Ciągle działają ideolodzy, którzy są odpowiedzialni za morderstwa księży i do dzisiaj próbują być władcami dusz – podkreśla abp Józef Michalik polemizując z teza o upolitycznieniu części Kościoła w naszym kraju. W rozmowie z KAI ubolewa, że czołowe polskie media często stają się centrami rozsiewania relatywizmu religijnego, moralnego, społecznego, narodowego.
KAI: Czy jednak nie uważa Ksiądz Arcybiskup, że wymogiem naszych czasów powinna być bardziej ożywiona działalność Komitetu Episkopatu ds. Dialogu z Niewierzącymi? Czy to gremium, idąc tropem ostatniego spotkania w Asyżu, nie powinno zainicjować takiej rozmowy na polskim gruncie?
– Może warto spróbować. Redakcja KAI ma tu na pewno potrzebne doświadczenie i szerokie kontakty, które chyba pozwoliłyby, z poszanowaniem drugiej strony, rozwinąć je aż do zaproponowania zewnętrznej formy rozmowy – dialogu. Nie uda się to za pomocą ogłoszenia: „zapraszamy niewierzących do dialogu”. Bezpośrednie, przyjacielskie rozmowy i zaproszenie do dyskusji o różnych, ważnych kwestiach mogło by poszerzyć nasze horyzonty.
Zaś nowa ewangelizacja to przestawienie duszpasterstwa z „usługowego” na apostolskie. Pan Jezus polecał apostołom: idźcie i nauczajcie. Nie chciał czekać na tych, którzy mają potrzeby religijne aż przyjdą do Niego – chociaż tacy byli – tylko szedł do ludzi i posyłał do nich swoich apostołów. Niekiedy to Jego nauczanie padało między ciernie ale były takie ziarna, które trafiały na żyzny grunt i ktoś się otwierał. Jakiś Nikodem, który przychodził nocą, jakiś Józef z Arymatei też coś odczuł, nie nawrócił się cały Sanhedryn ale powoli ewangelia wydawała plony.
KAI: Pod patronatem Papieskiej Rady Kultury odbywają się od niedawna w rożnych metropoliach świata debaty z niewierzącymi określane jako „Dziedziniec pogan”. Czy możemy spodziewać się takiego spotkania w Warszawie?
– Byłem przed laty świadkiem narodzin tej inicjatywy jeszcze w Rzymie, kiedy pierwsze trzy stolice europejskie zostały objęte akcją „Misje w metropolii”. Charyzmatycy i inne ruchy kościelne często prowadzą na ulicach takie akcje. W naszej diecezji od kilkunastu lat chodzi po Bieszczadach grupa ewangelizacyjna. Próbuje zainicjować rozmowę z przypadkowymi ludźmi, wierzącymi i niewierzącymi. Przecież nikt nie chodzi z transparentem: „Jestem niewierzący, szukam dialogu!”. Trzeba jednak zauważyć, że jest to raczej spektakularne zwrócenie uwagi na temat, bardziej początek drogi aniżeli inicjatywa prowadzona z przekonaniem, że natychmiast będzie skuteczna.
Ale bywają przypadki – znam ich bardzo wiele – że ten zapał młodzieży przynosi owoce. Miałem okazję chrzcić w Rzymie Chińczyka i Albańczyka w centrum młodzieżowym św. Wawrzyńca, które za czasów Jana Pawła II utworzyła Papieska Rada ds. Świeckich. Bezinteresowna gościna, kontakt młodych przybywających do Rzymu z tamtejszymi młodymi miała również i takie owoce. Ci młodzi, przybywający ze świata, w którym nie mogli poznać Boga odnajdywali w Kościele swoje miejsce. Potwierdzały się w tym wypadku słowa Jana Pawła II: „Człowiek jest drogą Kościoła, człowiek jest drogą Ewangelii”.
KAI: W wielu dyskusjach – nie tylko toczonych w mediach ale i wewnątrz Kościoła – pojawia się teza o upolitycznieniu części Kościoła w Polsce, które przejawia się w mało budujących i nie służących ewangelii podziałach wewnątrz wspólnot świeckich a nawet zakonnych. Czy odczuwa to ksiądz Arcybiskup jako zagrożenie dla Kościoła?
