Nagle zrobiło się głośno o pogrzebach z urną. Sygnał dała „Gazeta Wyborcza” tekstem na pierwszej stronie „Nie będzie mszy nad urną” (9.08.2011). Za nią, jak za panią matką, informacja pojawiła się w innych mediach.
12.08.2011 10:27 GOSC.PL
Nie dziwi mnie to, bo kremacji w Polsce jest coraz więcej, więc temat jest życiowy, choć dotyczy śmierci. Jak się dowiadujemy z GW, początek tej informacyjnej fali dał, „ksiądz z kościoła św. Franciszka w Częstochowie, który przekazał wiernym po ostatniej mszy w niedzielę stosowną informację”, a „w innych kościołach księża też o tym mówią”.
W grudniu ubiegłego roku, tuż przed wydaniem wskazań dotyczących pogrzebu przy kremacji, napisałem w „Gościu Niedzielnym” obszerny tekst „Umarłych pogrzebać”. Informowałem w nim, że zgodnie ze wskazaniami obowiązującymi w całym Kościele, obrzędy pogrzebowe powinny odbywać się przed spaleniem ciała, a nie nad urną. Jednak w Polsce w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat wytworzył się zwyczaj dokładnie przeciwny, tzn. pogrzeb odprawia się dopiero po spaleniu ciała nad urną. Kiedy rozmawiałem z proboszczem, który ma krematorium na terenie swojej parafii, był bardzo zdziwiony informacją, że Kościół nie zezwala sprawować Mszy nad urną (poza sytuacją sprowadzenia prochów z zagranicy). Zasugerowałem więc w artykule, że potrzebny jest jakiś list biskupów lub konferencja prasowa, wyjaśniająca stanowisko Kościoła. Nic takiego nie nastąpiło.
I teraz, po 9 miesiącach od ukazania się instrukcji, kiedy „Gazeta Wyborcza” nagłośniła temat, od razu posypały się wypowiedzi rzecznika Episkopatu, KAI-u i biskupów, że „nowe” obrzędy będą wprowadzane w życie. Sprawa ruszyła więc z kopyta. Nasuwają się dwa pytania. Dlaczego nie wydano tych przepisów od razu, kiedy w Polsce pojawiły się pierwsze krematoria, czyli od 1993 r.? Przecież chodziło tylko o przetłumaczenie kilku przepisów i stosownych modlitw. Gdyby zrobiono to wtedy, nie byłoby teraz problemu z odkręcaniem błędnych zwyczajów i wrażeniem, że Kościół miesza i utrudnia życie.
I dlaczego, kiedy już wydano te przepisy, nikt w Episkopacie nie zatroszczył się o ich wprowadzenie w życie? Dlaczego zabieramy się za to dopiero po notatce w „Gazecie Wyborczej”? Smutne to.
Ks. Tomasz Jaklewicz