Premier Hiszpanii, Jose Luis Rodriguez Zapatero ogłosił 29 lipca, że wybory parlamentarne w tym kraju odbędą się 20 listopada, cztery miesiące przed planowanym zakończeniem kadencji.
Przyspieszenie wyborów to rezultat kompletnej utraty poparcia społecznego przez rząd. W maju socjaliści przegrali z kretesem wybory lokalne. Na ulicach hiszpańskich miast coraz częstsze są demonstracje ludzi niezadowolonych z sytuacji gospodarczej kraju.
Osławiony radykalnymi lewicowymi reformami Zapatero utracił zaufanie nawet we własnej partii. Wiadomo już, że nie będzie kandydatem na premiera gdyby socjaliści wygrali wybory. Jego następcą na czele partii ma zostać Alfredo Pérez Rubalcaba, obecny wicepremier. Zwycięstwo socjalistów jest jednak mało prawdopodobne, we wszystkich sondażach przewagę ma obecnie prawicowa Partia Ludowa.
Pewne zaniepokojenie w Hiszpanii wywołało wyznaczenie terminu wyborów na 20 listopada. Ten dzień to data śmierci generała Francisco Franco, który do 1975 roku dyktatorsko rządził Hiszpanią. Lewica często stara się zasugerować, że Partia Ludowa jest duchową spadkobierczynią starego reżimu. Być może socjaliści podczas kampanii wyborczej takimi hasłami będą chcieli pozyskać centrowych wyborców.
Leszek Śliwa