Do trzech razy sztuka

„To co, do trzech razy sztuka?” – rzucił lekarz, gdy Hania została dwukrotnie uzdrowiona. Po dwóch latach wyszeptał: „Nie wiem, co mam powiedzieć. Chciałbym mieć takiego Boga przy sobie”.

1. pocałunek

– Po raz pierwszy zdiagnozowano u mnie guza w maju 2010 roku – opowiada Hanna Kula (nauczycielka angielskiego z Katowic). – Mój syn Michał miał wtedy dwa latka. Ponieważ jestem genetycznie obciążona, regularnie wykonywałam badania. W czasie jednego z nich coś się lekarzom nie spodobało. Skierowano mnie na szczegółowe, inwazyjne USG. Werdykt? Guz piersi. Zatrzymałam się. „Nadszedł mój czas, kolejne pokolenie dostało raka” – pomyślałam. „Stoję w kolejce”. Tak naprawdę słowa lekarzy do mnie nie dochodziły. „To ma być początek końca? – myślałam. „Wszystko ma się odwrócić do góry nogami?”.

Choć wielokrotnie posługiwałam w czasie modlitw o uzdrowienie, nie przyszło mi na myśl, by prosić o taką modlitwę. Diagnoza diagnozą, a Pan Bóg Panem Bogiem – pomyślałam. Nie mam pojęcia, dlaczego oddzieliłam sprawy ludzkie od Bożych, ale taka była pierwsza myśl. Pani doktor powiedziała: umawiamy się na biopsję. Zabieg miałam mieć za trzy miesiące, w czasie wakacji. „Przypadkowo” zbiegło się to z czasem rekolekcji. Pojechaliśmy ze wspólnotą do Kokoszyc. Rekolekcje toczyły się w lekkości i delikatnym powiewie Ducha Świętego. Popychał nas subtelnie w stronę uwielbienia. „Musimy na chwilę wyjechać. Na zabieg” – powiedziałam wspólnocie. Pamiętam, jak jedna z osób rzuciła: „Pamiętaj, największym lekarzem jest Bóg. To do Niego powinnaś się zwrócić w pierwszej kolejności”. Wspólnota postawiła mnie przed faktem dokonanym: „Haniu, czy tego chcesz, czy nie, chcemy się za Ciebie pomodlić. Wszystko przygotowane”.

Poczułam przejmujący strach. Dlaczego nie pomyślałam od początku o Bogu? Czy będzie miał mi to za złe? Szłam na modlitwę z drżeniem. Czułam, że zasmuciłam Ducha Świętego i nie wiedziałam, jak ukoić ten smutek. Poczułam w sercu przynaglenie: „Przyjdź taka, jaka jesteś. Bez oczekiwań, pytań”. Modlitwa była niezwykle przejmująca. Ks. Krzysztof Biela otwarł tabernakulum. Miałam Jezusa na wyciągnięcie ręki. Nie pamiętam słów, które padały. Pamiętam, że ogarnął mnie jakiś dziwny spokój. Byłam z Jezusem w sytuacji sam na sam, wpatrywałam się w Jego oczy. Bardzo intymne spotkanie. Jedna z osób poprosiła księdza, by podał mi monstrancję do pocałowania, bo poczuła, że nasze pragnienia (Jezusa i moje) są takie same, że chcemy takiej bliskości. Gdy ucałowałam Jezusa, wylał się na mnie Duch Święty. Z łaską pokoju, miłości, bezpieczeństwa. Zatopiłam się w miłości Boga. Nie potrafię tego inaczej określić.

Następnego dnia pojechaliśmy na zabieg. Lekarka chciała sprawdzić, czy struktura nowotworu się zmieniła. Minęły już 3 miesiące, guz mógł się zwiększyć. Zazwyczaj lekarze z tobą rozmawiają, a ona… milczała. Cisza trwała długo. Przeraziłam się: „Coś nie tak?” – zapytałam przez łzy. Cała się trzęsłam. A ona rzuciła: „Nie mam słów. Nie ma raka, nie wiem, co się stało”. Porównywała badania, opisy, robiła zdjęcie za zdjęciem. Skończyła się rolka, założyła następną. Zdjęcia walały się na całej podłodze. „Zażywała pani jakieś lekarstwa? Z zagranicy, z internetu?” – zaczęła się dopytywać. „Nie”.

Zdobyłam się na odwagę i wyszeptałam: „Wczoraj miałam modlitwę”. „Słucham?” – nie dosłyszała. „Jestem w trakcie rekolekcji. Modlono się nade mną”. Z jej oczu popłynęły łzy: „Nigdy się z czymś takim nie spotkałam. To moje pierwsze zderzenie z cudem”. Wyfrunęłam z tego gabinetu, Na korytarzu wpadłam w objęcia Przemka: „Nic nie ma! Duch Święty zadziałał!”. Przez całą drogę do Kokoszyc śpiewaliśmy piosenki. Dziecięce, pieśni uwielbienia. Weszłam do kaplicy w czasie modlitwy wspólnoty. Wszystkie oczy skierowały się w moją stronę. „Bóg jest wielki” – powiedziałam. „Haniu, musisz dać świadectwo! Przyjdź na spotkanie wspólnoty” – poprosiła mnie Ola. Przytaknęłam, ale czas pokazał, że wszystko jakoś się rozmyło. Po powrocie poszłam do swojego lekarza. Spoglądał na zdjęcia z lekkim niedowierzaniem.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Marcin Jakimowicz