Nie było nacisków na członków kontroli lotów w Smoleńsku - oświadczył szef komisji technicznej MAK Aleksiej Morozow. Podczas konferencji w Moskwie odniósł się on do raportu polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej.
Obecność płk. Nikołaja Krasnokutskiego na wieży w Smoleńsku była obowiązkowa; analiza jego rozmów nie wykazała, by wywierał jakąś presję na kontrolerów - oświadczył szef komisji technicznej MAK Aleksiej Morozow.
"Nasi polscy koledzy nie zrozumieli, że był to nieregularny lot międzynarodowy" - oświadczył, mówiąc o statusie lotu.
Morozow dodał, że nie wie, skąd się wziął wniosek strony polskiej, że sprzęt na lotnisku działał nieprawidłowo. Wyjaśnił, że strona polska nie uczestniczyła 15 kwietnia 2010 r. w tzw. oblocie lotniska, bo dokonywał go rosyjski samolot wojskowy.
Zapowiedział, że choć komisja techniczna zakończyła pracę, współpraca z Polską będzie kontynuowana. Podkreślił zarazem, że raport komisji kierowanej przez Jerzego Millera jest "wewnętrznym dokumentem".
Według MAK obecność Dowódcy Sił Powietrznych w kokpicie Tu-154M mogła stanowić presję na załogę. Jak mówił szef komisji technicznej Aleksiej Morozow, kapitan samolotu w ostatniej chwili ,widząc ziemię, spostrzegł, w jak krytycznej jest sytuacji.
Morozow - powołując się na wyniki ekspertyz psychologicznych i zapisy z "czarnych skrzynek" tupolewa - powiedział, że w rozmowie załogi pojawiło się zdanie "będzie niezadowolony, jeśli nie wylądujemy" - co odnosi on do "głównego pasażera". "Dlatego Dowódca Sił Powietrznych dołączył do załogi i osobiście meldował 'głównemu pasażerowi' gotowość do lotu. Według psychologów mogło to stanowić presję na załogę" - dodał szef komisji technicznej MAK.
Jak mówił, "jedynym wytłumaczeniem" działania kapitana samolotu było to, że dopiero w ostatniej chwili zobaczył ziemię i wtedy zrezygnował z lądowania - do którego wcześniej prowadził maszynę. "Dopiero wtedy zobaczył, w jak krytycznej jest sytuacji" - powiedział.
Według MAK także informacja, że kontroler na wieży utwierdzał załogę, że leci prawidłowo, nie znalazła potwierdzenia w faktach.
Prezentując polski raport, szef komisji Jerzy Miller mówił, że polska załoga "podejmowała właściwe decyzje", których realizacja okazała się w tamtych warunkach niemożliwa - i z tym fragmentem polemizuje MAK.
Rosyjscy eksperci uznali też, że nie ma "obiektywnego dowodu", by załoga wcisnęła przycisk "uchod", który powoduje włączenie automatu ciągu i automatyczne odejście samolotu na drugi krąg, bo rejestratory samolotu tego nie zapisują. Członek MAK, doświadczony pilot Ruben Jesajan poinformował, że "uchod" mógłby zadziałać gdyby lotnisko w Smoleńsku było wyposażone w system precyzyjnego lądowania (ILS). "Zatem wciśnięcie 'uchodu' nie miało wpływu na samolot" - powiedział.
Morozow poinformował też, że MAK nie przesłał raportu z badania katastrofy smoleńskiej międzynarodowej organizacji lotnictwa cywilnego ICAO, bo - według MAK - polski samolot i lot do Smoleńska nie miały charakteru lotu cywilnego. Odpowiadając na pytanie, kim był "generał", z którym kontaktował się płk Nikołaj Krasnokutski, Morozow oświadczył, że był to przełożony pułkownika, któremu miał on obowiązek składać meldunki o sytuacji. Podtrzymał, że z opinii psychologicznej nie wynika, by była to jakakolwiek presja na kontrolerów ze Smoleńska.
