Po ponad 20 latach od odzyskania wolności wiele dziedzin Kościoła w Polsce trzeba opisać na nowo – stwierdza w rozmowie z KAI krakowski biskup pomocniczy Grzegorz Ryś.
Trzecia rzecz: nominacja biskupia umożliwia mi lepsze poznawanie Kościoła. Powiem szczerze, że jestem zadziwiony aktywnością młodych ludzi. Powszechnie panujący obraz młodego pokolenia jest taki, że są to ludzie, którym się nic nie chce: szkoła, komputer, własna kariera i koniec. Nie do końca. We wrześniu świeciłem sztandar dla krakowskiej Chorągwi ZHP i na Mszy było 5 tysięcy młodych ludzi; podczas zlotu ZHR było ich 2,5 tys. Widać, że młodzi ludzie tu i tam się angażują, coś ich interesuje. Może formy nieco się zmieniły, bo dziś np. młodzi są bardzo wyczuleni na różne formy wolontariatu. Trzeba to wszystko opisać.
Jeżdżę z wizytacjami po Podhalu. Bywa, że w parafii jest 70 ministrantów, a co ciekawe – wszyscy oni działają w regionalnym zespole pielęgnującym własną kulturę: taniec, muzykę, śpiew. Widać, że to jest u nich naturalne, to jest ich świat i chcą nim żyć.
No proszę, nominacja biskupia spowodowała u Księdza wzrost optymizmu.
- Pesymistą to ja nigdy nie byłem. Historia Kościoła, którą od lat się zajmowałem i do tej pory zajmuję daje pewien dystans. Podpowiada: poczekajmy z ocenami. Myślę, że jest to także dystans do zjawisk z drugiego czy trzeciego planu, które mają tendencje do wpychania się na plan pierwszy.
Nie brak jednak faktów, które mogą studzić ów optymizm: wzrastająca liczba rozwodów, znacząca kontestacja nauczania Kościoła w zakresie etyki seksualnej i prokreacji, powolny spadek liczby uczestników niedzielnych Mszy św. Czy w związku z tą ostatnią tendencją chrześcijanie w naszym kraju poczują kiedyś smak bycia w mniejszości?
Prawdę mówiąc, nie spodziewam się. Już na początku lat 90. wieszczono, że kościoły wkrótce opustoszeją, ludzie przestaną chodzić do spowiedzi i komunii itd. Nic takiego nie nastąpiło. Dużo zależy natomiast od tego, w którą stronę spojrzymy. Jako duszpasterz akademicki miałem takie doświadczenie, że we wspólnotach, które spotykają się co tydzień, jest nieco mniej ludzi (bo po upadku komunizmu studenci otrzymali wiele różnych możliwości realizowania siebie i jest to proces naturalny). Ale na rekolekcjach akademickich młodych ludzi było więcej, kościoły były wręcz nabite. To, że oni mają problemy, np. wynikające z dystansu do zakładania rodzin, że żyją bez ślubu – to prawda, ale przychodzą z tym do kościoła i mają pragnienie (i możliwość!) rozwiązywania swoich dylematów w świetle nauczania Kościoła. Kościół jest dla grzesznika a nie dla świętego. Przychodzą, choć nikt ich przecież nie nagania, przychodzą bo chcą, bo mają poczucie rozczarowania swoim sposobem życia.
Natomiast to, że nie grozi nam sytuacja chrześcijaństwa przeżywanego w mniejszości, nie oznacza, że nie powinniśmy się przyjrzeć metodom pracy i życia tych Kościołów, które żyją w mniejszości. Pisze się o tym w lineamentach i jest to bardzo ciekawy kierunek. Póki co, żyjąc w Polsce, mamy doświadczenie odwrotne: to tu przyjeżdżają nieraz biskupi z różnych części świata by przyglądać się, jak my to robimy w Polsce, że nasz Kościół jest ciągle masowy i że liczby są ogromne itd. Próbujemy się dzielić, odpowiadać na takie pytania. Tymczasem lineamenta podpowiadają nam odwrotny kierunek refleksji. Powinniśmy przyjrzeć się np. Kościołowi katolickiemu w Anglii, gdzie katolików jest mniejszość w anglikańskiej większości, ale jeśli wziąć liczby dominicantes [uczestników niedzielnych Mszy – przyp. KAI], to są sobie równe. Powstaje pytanie: jak oni to robią?
A może odpowiedź jest w stwierdzeniu Benedykta XVI, który powiedział nie tak dawno, że „powtarzające się w historii okresy sekularyzacji wychodziły Kościołowi na dobre, gdyż dzięki nim oczyszczał się on od wewnątrz i powracał na drogę ubóstwa”? Czy ceną za masowość nie jest powierzchowność, utrata kierunku w głąb?
- Może tak być, ale jest pytanie czy musi.
Ale jak to Ksiądz Biskup widzi w odniesieniu do polskich realiów?
Nawet wówczas, gdy Kościół pokrywał się z Europą, kształtując w średniowieczu społeczność, którą nazywamy Christianitas, to nie oznaczało, że jest on we wszystkich swoich dziedzinach i członkach owej społeczności – radykalny. W Kościele zawsze było i jest zapotrzebowanie na wspólnoty ludzi, którzy żyją ewangelią radykalniej. To jest naturalne i tak powinno być.
Po drugie, jako ksiądz mam stosunkowo duży dystans do łatwych ocen ludzi, których wiarę chcemy oceniać jako powierzchowną. Kto mnie powołał do wytyczania jakiegoś progu religijności? Tzw. „dziedziczona”, „tradycyjna” wiara prostych ludzi niejednokrotnie już mnie w życiu powaliła swoją głębią i konsekwencją…
Wolę oceniać to, co sam robię: czy głoszę ewangelię w sposób wiarygodny, czy ją popieram takim a nie innym znakiem stosowania jej w życiu. Może takie podejście bierze się z tego, że każdy ksiądz jest spowiednikiem, a przy spowiedzi po pierwsze wierzymy penitentowi, a po drugie patrzymy na to, co przemawia na jego korzyść. Rozmawiając z grzesznikiem wiem, że nie jest on kimś, kto realizuje ewangelię w 100 procentach, ale jest w nim coś, co przemawia na jego korzyść.
Przeciwstawianie wiary masowej, odziedziczonej, tradycyjnej – wierze z wyboru jest sztuczne. Abraham wyszedł nie z Ur chaldejskiego, tylko z Charanu, a do Charanu przyprowadził go ojciec a to jest połowa drogi do Ziemi Świętej... Pierwsze pół drogi, z Ur, poprowadził go ojciec, Terach, za rękę. Ojciec ów, wedle tradycji żydowskiej był bałwochwalcą żyjącym z produkcji bożków pogańskich w Mezopotamii. Oczywiście, jest moment kiedy Bóg zaczyna rozmawiać z Abrahamem twarzą w twarz i ta wiara staje się wiarą osobistą, ale do tego etapu doszedł idąc za ojcem. Tak więc Bóg przyszedł do Abrahama najpierw wiarą jego ojca.
Czy Kościół w Polsce idzie śladami JP2?
- W pewnych dziedzinach pewnie bardziej w innych mniej.... Na pewno nieprawdą jest, że Polacy nie czytają papieża, a to bardzo chętnie lansowana teza. Odwołam się też do osobistych doświadczeń duszpasterskich: kiedy powołując się na nauczanie Jana Pawła z „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich” głosiłem katechezy o miłości, małżeństwie, prokreacji jeszcze nigdy się nie zawiodłem, to znaczy nie zderzyłem się z oporem słuchacza. Oczywiście nie oznacza to, że wszyscy żyją tym, czego uczył papież, ale nie można z tego wnioskować, że nie idziemy jego śladami lecz raczej, że po prostu jesteśmy grzesznikami. Czy to nauczanie jest wystarczająco dobrze znane? Nie wiem, pewnie nigdy nie będzie znane wystarczająco dobrze.
***
Biskup Grzegorz Ryś ma 47 lat. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1988 r. z rąk kard. Franciszka Macharskiego w katedrze wawelskiej. W 1994 r. uzyskał doktorat, a w 2002 r. habilitację z nauk humanistycznych w zakresie historii.
Jest kierownikiem Katedry Historii Kościoła w Średniowieczu na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie.
Od 2007 r. był rektorem Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej, a w 2010 r. został przewodniczącym Konferencji Rektorów Seminariów Duchownych w Polsce.
16 lipca br. został mianowany biskupem pomocniczym archidiecezji krakowskiej. Sakrę przyjął 28 września br.
Podczas październikowego zebrania plenarnego KEP w Przemyślu został wybrany przewodniczącym Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji, który działa w ramach Komisji Duszpasterstwa KEP.