Ciągle działają ideolodzy, którzy są odpowiedzialni za morderstwa księży i do dzisiaj próbują być władcami dusz – podkreśla abp Józef Michalik polemizując z teza o upolitycznieniu części Kościoła w naszym kraju. W rozmowie z KAI ubolewa, że czołowe polskie media często stają się centrami rozsiewania relatywizmu religijnego, moralnego, społecznego, narodowego.
KAI: Księże Arcybiskupie, czy pełniona przez Kościół misja jednania człowieka z Bogiem, pojednania między ludźmi i jednania człowieka z samym sobą ma też jakieś szersze znaczenie, obejmujące cała Polskę?
– Wiemy, że tylko zdrowe drzewa rodzą zdrowe owoce. Wskazuje to jak wielkie znaczenie ma zdrowie duchowe człowieka dla całego życia społecznego i narodowego. Wszelkie patologie: narkomania, alkoholizm, brak poszanowania życia w każdej jego fazie, od poczęcia aż do naturalnej śmierci, niewierność małżeńska są głęboką raną dla życia społecznego i ogólnonarodowego.
Nie wolno zapominać, że walka wewnętrzna człowieka, który doznał paraliżu duchowego, nie jest czasem straconym. Trzeba ludziom pomagać odnaleźć sens i motyw życia, i wskazywać, że dla każdego jest miejsce w Kościele i społeczeństwie, że każdy może być twórcą autentycznego dobra.
Wśród bohaterów naszych narodowych powstań nie brak ludzi, którzy przezwyciężyli swoje ograniczenia, nawracali się, znajdowali motyw do poświęcenia siebie dla innych. Dlatego wielkim zadaniem Kościoła jest głoszenie nawrócenia, wartości pracy nad sobą i niesienie nadziei.
Bliska jest mi myśl ks. prof. Tischnera, że Polska ma swój szyfr i aby ją zrozumieć, trzeba do niego dotrzeć. Ten kto go odnajdzie ma szanse na to, że będzie miał język wspólny z narodem takim jak on jest, bez złudzeń. Myślę, że w tej próbie znalezienia szyfru trzeba by się pokusić o określenie wartości pozytywnych. W Polsce jest bowiem dużo dobra, duże poczucie godności, którego nie wolno zagasić. Polak musi się czuć godnym synem tej ziemi, niezależnie od tego, gdzie aktualnie przebywa, czy nad Wisłą, czy nad Tamizą, bo to jest warunek jego rozwoju. Zapominają o tym ci, którzy wszystko pragną skompromitować, wszystko zrelatywizować, wszystko co dotychczas było cenne podeptać – aby błyszczeć na tle nowego bałaganu.
KAI: Sprawa nakazu milczenia dla ks. Bonieckiego skłania do pytań o granice dyskusji w Kościele w ogóle. Tym bardziej, że w tym przypadku sprawa nie dotyczy przecież podważania dogmatów, kwestionowania nauki Kościoła...
– Jeśli chodzi o ten konkretny przypadek, to współczuję obydwu księżom: i księdzu redaktorowi i prowincjałowi. Współczuję poważnemu kapłanowi, który spędził w zakonie kilkadziesiąt lat pełniąc w nim m.in. funkcję generała, a dziś musi przeżywać konflikt ze swoim przełożonym. Współczuję przełożonemu, że znalazł się w sytuacji, w której został zmuszony do zabrania głosu. I dobrze, że to uczynił. Niedopuszczalne jest bowiem abyśmy odeszli od spojrzenia na Kościół oczami Kościoła. Posłuszeństwo w Kościele nie jest realizacją jakiejś ludzkiej strategii, lecz ma zupełnie inną wartość. Kościół nie jest instytucją opartą o wierność logice korzyści czy sław, lecz musi stosować swoje kryteria wartościowania spraw i ludzi.
Kościół nie może dyktować szefowi gazety czy telewizji kogo ma przyjąć do pracy a kogo mu przyjąć nie wolno. Tymczasem dziś część tzw. elit próbuje dyktować Kościołowi co mu wolno w sprawach jego wewnętrznego rytmu życia a czego nie wolno.
KAI: Istotna część posługi Księdza Arcybiskupa realizuje się w formie przewodniczenia Konferencji Episkopatu Polski. Co w tym okresie zmieniło się w funkcjonowaniu tego Gremium, w związku m. in. z wprowadzeniem nowego sposobu rządów, w formie znacznie bardziej kolegialnej?
– Jestem ciągle przekonany, że funkcją przewodniczącego episkopatu, jest ujawniać wolę i mądrość pasterską wszystkich biskupów i służyć Kościołowi wspólnoty. W diecezji dobrze wychodzą na tym, że wszystkie ważne decyzje konsultuję, że moi współpracownicy muszą uczestniczyć w rodzących się decyzjach. Jeśli decyzje dotyczące Kościoła w Polsce nie zrodzą się we wspólnocie Kościoła na konferencji episkopatu, to nie będą potem miały przełożenia na ich realizację.
Jestem też przekonany, że największe niebezpieczeństwa przed którymi stoi Kościół powszechny i lokalny to brak jedności. Jeśli chcemy wprowadzić jakiś program duszpasterski, to musi on być dobrze rozeznany i akceptowany przez biskupów. Dzięki temu poznajemy się w pracy, i to jest wielka korzyść, gdyż podejmowanie decyzji, takich jak na przykład wybór sprawnego sekretarza generalnego staje się możliwy.
Daleki jestem od tego, żeby uważać siebie za najlepszego czy w ogóle właściwego przewodniczącego. Ale mam siłę wewnętrznego przekonania, że nie ja siebie postawiłem do tej służby, ale ktoś musi ją wykonać, a praca episkopatu zależy od nas wszystkich i wszyscy powinni zadecydować jaki będzie obraz Kościoła w Polsce. W życiu politycznym dostrzegamy dziś w partiach lansowanie liderów. To dramat, bo dobro wspólne wymaga ścisłej współpracy, a niekiedy i ofiary wszystkich.