Słowa Najważniejsze. W I czytaniu

« » Październik 2022
N P W Ś C P S
25 26 27 28 29 30 1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31 1 2 3 4 5
  • Inny Kalendarz

Niedziela 23 października 2022

ks. Zbigniew Niemirski

|

23.10.2022 00:00 GN 42/2022 Otwarte

Modlitwa, która przeniknie obłoki

Syr 35, 12-14. 16-18

 

Pan jest sędzią, który nie ma względu na osoby. Nie będzie miał On względu na osobę przeciw biednemu, owszem, wysłucha prośby pokrzywdzonego. Nie zlekceważy błagania sieroty ani wdowy, kiedy się skarży.

Kto służy Bogu, z upodobaniem zostanie przyjęty, a błaganie jego dosięgnie obłoków. Modlitwa pokornego przeniknie obłoki i nie dozna pociechy, zanim nie osiągnie celu. Nie odstąpi, aż wejrzy Najwyższy i ujmie się za sprawiedliwymi, i wyda słuszny wyrok.

 

O tym oczekiwaniu, a zarazem napięciu możnych i prostego ludu mówi czytany dziś fragment Mądrości Syracha. Księga powstała około 180 roku przed Chr., ale pełna jest apeli, które w modelach budowania społecznej sprawiedliwości wracają także dzisiaj: wysłuchanie prośby pokrzywdzonego, brak względu na osobę, błaganie sieroty i wdowy.

Od czasu powstania Księgi Syracha przeżyliśmy tyle zmian państw i imperiów, społecznych modeli, które miały zagwarantować skuteczną sprawiedliwą opiekę najsłabszym. Tylko w ostatnich latach ogłoszono wiele not, memorandów, układów i traktatów. A najsłabsi i pokrzywdzeni wciąż czują, że nie mają szans na sprawiedliwość, gdy stają wobec możnych tego świata. Biblia jednak ogłasza: „Pan Bóg jest sędzią, który nie ma względu na osoby”. On i tylko On.

W optyce człowieka wiary, który sięga poza doczesność, trzeba powiedzieć, że ta pełna sprawiedliwość dokona się nie tutaj, ale w eschatologicznej pełni. Instynktownie czuł to autor Księgi Syracha, gdy napisał: „Modlitwa pokornego przeniknie obłoki”. Owe obłoki to przekroczenie bariery doczesności, spojrzenie ku końcu czasów i sądowi ostatecznemu. Wtedy „nie odstąpi, aż wejrzy Najwyższy i ujmie się za sprawiedliwymi, i wyda słuszny wyrok”.

W przestrzeni dziejącego się obecnie dobra i zła jesteśmy zaproszeni, by przyjąć postawę niby bogobojnego i po ludzku doskonałego faryzeusza z dzisiejszej Ewangelii i obok niego jego oponenta, celnika. Ten drugi był świadom swych grzechów, ale wiedział, że modlitwa grzesznika przeniknie obłoki i poprowadzi wyżej niż doczesność i dalej niż jedynie tu i teraz. •

ks. Robert Skrzypczak

|

23.10.2022 00:00 GN 42/2022 Otwarte

Bieg ukończyłem

2 Tm 4, 6-9. 16-18

 

Najdroższy:

Krew moja już ma być wylana na ofiarę, a chwila mojej rozłąki nadeszła. W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego.

Pośpiesz się, by przybyć do mnie szybko. W pierwszej mojej obronie nikt przy mnie nie stanął, ale wszyscy mnie opuścili: niech im to nie będzie policzone! Natomiast Pan stanął przy mnie i wzmocnił mnie, aby się przeze mnie dopełniło głoszenie Ewangelii i aby wszystkie narody je posłyszały; wyrwany też zostałem z paszczy lwa.

Wybawi mnie Pan od wszelkiego złego czynu i ocali mnie, przyjmując do swego królestwa niebieskiego; Jemu chwała na wieki wieków. Amen.

 

Otóż jego ukochany katechista pewnego razu wygłosił ognistą, pełną żaru katechezę o miłości Bożej, którą zakończył wzmianką o tym, że naszym życiowym celem jest niebo, po czym dostał zawału i na oczach zebranych ludzi, w tym mego przerażonego seminarzysty, umarł. Chłopak był całkiem wytrącony z równowagi, gdy zamiast jakiegoś pocieszenia z mej strony usłyszał: „Jakże mu zazdroszczę”. I choć miałem wtedy niewiele ponad trzydzieści lat i w żaden sposób nie mierzyłem się z kwestią nieuchronnej śmierci, to pragnienie takiego osiągnięcia życiowej mety było we mnie klarowne. Być gotowym umrzeć w każdej chwili, byle tylko w pełnej świadomości miłości Pana Boga do mnie. Myślę, że dojrzałość chrześcijanina mierzy się czymś takim: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości”.

