Dobro elitarne

Poseł Godson mówi świetne rzeczy. Ale nie tylko

W najnowszym „Gościu” ukazał się wywiad z czarnoskórym posłem na Sejm RP, Johnem Godsonem. Na stronie gosc.pl publikujemy pełną wersję rozmowy (tutaj). Miło dowiedzieć się, że w Sejmie zasiada ktoś, kto po to przyjechał do Polski, żeby pogłębić naszą wiarę i jeszcze otwarcie się do tego przyznaje. Okazuje się, że można kierować się przekonaniami religijnymi nie tylko w życiu prywatnym i nie trzeba w tym celu spaść z księżyca. Wystarczy z Afryki.

Z wywiadu dowiedziałem się, że żona pana Godsona miała 50 proc. szans na przeżycie, gdy oczekiwała czwartego dziecka i groziło jej czwarte cesarskie cięcie. Mimo tego rodzice nie popełnili aborcji. Nie zabiła też dziecka siostra pana Godsona, która zaszła w ciążę w wieku 16 lat. „I bardzo się cieszymy” - mówi poseł, dodając, że „niepodjęcie decyzji o aborcji może być dobre” i że aborcja „nie jest rozwiązaniem”. Jednocześnie jednak poseł nie popiera obywatelskiego projektu ustawy zakazującej aborcji, wyjaśniając, że tu trzeba delikatności, bo „nawet jeśli kobieta popełniła aborcję, to jest to trauma na całe życie”. I nie chce „zaostrzania prawa”, bo choć „myśmy podjęli decyzję, że aborcji nie będzie, ale nie wiem, czy miałbym odwagę zmusić kogoś do czegoś takiego”.

W rozumowaniu pana posła widać parę poważnych niekonsekwencji. Jeśli dziecko poczęte to człowiek (bo zgadzamy się, że to człowiek, prawda?), to ma ono takie samo prawo do życia, jak każdy inny człowiek. Nie ma żadnego powodu, żeby dziecko w łonie matki traktować mniej po ludzku niż dziecko w beciku, czterdziestolatka w fotelu dyrektorskim albo starca w domu opieki społecznej. Nie należy więc mówić, że „niepodjęcie decyzji o aborcji może być dobre”, bo to jedyna właściwa decyzja. Czy nic nie raziłoby nas w zdaniu: „niepodjęcie decyzji o zabiciu kolegi jest dobre”?

Skoro pan Godson wie, że aborcja „nie jest rozwiązaniem”, to dlaczego nie chce innym utrudnić zrobienia tego, co nie jest rozwiązaniem? Poseł wie, że „jeśli kobieta popełniła aborcję, to jest to trauma na całe życie”, a jednocześnie nie chce oszczędzić wszystkim kobietom traumy na całe życie. Dlaczego? Czy tylko nasza rodzina ma być szczęśliwa? Czy nie chcemy powstrzymać przed tragedią każdego bliźniego? A przecież nie tylko o „traumę” chodzi, lecz o to, że tu ktoś chce zabić człowieka! I co z tego, że ten ktoś przeżywa dramat? Gdy ktoś goni człowieka z nożem po ulicy, nie zastanawiamy się, czy nożownik ma trudną sytuację rodzinną, lecz podstawiamy mu nogę, a przynajmniej podnosimy raban. Panie pośle, gdyby ktoś chciał zabić tylko jedno dziecko, należałoby poprzeć ustawę, która mogłaby temu zapobiec. A tu chodzi o wiele dzieci. Poza tym jeśli nawet kobieta przeżywa dramat, to przecież nie przeżywa go „lekarz”, który zabija dziecko. O aborterach się jakoś nie mówi, a to przecież oni w pierwszym rzędzie zabijają. Mówi się o nieskutecznym prawie, o podziemiu aborcyjnym – a to wina służb państwowych, które nie ścigają przestępców. Czy to prywatni ludzie mają ścigać zabójców, którzy ogłaszają się w prasie? Wreszcie co to znaczy, że nie chce pan „zaostrzania prawa”? Przecież tu chodzi o próbę złagodzenia prawa, które, o zgrozo, jest tak ostre, że pozwala zabijać niewinnych!

Ale w tej sprawie, której nie chce pan poprzeć, chodzi wreszcie o coś jeszcze ważniejszego, o czym nie mówiłbym posłom niewierzącym. Ale pana, który był pastorem, zapytam: czy nie najważniejsze jest nasze zbawienie? Czy o to nie należy zabiegać w porę i nie w porę? Czy nie po to przyszedł Jezus, żeby nas doprowadzić do nieba? Aborcja prowadzi w kierunku zupełnie przeciwnym, więc w imię czego nie chce pan dla wszystkich naszych bliźnich szczęścia wiecznego?

Sparafrazuję pana słowa: „Myśmy podjęli decyzję, że nie otworzymy drzwi diabłu, ale nie wiem, czy miałbym odwagę zmusić kogoś do czegoś takiego”.

Ale w ogóle to dziękuję za świadectwo.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak