Bracia:
Sami wiecie, jak należy nas naśladować, bo nie wzbudzaliśmy wśród was niepokoju ani u nikogo nie jedliśmy za darmo chleba, ale pracowaliśmy w trudzie i zmęczeniu, we dnie i w nocy, aby dla nikogo z was nie być ciężarem. Nie żebyśmy nie mieli do tego prawa, lecz po to, aby dać wam samych siebie za przykład do naśladowania. Albowiem gdy byliśmy u was, nakazywaliśmy wam tak: Kto nie chce pracować, niech też nie je!
Słyszymy bowiem, że niektórzy wśród was postępują wbrew porządkowi: wcale nie pracują, lecz zajmują się rzeczami niepotrzebnymi. Tym przeto nakazujemy i napominamy ich w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli.
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
Powód odrętwienia i bezczynności tkwi w tym, co apostoł nazywa „rzeczami niepotrzebnymi”. Chodzi o załamywanie się i zniechęcenie z powodu trudności i sztucznie generowanego niepokoju. Zarówno życiowe ciosy, jak i obawa przed katastrofą działają na nas paraliżująco, a w efekcie nie robimy tego, co do nas należy. Wolimy nieustannie narzekać na „złych ludzi”, „zepsutą młodzież”, „przeżarty grzechem Kościół” i „fatalne czasy”. Biadolenie o pustych seminariach, o modzie na apostazję, o niechęci do ślubów i posiadania dzieci wpycha nas w nastrój wypatrywania „końca świata”. Nie pojęliśmy jeszcze, że doświadczenie słabości jest po coś.
Ktoś kiedyś mi opowiadał o gradobiciu niszczącym wszystko w jego rodzinnej okolicy. Nie mogło być mowy o uratowaniu czegokolwiek z zasianych na polach upraw. Młodzi mężczyźni wspólnie postanowili zejść do doliny w poszukiwaniu pracy. Szli całą noc, pokonując na piechotę 60 kilometrów, do gospodarstw, w których pracy było pod dostatkiem. Musiał robić wrażenie zastęp tych młodych ludzi, którzy nie ustąpili przed trudnościami, lecz pełni nadziei wyruszyli na spotkanie znojnego i niepewnego jutra. Oni nie zastanawiali się, czemu Pan przechodzi obojętnie obok ludzkiego cierpienia i czemu godzi się na nieszczęścia spadające ludzkości na głowę. Bóg, w którego wierzyli, był Bogiem nadziei, który każe człowiekowi podnieść się spod gruzów nieszczęścia i wszystko rozpocząć od nowa; Bogiem uzdalniającym go do wykrzesania z siebie siły, by podjąć na nowo drogę, bez oczekiwania wszystkiego od innych; Bogiem wyzwalającym od rozgoryczenia i poczucia krzywdy. Był On życiem, Kimś, kogo można wciąż doświadczać i kto ze zła wyprowadza dobro. Przeświadczenie to czerpali z codziennego pacierza i katechizmu. Był to Bóg, który nigdy nie upoważnia do rzucania się z rozpaczy na ziemię i który chroni od butelki pocieszycielki czy zioła ogłupiacza. Który czyni człowieka gotowym na zmiany, choć wydają się uciążliwe i niezrozumiałe. Nigdy nie wiadomo, czy nie przyniosą one czegoś dobrego. I tak się stało w przypadku mego rozmówcy. Konieczność opuszczenia wioski w poszukiwaniu pracy zawiodła go do wielkiego miasta. Wziął udział w konkursie na stanowisko w firmie państwowej i tym samym jego dzieci odnalazły zupełnie inne warunki do rozwoju. „To, że gradobicie było klęską, jest prawdą – mówił – ale jest prawdą również to, że właśnie z tego powodu trafiliśmy do miejsca, w którym mieliśmy szczęście zawrzeć wiele przyjaźni, w którym nasze dzieci odnalazły swych współmałżonków i spotkaliśmy świetne duszpasterstwo”. Na tym polega historia zbawienia, jaką proponuje nam Bóg. Jesteśmy zmuszani do wychodzenia z utartych kolein i gotowych nawyków przez siły, które na początku nazywamy nieszczęściem, a które potem okazują się wolą dobrego Boga. „Bóg może pozwolić na zło – pisał św. Augustyn – jedynie w takim przypadku, gdy potrafi i zamierza przekształcić je w dobro”. Niech chroni nas przed bagnistą mielizną „rzeczy niepotrzebnych”. •
Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: «Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony».
Zapytali Go: «Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy to się dziać zacznie?»
Jezus odpowiedział: «Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: „To ja jestem” oraz: „Nadszedł czas”. Nie podążajcie za nimi! I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw „musi się stać”, ale nie zaraz nastąpi koniec».
Wtedy mówił do nich: «Powstanie naród przeciw narodowi” i królestwo przeciw królestwu. Wystąpią silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie. Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą przed królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie mógł się oprzeć ani sprzeciwić. A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie spadnie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie».