W konferencji nie uczestniczy szefowa MAK Tatiana Anodina, obecni są m.in. wiceszef komitetu Oleg Jermołow oraz przewodniczący Komisji Technicznej MAK Aleksiej Morozow.
Wady lotniska przedstawione w polskim raporcie były opisane w raporcie MAK - dodał Morozow.
Podkreślił, że było to "otwarte i działające lotnisko", a nie "czasowe otwarte" - jak podawał polski raport. "Hipotezy polskiej strony, że system radiolokacyjny nie był sprawny, nie znalazły potwierdzenia w faktach" - oświadczył. Powtórzył, że nie można było zamknąć lotniska 10 kwietnia.
Morozow dodał, że MAK - jako komitet międzynarodowy - przestrzegał zasady "niezależności i niezawisłości od rządów Rosji i Polski". Zaznaczył również, że w jego pracach uczestniczyli polscy eksperci, m.in. specjaliści wojskowi, którzy pracowali też w polskie komisji.
Przewodniczący komisji technicznej MAK dodał równocześnie, że po przeanalizowaniu raportu polskiej komisji można stwierdzić, że zawiera on pewne nieścisłości dotyczące np. terminologii lotniczej.
W polskim raporcie z badania katastrofy smoleńskiej nie zauważyliśmy nic nowego wobec tego, co Polska przedstawiła w uwagach do raportu MAK - oświadczył szef Komisji Technicznej MAK Aleksiej Morozow.
Prezentując odpowiedź strony rosyjskiej na raport komisji Jerzego Millera Morozow przypomniał, że strona polska sformułowała swoje uwagi do raportu MAK ze stycznia i to, co przedstawiła Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, jest powtórzeniem tych uwag. Jak dodał, MAK nie uwzględnił ich w swoim raporcie, bo "nie miały one charakteru technicznego", ale polskie uwagi są "nieodłączną częścią" raportu z badania katastrofy smoleńskiej.
Wcześniej wiceszef MAK Oleg Jermołow oświadczył, że Komitet przestudiował zarówno polski raport, jak i prezentację komisji oraz publikacje prasowe i wpisy na forach internetowych poświęcone tej sprawie.
Morozow przypomniał podczas konferencji, że MAK działał na podstawie 13 załącznika Konwencji Chicagowskiej; jak dodał, był to jedyny dokument na podstawie którego można było wyjaśniać okoliczności katastrofy smoleńskiej. Podkreślił również, że Polska wyraziła na to zgodę.
Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) wyjaśniał przyczyny katastrofy Tu-154 M, w oparciu o załącznik 13 do Konwencji Chicagowskiej dot. międzynarodowego lotnictwa cywilnego. Swój raport opublikował 12 stycznia br. Ustalenia dotyczące najważniejszych przyczyn katastrofy smoleńskiej wykonane przez MAK i komisję Millera w części się pokrywają. Oba raporty - w pierwszej kolejności - mówią o zejściu poniżej minimalnej wysokości oraz niepodjęciu przez pilotów, na czas decyzji o przerwaniu lądowania.
Jednak MAK, w raporcie opublikowanym w styczniu, podkreśla, że na załogę była wywierana presja ze strony osób postronnych, obecnych w kabinie. Z kolei według polskiego raportu nie można mówić o bezpośrednim nacisku ze strony dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika. Według polskiej komisji był on w kokpicie tylko biernym obserwatorem.
Polski raport wśród czynników mających wpływ na katastrofę wymienia natomiast błędy popełnione przez stronę rosyjską, o których raport MAK milczy. Komisja Millera uważa, że do tragedii przyczyniło się przekazywanie załodze z wieży informacji o prawidłowym położeniu samolotu względem lotniska, ścieżki schodzenia i kursu. Według komisji Millera mogło to utwierdzać załogę w przekonaniu o prawidłowym podchodzeniu do lądowania, gdy w rzeczywistości było inaczej. Polska komisja wskazuje też na sytuację na lotnisku. Według niej do katastrofy mogło się przyczynić np. gęste zadrzewienie przed pasem startowym - co zasłaniało część lotniskowych przyrządów świetlnych i utrudniało prace sprzęt radiolokacyjnego.