające się tygodniowe święto. Dwa lata temu skąpo odziani aktywiści pokazali się w trumnach z wiązankami kwiatów. W tym roku położyli się na ulicach Pampeluny, a ciała umalowali na kolor krwi zabitych zwierząt.
jad