– To nie jest zagrożenie, to jest nieprawda! Termometr polityczny w Polsce jest bardzo wrażliwy, ale dosyć niezależny. Zresztą, każdy ma prawo do swoich politycznych przekonań i, jak widać, nie zamierza słuchać w sprawach opcji politycznych kogokolwiek. Inną rzeczą jest interpretacja wydarzeń związanych z wyborami: jeśli szef jednej partii rozsyła do proboszczów list z prośbą by na tę partię głosowali, to wszystkie media na ten temat milczą. Natomiast kiedy jakiś proboszcz w Mysich Kiszkach popierał kogoś z partii przeciwnej, to od razu podniesiono larum, że Kościół tę partię popiera. Naród powoli dojrzewa i widzi, że obydwie postawy są niewłaściwe i że chodzi o czystą manipulację.
Mnie także niektórzy próbują „zapisać” do jakiejś partii, mimo że z żadną partią nie utożsamiałem się nigdy, stosując ocenę ugrupowania według tego jakie wartości uznają kandydaci z listy i samo ugrupowanie! Całym sercem staram się popierać polityków, którzy mają odwagę być uczciwi, zatroskani o Polskę a nie o los własnej partii. Popieram tych, którzy bronią życia i inne Boże przykazania i chcą promować dobro wspólne w oparciu o etykę a nie własny interes. Taka jest też postawa wypływająca z nauki Kościoła.
KAI: Zatem oskarżenia o zaangażowanie polityczne wynikają z niesprawiedliwego osądu, to znaczy pojawiają się wtedy, gdy Kościół po prostu wskazuje na niesprawiedliwość?
– Nie wykluczam, że mogą być konkretne nadużycia, albo drażliwe sytuacje, wobec których trzeba się dystansować, pamiętając, że i Pana Jezusa o to samo oskarżano, że się utożsamia z jednym lub drugim ugrupowaniem. Ludzie nie znający Kościoła niekiedy, bez złej woli, nie rozumiejąc, oskarżają go albo domagają się od niego rzeczy niemożliwych i tu trzeba cierpliwie tłumaczyć. Są, niestety, także wrogo nastawione do Kościoła środowiska czy konkretni ludzie, którzy nie liczą się z prawdą i sumieniem w stawianiu zarzutów czy oskarżeń i tu sprawa się nieco komplikuje. Zawsze trzeba bronić prawdy, ale nie przejmować się złośliwościami.
KAI: Religijność Polski wydaje się wciąż stabilna. Ale widać pewne niebezpieczne rysy, szczególnie w młodym pokoleniu, czego oznaką tego jest zwiększające się środowisko osób zdecydowanie niechętnych Kościołowi Żerują na tym niektóre ruchy polityczne, w rodzaju Palikota? Jak na to reagować?
– Sądzę, że trzeba zacząć od pytania dlaczego tak się stało, od analizy sytuacji. Otóż jeśli rozsiewa się wirusy, to trudno by nie wywołały one żadnych skutków, oznak choroby. Zauważmy jak wiele zła powodują prądy nihilistyczne promowane już od dziesiątków lat, albo liczne antyklerykalne wystąpienia w prasie. Jakże często media, o największym nakładzie, stają się centrami rozsiewania relatywizmu religijnego, moralnego, społecznego, narodowego. Niekiedy konkretni ludzie, którzy niegdyś krzewili ateizm marksistowsko-komunistyczny, zmienili barwy, ale nadal propagują nihilistyczny ateizm. Nie chciałbym wymieniać tytułów, bo nie zamierzam im robić reklamy a poza tym nie chcę piętnować wszystkich, bo pracują tam także uczciwi ludzie. Zresztą wszyscy wiedzą o kogo chodzi.
Jeśli nieustannie sieje się wątpliwości moralne, sugerując, że wszystko wolno, młodzież w efekcie traci wrażliwość moralną i zdolność do odróżniania dobra i zła. Pozostaje jedynie „zadyma”.
Są pisma, które od 20 lat plują na patriotyzm, na naród, pojawiają się oskarżenia o nacjonalizm. Niektóre media celowo dokonują alienacji pojęć, zaś wielu polityków, ludzi autorytetów czy twórców kultury nie ma odwagi by jasno zaświadczyć o prawdzie. Czasami bywamy mile zaskoczeni, jak podczas niedawnych wypowiedzi w obronie krzyża na sali sejmowej. Okazuje się, że są politycy, którzy czują odpowiedzialność przed wyborcami. Jedynie dwa ugrupowania – Ruch Palikota i SLD – zadeklarowały się przeciwko krzyżowi, ale i wśród nich są pewnie głębsi i bardziej odpowiedzialni ludzie. To rodzi nadzieję, że zostaną utrzymane granice przyzwoitości w relacji do wartości i świętych symboli.