Po wyborach Jarosław Kaczyński powinien przeprowadzić zmiany personalne w PiS. Najlepiej zaczynając od siebie.
10.10.2011 15:39 GOSC.PL
Ile razy można przegrywać? Janusz Korwin-Mikke udowadnia, że w nieskończoność. Ale on nie jest poważnym politykiem, a od poważnych polityków wymaga się, by byli poważni i wyciągali wnioski ze swoich działań.
To szóste wybory, w których Prawo i Sprawiedliwość, bądź kandydat tej partii, przegrywa. Nie jest to porażka dotkliwa – któż nie chciałby uzyskać ponad 30 proc. głosów oddanych w wyborach, mieć największą frakcję w sejmie i stanowić największą siłę opozycyjną. Jest to jednak porażka znacząca, bo pokazuje, że PiS na więcej nie stać. Przynajmniej na razie. I przynajmniej taki PiS, jaki nam się prezentuje.
Gdy drużyna piłkarska przegrywa mecz za meczem, lecą głowy. Najczęściej trenerów. I o ile w Polsce trenerów zmienia się zbyt często, to jednak kierunek jest zasadniczo dobry: najwyraźniej osoba odpowiedzialna za wyszkolenie i taktykę gry nie potrafi z dostępnych mu zawodników stworzyć teamu, który byłby w stanie zagrozić innym. Skoro on nie umie, to może będzie umiał ktoś inny.
Jarosław Kaczyński ewidentnie nie potrafi. Mimo wielu zalet ma także sporo wad, które powodują, że prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie zagrozić zwycięzcy tegorocznych wyborów. Do głowy przychodzi rozwiązanie najbardziej logiczne z możliwych: prezes podaje się do dymisji, partia wybiera nowego szefa. Jednak PiS broni się przed tym rękami i nogami. Gdy Joachim Brudziński mówi, że „Prawo i Sprawiedliwość bez Jarosława Kaczyńskiego po prostu nie funkcjonuje i tyle” i że „dzisiaj największą siłą PiS jest jej lider”, to tak jakby stwierdził, że ekipa Prawa i Sprawiedliwości nie jest warta funta kłaków, a miejsca w parlamencie obsadzono maszynkami do głosowania wedle upodobania Prezesa. Gratuluję szczerości i dystansu do siebie.
Jarosław Kaczyński nie powinien słuchać tego typu doradców i zastanowić się nad tym, co zrobić, by PiS stanowił choć w niewielkim stopniu zagrożenie wobec partii rządzącej. Nie musi ustępować dziś. Jeśli rzeczywiście w tej chwili nie ma odpowiedniej osoby na jego miejsce, niech ją sobie wychowa. I ustąpi za dwa lata, przekazując stery komuś młodszemu, bardziej strawnemu dla ludzi, którzy 9 października zagłosowali na konkurentów Prawa i Sprawiedliwości.
Inaczej zostanie na etapie posiadania silnego, ale nie mającego siły przebicia, żelaznego elektoratu. A tego nie powinien życzyć sobie nikt poza fanatycznymi wyznawcami Platformy Obywatelskiej. Każdy rząd rządzi lepiej, gdy czuje na plecach oddech konkurencji.
Stefan Sękowski