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
1. Większość tych zjawisk towarzyszy nam nieustannie. Jezusowi nie chodzi o to, abyśmy na ich podstawie prognozowali datę końca. Chodzi raczej o danie nam nadziei w obliczu zła. Nie spełnią się sny o postępie, który cudownie sprawi, że nastanie trwały pokój i ludzie żyć będą w pełnej harmonii. Wręcz przeciwnie, z zapowiedzi Pana jasno wynika, że przed nadejściem dnia sądu Bożego ciemności będą gęstnieć. Zło nie zniknie z historii świata, będzie atakować kolejne pokolenia. Owszem, kiedyś zostanie pokonane. Na końcu zwyciężą dobro, prawda, sprawiedliwość, ale stanie się to dzięki Bożej interwencji, a nie mocą ludzkich działań. „Dopełnienia dziejów nie da się osiągnąć »oddolnie«. Chrześcijaństwo wyklucza wszelki mesjanizm immanentny światu. Panem dziejów jest tylko sam Bóg przez Jezusa Chrystusa w Duchu Świętym. Do Niego należeć będzie ostatnie słowo” („Katolicki katechizm dorosłych”). Nadzieja nie pochodzi z ludzkich wysiłków, ona przychodzi jako światło od Boga pośród triumfów zła, które tuż przed swoim definitywnym końcem wzmoże niszczycielską działalność.
2. Co mamy robić? To, co do nas należy, nawet jeśli efektów nie widać. I zachować czujność wobec iluzji. „Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem”. Jezus zapowiada zjawisko fałszywego mesjanizmu. Katechizm precyzuje: „Przed przyjściem Chrystusa Kościół ma przejść przez końcową próbę, która zachwieje wiarą wielu wierzących. Prześladowanie, które towarzyszy jego pielgrzymce przez ziemię, odsłoni »tajemnicę bezbożności« pod postacią oszukańczej religii, dającej ludziom pozorne rozwiązanie ich problemów za cenę odstępstwa od prawdy. Największym oszustwem religijnym jest oszustwo Antychrysta, czyli oszustwo pseudomesjanizmu, w którym człowiek uwielbia samego siebie zamiast Boga i Jego Mesjasza, który przyszedł w ciele” (KKK 675). Duszpasterstwo nie może bazować tylko na miłosierdziu, musi być oparte także na prawdzie. Inaczej oferować będzie „pozorne rozwiązanie problemów”. „Żadne rozgrzeszenie, udzielone przez pobłażliwe doktryny, także filozoficzne czy teologiczne, nie może naprawdę uszczęśliwić człowieka: tylko krzyż i chwała Chrystusa Zmartwychwstałego mogą dać pokój jego sumieniu i obdarzyć zbawieniem” (św. Jan Paweł II).
3. Zapowiedzi kumulacji zła towarzyszy wezwanie do nadziei. Nie trwóżcie się – mówi Pan. Nie ulegajcie presji prześladowców. Dawajcie świadectwo prawdzie prosto i ufnie, bez liczenia na erudycję i zyskanie popularności. Nienawiść wobec was będzie potężna, ale ona kiedyś się wypali. „Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie”. Jak młodzieńcy w piecu ognistym.
«Oto nadchodzi dzień palący jak piec, a wszyscy pyszni i wszyscy czyniący nieprawość będą słomą, więc spali ich ten nadchodzący dzień, mówi Pan Zastępów, tak że nie pozostawi po nich ani korzenia, ani gałązki. A dla was, czczących moje imię, wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach».
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
Życie pojawiło się na niej w ciągu pierwszego miliarda lat od jej powstania. Tak to widzi współczesna nauka. A co o jej końcu mówią badacze? Najdalej za około 5 mld lat Słońce, wskutek swej ewolucji, stanie się czerwonym olbrzymem, zwiększy swoją objętość i całkowicie pochłonie pierwsze trzy planety Układu Słonecznego, czyli Merkurego, Wenus i Ziemię. Jednakże zdaniem uczonych życie na Ziemi przestanie istnieć znacznie wcześniej. Za około 500 mln lat powolny wzrost temperatury Słońca doprowadzi do wrzenia oceanów i do zaniku życia na naszej planecie. To definitywnie będzie koniec naszego świata.
Prorok Malachiasz, autor ostatniej z biblijnych ksiąg Starego Testamentu, nie miał pojęcia o takim losie bliskiego nam kosmosu. Pisząc „dzień”, miał na myśli „dzień Pański”, wracający w pismach proroków Starego Testamentu. To dzień sądu, który dokonuje się w każdym pokoleniu – nieważne, czy koniec świata jest bliski, czy daleki. W takim dniu odbywa się sąd nad czynami konkretnego człowieka, który żyje tu i teraz. Można śmiało powiedzieć, że dniem Pańskim, dniem końca świata, jest dzień śmierci każdego z nas. Wtedy dokonuje się ocena tego, kim byliśmy i co robiliśmy. Malachiasz czyni radykalne zestawienie. Z jednej strony zapowiada: „Wszyscy pyszni i wszyscy czyniący nieprawość będą słomą, więc spali ich ten nadchodzący dzień”. Z drugiej strony wiernym Bożemu wezwaniu obiecuje: „Dla czczących moje imię wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach”.
Czytany dziś fragment Ewangelii dopowiada, że trzeba być przygotowanym na taki czas, bo to dni, „gdy z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich”. Koniec świata dokonuje się w każdym pokoleniu. Kryterium stanowi opowiedzenie się za Zbawicielem lub przeciw Niemu. To opowiedzenie się staje się też okolicznością do dawania świadectwa, bo atakujących nigdy nie zabraknie, i to chyba aż do skończenia świata. •