Antoni Macierewicz uważa, że szef MSWiA Jerzy Miller w raporcie dotyczącym przyczyn katastrofy smoleńskiej "zrzucił całą winę na Polaków", posługując się przy tym - jak mówił poseł PiS - kłamstwami.
Według Macierewicza, który kieruje parlamentarnym zespołem badającym przyczyny katastrofy smoleńskiej raport Millera to "opracowanie, które zostało napisane, zgodnie z tym co minister Miller zapowiedział ponad pół roku temu: ma Polaków bardziej boleć". "Rzeczywiście, po tym opracowaniu wielu z nas bardziej boli - powiedział w piątek na konferencji prasowej w Sejmie. - Miała być wina Polaków, to pół roku temu zapowiedział pan minister Miller i teraz też w swoim opracowaniu zrzucił całą winę na Polaków. Ale podejmując te działania dokonał paru zaskakujących, nawet jak na niego, kłamstw".
Do takich kłamstw zaliczył twierdzenie, że bez systemu ILS nie można "lądować w automacie", a także ustalenia, że do czasu uderzenia w ziemię "wszystkie systemy (Tu-154M) były sprawne". Jego zdaniem, w raporcie można przeczytać, że na dwie sekundy przed uderzeniem w ziemię, na wysokości 17 metrów uległ destrukcji cały system zasilania elektrycznego.
"To zostało napisane w tabeli, ale niestety w trakcie prezentacji powiedziano coś zupełnie innego (...) Skąd takie kłamstwa pana Millera" - pytał.
Za nieprawdziwą Macierewicz uznał także tezę, że bezpośrednią przyczyną katastrofy było uderzenie samolotu w brzozę. "Centralna teza tego opracowania, która mówi, że winę za to bezpośrednią ponosi brzoza, w którą uderzył ten samolot, i że natychmiast po uderzeniu w brzozę samolot wpadł w beczkę autorotacyjną i zmienił kurs. To jest nieprawda. Ten samolot nie wpadł w beczkę autorotacyjną i nie zmienił kursu natychmiast po brzozie, tylko kilkaset metrów dalej" - powiedział.
Polityk mówił, że wymienione przez niego kwestie to tylko nieliczne z fałszerstw i zatajeń, które zostały w piątek zaprezentowane.
Według Macierewicza, oczywiste jest, że osobą najbardziej odpowiedzialną za tę tragedię jest minister Miller, zwierzchnik Biura Ochrony Rządu, które nie dopełniło swoich obowiązków w tej sprawie. Wśród nich wymienił m.in. to, że nie powstał raport z oglądu smoleńskiego lotniska, nie sprawdzono jego systemów i nie upewniono się, że prezydent będzie mógł tam bezpiecznie wylądować. "To jest jego odpowiedzialność" - dodał.
Zdaniem posła, zadaniem BOR-u jest ochrona prezydenta, gdy odbywa loty zagraniczne. "Gdyby pan Miller dopełnił obowiązków, gdyby wysłano funkcjonariuszy na to lotnisko, gdyby oni sprawdzili to lotnisko, gdyby był chociaż funkcjonariusz w trakcie, gdy ten lot był wykonywany, również wtedy można by ostrzec prezydenta, polski samolot, że na tym lotnisku nie ma warunków, żeby lądować i zakazać lądowania" - powiedział.
Macierewicz uznał też, że błędem był także brak rosyjskiego lidera na pokładzie prezydenckiego samolotu 10 kwietnia 2010 r. Jego zdaniem, to wina MSZ-u, że wycofano wyznaczonego już wcześniej nawigatora, tylko dlatego, że 7 kwietnia nie było lidera w samolocie premiera. "Uznano, że jeżeli pan premier nie ma nawigatora, to nie będzie miał go także pan prezydent. Była to świadoma decyzja podjęta za zgodą Ministerstwa Spraw Zagranicznych" - podkreślił.
Z kolei rzecznik PiS Adam Hofman dodał, że gdyby przyjąć logikę, iż winę za katastrofę ponosi załoga, to, jego zdaniem, trzeba powiedzieć, kto jest odpowiedzialny za wymianę załogi na przelot prezydenta do Smoleńska. "Miała lecieć inna załoga. Ktoś ją wymienił. Chyba państwo wiecie, kto o tym decydował" - mówił. Jego zdaniem zmiana pilota była decyzją polityczną podjętą w ostatnim momencie.
Politycy PiS wielokrotnie podkreślali, że dokument prezentowany w piątek nie jest rzetelnym raportem, a jedynie opracowaniem. "Bez dowodu, bez wraku, bez skrzynek, bez wskazania odpowiedzialności, bez winnych" - argumentował Hofman. Jak mówił przygotowany przez "sędziów we własnej sprawie". "Mówię o rządzie Donalda Tuska, Donaldzie Tusku i Jerzym Milerze" - wyjaśnił. "Nie powstanie raport, póki będą zajmować się tym ludzie, którzy są sędziami we własnej sprawie" - dodał.