Sercem Kościoła jest Rzym. To serce bije równomiernie, miewało arytmie, ale nigdy zawału. Wierzę, że do końca świata będzie biło. Dobry katolik jest rzymianinem – mówi ks. prof. Marek Starowieyski.
Ks. Tomasz Jaklewicz: Chrześcijański Rzym zbudowany jest dosłownie na ruinach Rzymu antycznego. Jakie to ma znaczenie?
Ks. Marek Starowieyski: – Często zwiedzamy tylko Rzym chrześcijański, a ten pogański traktujemy jak ruiny i kupy kamieni, które się zwiedza i nie bardzo wiadomo dlaczego. Dzieje się tak, ponieważ nie wynosimy ze szkoły elementarnej znajomości kultury antycznej. Tymczasem ona odegrała wielką rolę w formowaniu się chrześcijaństwa. Po pierwsze, przez ścisły i bogaty język łaciński, który okazał się świetnym narzędziem teologii. Dzięki niemu mogły powstawać takie dzieła jak „Suma Teologiczna” św. Tomasza z Akwinu. Braki współczesnej teologii wynikają często z bełkotliwej terminologii, na którą nie pozwala ścisła łacina. Po drugie, prawo rzymskie pomogło zbudować uporządkowaną strukturę Kościoła. Owszem, w Kościele bywały przerosty prawa, ale porządek jest wartością. Po trzecie, może najważniejsze, pojęcie osoby ludzkiej i szacunku dla niej. Z rzymskiego pojęcia osoby wyrósł chrześcijański personalizm.
Można więc powiedzieć, że dotarcie świętych Piotra i Pawła do Rzymu było opatrznościowe.
– Lubię werset ze św. Pawła: „Gdy nadeszła pełnia czasów…”
(Ga 4,4). Pomyślmy hipotetycznie, co by było, gdyby Pan Jezus urodził się pół wieku wcześniej, kiedy w cesarstwie panował chaos, trwały rzezie i walki pierwszego i drugiego triumwiratu. Tymczasem Jezus przychodzi do uporządkowanego już świata. Apostołowie mogą bezpiecznie nieść Ewangelię wszędzie, idąc rzymskimi drogami, chrześcijaństwo może się rozwijać w zorganizowanym państwie rzymskim. Do Rzymu w połowie I w. przybywają apostołowie Piotr i Paweł i tu giną śmiercią męczeńską. Tu są też ich groby; co do tego faktu nie ma wątpliwości historycznych czy archeologicznych. Warto więc odwiedzić wykopaliska pod bazyliką św. Piotra przy grobie apostoła i bazylikę św. Pawła za Murami, gdzie, przy drodze wiodącej do Ostii, pogrzebano św. Pawła.
Rola Rzymu rośnie, ponieważ jego biskupem jest następca św. Piotra.
– Następcy świętego Piotra już od I wieku zaczynają odgrywać ważną rolę. Klemens, trzeci biskup Rzymu, z autorytetem gani niesfornych chrześcijan Koryntu. Kilkadziesiąt lat później papież Wiktor zwołuje synody. Św. Ireneusz w tym samym czasie podaje listę biskupów Rzymu od Piotra: Do tej tradycji rzymskiej – twierdzi – należy się odwoływać, szukając prawdy w zalewie sekt gnostyckich i heretyckich. Mamy tu wprawdzie jeszcze nie wykonywanie prymatu, ale „jutrzenkę prymatu”, jak to określił jeden z badaczy. Nie tylko w Rzymie były prześladowania chrześcijan, a jednak to męczennicy rzymscy stają się później punktem odniesienia. Do katakumb będą przybywać pielgrzymi z całego ówczesnego świata. Świadomość szczególnej roli Rzymu zwiększy się, gdy stolice patriarchalne w Jerozolimie, Antiochii, Aleksandrii znajdą się pod panowaniem islamu. Do Rzymu w razie potrzeby będą się odwoływali nawet patriarchowie Konstantynopola. Z Rzymu wyruszają misjonarze: Augustyn do Anglii, Bonifacy do Germanii, a Wojciech do Prusów; Cyryl i Metody, apostołowie Słowian, znajdą oparcie w Rzymie.
Początki Rzymu chrześcijańskiego kojarzą się nam z katakumbami. Co nam mówią katakumby?
– Poganie palili ciała, chrześcijanie natomiast, z szacunku dla ludzkiego ciała, oddawali je ziemi na przechowanie aż do zmartwychwstania. W tej sytuacji trzeba było znaleźć groby dla tysięcy chrześcijan umierających w Rzymie. Tak na przełomie II i III w. powstały katakumby. Mamy tam groby papieży, męczenników i przede wszystkim tysięcy zwykłych chrześcijan. Oni je zdobili prostymi malowidłami, w których wyrażali swą wiarę i nadzieję, swoje pojęcia o Biblii. Mamy więc malowidła przedstawiające chrzest i jego symbole, Eucharystię – jakby katechezę sakramentalną, mamy ptaki, symbole duszy, mamy Jonasza i Daniela przypominających, że ze wszystkich niebezpieczeństw, także od śmierci, może nas Bóg wyratować; mamy orantki – kobiety wznoszące ręce do Boga w modlitwie, mamy imiona, proste napisy (czasami z błędami!) po grecku i łacinie, albo tylko same proste symbole. Kiedy odprawiam Mszę św. w katakumbach (a staram się zawsze ją tam odprawić, gdy jestem w Rzymie), czuję się związany z tym całym światem pierwszych chrześcijan.