Zawsze słucham z wielką uwagą o tych szczęśliwych przypadkach, gdy czyjeś pragnienie nieba łączyło się ze wspaniałą okolicznością śmierci. Pewna siostra misjonarka, wychodząc z kaplicy po zakończonej Mszy Świętej, doznała bólu w klatce piersiowej i po chwili już nie żyła. Toni Spandri, uczeń ks. prof. Josepha Ratzingera i wspaniały ewangelizator Niemiec, nieraz mówił o swym głębokim marzeniu, by móc umrzeć w butach. Z pewnością miał na myśli fragment listu św. Pawła do Efezjan o „obuciu nóg w gotowość głoszenia Ewangelii”. Miał nadzieję, że aż do samej śmierci będzie mógł przepowiadać innym ludziom miłość naszego Pana. Gdy dotarła do mnie wiadomość o tym, że Toni nie żyje, dopytywałem o okoliczności. Usłyszałem: jego serce zatrzymało się w garażu, gdy szykował się do wyjazdu na ewangelizację. Jeszcze piękniejszego ukończenia biegu doznał Giorgio, mój brat ze wspólnoty neokatechumenalnej z Mestre. Razem niejednokrotnie próbowaliśmy głosić ludziom na ulicach i w parku jego włoskiego miasta Dobrą Nowinę. Gdy ciężko zachorował, zostałem do niego wezwany z sakramentami. Przy mnie pożegnał się z wszystkimi dziećmi, każdemu z nich kładąc ręce na głowie w geście błogosławieństwa i pozostawiając jakieś osobiste wskazówki. Gdy ukończyłem namaszczać go, zapytałem: „Giorgio, jesteś gotów uwielbić Boga swą śmiercią?”. Odpowiedział cicho: „Z największą radością”. Nazajutrz zmarł podczas odprawianej przeze mnie przy jego łóżku Mszy Świętej. Zdążył wyszeptać swą intencję podczas modlitwy wiernych i przyjąć maleńki kawałek Ciała Pańskiego. Gdy zamierzałem podać mu odrobinę Krwi Chrystusowej z kielicha, wziął głęboki wdech i odszedł do wieczności. Nikogo taka śmierć nie mogła zranić. Wszyscy wiedzieliśmy, dokąd wyruszył. I byliśmy pewni, że tam właśnie trafi. •

ks. Tomasz Jaklewicz

|

22.10.2022 19:17 GN 42/2022 Otwarte

Wolny od siebie

Łk 18, 9-14

Jezus opowiedział niektórym, co dufni byli w siebie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść:

«Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, niesprawiedliwi, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”.

A celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi, mówiąc: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!”

Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony».

 

1. Modlitwa jest w pewnym sensie papierkiem lakmusowym naszej chrześcijańskiej tożsamości. Stając przed Panem, odsłaniamy swoje prawdziwe oblicze. Popatrzmy najpierw na celnika. Przychodzi do świątyni z pustką swojego serca, ze swoimi życiowymi porażkami. Jego modlitwa jest pokornym błaganiem Boga o zmiłowanie. Wie, że przed Panem jest żebrakiem, choć pewnie nie miał problemów finansowych. Wie jednak, że potrzebuje Bożej miłości, Bożego przebaczenia. Przychodzi jak marnotrawny syn, świadomy swej niegodności. Modlitwa celnika ukazuje go jako reprezentanta biblijnych ubogich Jahwe, czyli ludzi, którzy spodziewają się wiele już tylko po Bogu. Celnik jest ubogim w duchu, ponieważ jest wolny od pychy, wolny od lęku o swoją reputację. Ma puste ręce, dlatego ufnie powierza się dłoniom Pana.

2. Kim jest faryzeusz? Jego modlitwa nie jest błaganiem, ale podziękowaniem. Dziękuje jednak nie tyle Bogu co sobie. Opisuje swoje liczne cnoty i wady innych. Najbardziej uderzające jest to, że on właściwie nie potrzebuje Boga, bo wszystko zawdzięcza sobie. Nie potrzebuje przebaczenia, bo nie ma grzechów. Nie prosi o sprawiedliwość, bo sam jest sprawiedliwy. Jego modlitwa to słowa narcyza wpatrzonego w siebie i gardzącego innymi. Modlitwa, w której nie chodzi o Boga, nie jest modlitwą. Jest jej karykaturą. Powierzchowna pobożność może być zasłoną dymną dla pychy i egoizmu. Faryzeusz rozmija się z Bogiem.

3. Patrząc na te dwie postaci, możemy zobaczyć jasno wybór, przed którym Bóg nas stawia, do czego nas wzywa i przed czym ostrzega. Możemy także lepiej zrozumieć, czym jest chrześcijańska doskonałość. Nie chodzi w niej o kolekcjonowanie cnót, w których nieustannie przeglądamy się jak w lustrze. Fundamentem świętości pozostaje na zawsze pokora, czyli świadomość bycia sługą nieużytecznym. Świętość nie oznacza bezgrzeszności, doskonałej czystości, braku wad, skaz, upadków. Doskonałość chrześcijańska polega na ufnym powierzaniu się Bogu każdego dnia. Takim, jakim jestem. Z moją historią życia, z pustką, z ranami. Takie zawierzenie sprawia, że staję się wolny od chorobliwej troski o własne „ja”, od lęku o swoją reputację, opinie innych, od oczekiwania uznania i nagrody.

4. Bardzo à propos jest słynna modlitwa św. Ignacego z Loyoli: „Zabierz, Panie, i przyjmij całą wolność moją, pamięć moją i rozum, i wolę moją całą, cokolwiek mam i posiadam. Ty mi to wszystko dałeś – Tobie to, Panie, oddaję. Twoje jest wszystko. Rozporządzaj tym w pełni wedle swojej woli. Daj mi jedynie miłość Twoją i łaskę, albowiem to mi wystarcza”. Celnik dodałby tylko: „Amen”.

Wolny od siebie   Rycina z Biblii wydanej w 1909 r. Fotoreprodukcja Henryk Przondziono / Foto Gość